autor: Piotr Pachlicki
Koreański fenomen StarCrafta
Sporty elektroniczne w Polsce są jeszcze w powijakach. Jest jednak miejsce na świecie, gdzie konkurują jak równy z równym z tradycyjnymi dyscyplinami. To miejsce to Korea Południowa.
Spis treści
Sporty elektroniczne w Polsce są jeszcze w powijakach. Jest jednak miejsce na świecie, gdzie konkurują jak równy z równym z tradycyjnymi dyscyplinami. Tym miejscem jest Korea Południowa.
Wszystko zaczęło się w 1998 roku, gdy na koreańskim rynku pojawił się dodatek do StarCrafta, noszący podtytuł Brood War. Niedługo potem odbyły się pierwsze poważne turnieje, a w 2000 roku powołane do życia przez firmę Samsung rozgrywki World Cyber Games Challenge. Dalej wszystko poszło z górki – kolejne zawody, powstające jak grzyby po deszczu drużyny i wreszcie utworzenie organizacji KeSPA (Korean eSports Players Association).
Dzisiaj rozgrywkom komputerowym (w głównej mierze właśnie StarCraftowi) poświęcona jest ramówka dwóch stacji telewizyjnych (MBC Game i OnGameNet), których łączny udział w koreańskim rynku w 2006 roku wyniósł odrobinę więcej niż TVP Info w Polsce (około 5 procent, co jest świetnym wynikiem jak na kanał kablowy).
Kolebka „StarCrafta”
Wbrew pozorom gracze nie walczą o przysłowiową pietruszkę. W najważniejszych turniejach indywidualnych (przeprowadzanych z pomocą sponsorów m.in. przez wcześniej wspomniane stacje) do wygrania jest od dziesięciu do pięćdziesięciu tysięcy dolarów. Warto w tym miejscu dodać, że imprez tego kalibru jest sześć, przy czym część z nich ma po dwa lub nawet trzy (!) sezony w jednym roku kalendarzowym. Najlepsi zawodnicy z Korei Południowej mogą liczyć na lukratywne kontrakty z drużynami. Rekord wynosi sześćset tysięcy dolarów w ciągu trzech lat, czyli ok. 17 tysięcy dolarów miesięcznie – to więcej niż roczne zarobki robotnika budowlanego!
Nic więc dziwnego, że – wzorem amerykańskich telewizji – zorganizowano nawet program typu reality show, w którym średnio popularny piosenkarz próbował swoich sił w batalii o licencję zawodowego gracza. Kamery śledziły go podczas dwunastogodzinnych treningów, spotkań z innymi profesjonalistami w celu głębszego zrozumienia fizyki gry i wreszcie w samym turnieju o upragniony świstek papieru otwierający wrota do drużyn. Póki co nie udała mu się ta sztuka, ale znalazł już wielu naśladowców. StarCraft wdarł się już na tyle do świadomości Koreańczyków, że za normalne uchodzi zaproszenie dziewczyny na randkę do tzw. PC Bangu, czyli wielopiętrowej kawiarni internetowej, gdzie para wspólnie gra przez Internet.