autor: Piotr Pachlicki
Co z przyszłością?. Koreański fenomen StarCrafta
Spis treści
Co z przyszłością?
Sporty elektroniczne to relatywnie młoda dziedzina, ma zaledwie 10 lat. Tak naprawdę nie wiadomo jeszcze, czy jest stabilna na tyle, żeby zapewnić godziwe życie po przejściu na emeryturę. I nie mówię tu o odległej przyszłości, bo pierwsze pokolenie progamerów już w tym momencie wchodzi w wiek, w którym czas odwiesić myszkę na kołek. Trzydzieści lat to magiczna granica, którą na razie przekroczył – i w dalszym ciągu pozostaje w grze – chyba tylko Boxer. Inni przekwalifikowali się i są teraz komentatorami, sędziami lub trenerami. To jest najlepsze wyjście. Ci, którym się nie powiodło, mają teraz około 25 lat, ale żadnych oszczędności z okresu kariery.
Zakładając nawet, że wszystko potoczy się dobrze – zawodnik stanie się legendą swojego pokolenia, a po zakończeniu czynnej przygody z esportem uda mu się załapać na jedno z wyżej wymienionych stanowisk, nadal pozostaje jedno zagrożenie. StarCraft ma już w tej chwili ponad dziesięć lat na karku. Jego grafika jest w dalszym ciągu przyjemna dla oka, ale nie da się ukryć, że odstaje od standardów. Co stanie się w przypadku, gdy przyjdzie czas na zmianę platformy? Budowana przez tyle lat i z ogromnym poświęceniem pozycja w jednej dyscyplinie nie ma specjalnego przełożenia na inną. Doskonałym przykładem jest nasz popularny siłacz Mariusz Pudzianowski. Wydawałoby się, że ma predyspozycje do podbicia MMA w bardzo krótkim czasie, że posiada już wszystkie atuty niezbędne do tego, a każdy wie, jak potoczyła się jego kariera.
Pierwszym poważnym zagrożeniem dla pozycji StarCrafta w Korei była trzecia odsłona cyklu WarCraft, również przygotowana przez firmę Blizzard Entertainment. Jednak producent zaimplementował tam kilka rozwiązań, które nie przypadły do gustu Koreańczykom. Nie wiadomo, czy chodziło o cukierkową grafikę, brak przejrzystości podczas bitew, czy może o element losowości (artefakty itp.). Chociaż Korea Południowa stanowi potężną siłę na świecie i na tej platformie, to zainteresowanie gwiezdną wersją Crafta jest dużo większe.
Jednak na horyzoncie pojawiło się jeszcze poważniejsze zagrożenie. Chodzi mianowicie o drugą grę z serii StarCraft, od kilku dni obecną na rynku. Produkcję opatrzoną rzymską cyfrą „II” przyjęto jednak w Korei ze sporą rezerwą. Praktycznie wszyscy zawodowcy pozostali na razie przy starszej wersji gry. Blizzard sam sobie także nie pomógł – wyciągnął z szafy szkielety prawne pod postacią roszczeń do KeSPA o część zysków z transmisji. Praktycznie zmusił tym samym koreański związek sportowców elektronicznych do pozostania przy pierwszej odsłonie. Nie pomogła usilna kampania na rzecz „dwójki” – w końcu to właśnie w Korei po raz pierwszy ogłoszono prace nad nią.
Wygląda więc na to, że StarCraft: Brood War pozostanie jeszcze przez jakiś czas niezagrożony na swoim koreańskim tronie.
Piotr „pp” Pachlicki