Najlepsze i najgorsze sidequesty. Nie musisz zabijać tych szczurów - o sidequestach
Spis treści
Najlepsze i najgorsze sidequesty
Jak jednym zdaniem opisać odbiór misji pobocznych w grach? Perfekcyjnie według mnie ubrał to w słowa Krzysztof Gonciarz, recenzując w marcu 2006 roku grę The Elder Scrolls IV: Oblivion.
Misje poboczne podzielić można złośliwie na dwa rodzaje: te z pomysłem i te bez. Niestety, zdecydowana ich większość łatwo popada w proste schematy. Podsłuchujemy mieszkańców danego miasta, wychwytujemy jakiś temat, wypytujemy kogoś, zostajemy skierowani do osób bezpośrednio zaangażowanych w sprawę, a one z kolei wysyłają nas do jakiegoś jedno- lub kilkupoziomowego lochu. Tam zabijamy kogo trzeba, odzyskujemy zagubiony przedmiot, wracamy – żyli długo i szczęśliwie. Nie jest to oczywiście coś jednoznacznie negatywnego, w końcu jako Polacy przywykliśmy do wielkiej kupy ziemniaków idącej w parze z apetycznym kotletem. Ten ostatni stanowią tu questy, w których wyraźnie daje o sobie znać iskra boża i talent scriptwriterów Bethesdy, którzy raz na jakiś czas wyskoczą ze zwrotem akcji bądź motywem tak urzekającym, że z wrażenia gotowi jesteśmy potulnie zgodzić się na kolejne dziesięć „zwykłych” misji.
Krzysztof Gonciarz
„Wielka kupa ziemniaków idąca w parze z apetycznym kotletem”. Spoglądamy na sidequesty właśnie w ten sposób, uznając je często za marny dodatek do najsmakowitszego kąska. Zestawiamy ze sobą wątek główny i te poboczne, oczekując, że za każdym razem dostaniemy równie efektowne, rozbudowane historie, w których będziemy zajmować się wyłącznie istotnymi i ciekawymi sprawami. Chcemy dostawać samo mięsko, przez co tracimy z oczu całościowy obraz gry – opracowanej z rozmysłem przez autorów kompozycji różnych doznań i możliwości.
Zostało jeszcze 51% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla Ciebie