autor: Patryk Fijałkowski
Wirtualny hantel. Jeśli coś ma ekran, to nadaje się do Dooma
Spis treści
Wirtualny hantel
To pewnie dobry moment, żeby napisać to jedno słowo, wyrzucić z siebie pytanie, które z pewnością niejednej osobie pali się w głowie od kilku minut: dlaczego? Kody źródłowe, porty, porty portów, porty portów portów, zręczne modyfikacje… Cytując klasyka: na co to komu? Czy ludziom naprawdę chce się spędzać nie wiadomo ile godzin, by uruchomić grę z 1993 roku na urządzeniu, na którym i tak nikt nigdy na poważnie w nią nie zagra? Czy naprawdę chodzi tylko o udany żart?
Owszem, element absurdalnego, trwającego dekady dowcipu jest z pewnością istotny, ale portowanie Dooma to przede wszystkim interesujące wyzwanie programistyczne. id Software zaprojektowało grę nie tylko z myślą o graczach, ale i programistach, dzięki czemu jej kod - udostępniony za darmo, warto przypomnieć - sprzyja takim eksperymentom. Doom wygląda też całkiem nieźle jak na grę z 1993 i zręcznie udaje grę 3D, jednocześnie mając niskie wymagania sprzętowe. Dzięki temu możliwe jest uruchomienie jej na drukarce i wywołanie powszechnego efektu “wow”. Nie jest to też jakaś pierwsza lepsza giereczka niewiadomego pochodzenia, tylko kamień milowy gier wideo, o którym słyszeli nawet nasi dziadkowie. Doom stanowi więc świetne narzędzie do popisywania się swoimi umiejętnościami. Stąd między innymi te wszystkie eksperymenty, którymi potem zachwyca się cały internet. O których potem powstają artykuły.
Ludzie zajmujący się udowadnianiem światu, że niemal wszystko uruchomi Dooma, gromadzą się choćby na redditowej grupie o nazwie It Runs Doom. Można tam znaleźć długą listę najróżniejszych urządzeń lub wątki rozważające liczne kwestie - jakie jest najtańsze urządzenie, które mogłoby uruchomić Dooma? Czy Dooma da się uruchomić na Steamie - nie za pośrednictwem Steama, tylko bezpośrednio przez jego przeglądarkę? Praktycznie każdego roku pojawia się też nowy news spod szyldu “na czym tym razem uruchomiono Dooma”. Ekran pokładowy samochodu? Pewnie. Nintendo Switch? Już tak.
Możemy tylko zgadywać, jaka będzie przyszłość kolejnych portów. Bo że będą, to pewniejsze niż nowa odsłona Call of Duty za rok. Śmiejemy się, że Dooma nie ma jeszcze na długopisach, ale to pewnie kwestia czasu, kiedy Apple lub inna firma wypuści rysik z wyświetlaczem. A wtedy wysoce prawdopodobne jest, że jakiś zapalony, zwariowany programista uruchomi na tym wyświetlaczu jedną z licznych wersji klasyka z 1993 roku. Nawet jeśli ekran będzie wielkości paznokcia.
Pod tym względem Dooma można określić jako growy odpowiednik programu Hello World, którego przenosi się na różne urządzenia w ramach treningu i demonstracji swoich umiejętności. Wirtualny hantel do prężenia informatycznych muskułów. I diabelnie dobry żart – taki, co nie starzeje się przez ćwierć wieku.