autor: Adam Bilczewski
Historia cRPG po roku 1992
Grając i podziwiając najnowsze pozycje cRPG, zapewne niejednego z Was zaciekawiło skąd wziął się ten gatunek gier i jak wyglądały te pierwsze, dzięki którym możemy teraz zagrać w Baldur’s Gate czy Arcanum...
Do roku 1993 powstało mnóstwo znakomitych gier z gatunku cRPG, o czym miałem przyjemność opowiedzieć w pierwszej części moich wspomnień. Lata 1992-1993 były zresztą najlepszym okresem w ich historii. W roku 1992 powstały przecież takie gry jak Darklands, Ultima Underworld, Wizardry 7, Ishar 2 czy też pierwsza część Ultimy 7, ale o nich już pisałem. Wszystkie te tytuły rozbudziły apetyty miłośników cRPGów, podsycane obietnicami i zapowiedziami producentów. Dlatego oczekiwania były duże i co najważniejsze zostały one spełnione. Rok 1993Firma Origin idąc za ciosem i wychodząc naprzeciw miłośnikom cyklu Ultima, jak tylko mogła najszybciej wypuściła dodatek do pierwszej części Ultimy 7 noszący tytuł: Ultima VII: Forge of Virtue, w którym otrzymywaliśmy możliwość zwiedzenia nowej lokacji – Isle of Fire i zdobycia nowych przedmiotów z potężnym artefaktem Blackrock Sword na czele, oraz drugą część Ultimy 7 – Ultima VII part two: Serpent Isle. Graficznie nie różniła się ona od swojej poprzedniczki. Jej akcja przenosiła nas trochę dalej w czasie po zakończeniu przygody w pierwszej odsłonie. Odkrywaliśmy całkowicie nowe ziemie, ponownie walcząc przeciwko knowaniom złego Guardiana. Dostaliśmy dostęp do nowych czarów, poprawiono drobne niedociągnięcia trochę drażniące u poprzedniczki i znów z wypiekami na twarzy mogliśmy kierować poczynaniami Avatara. Żeby nam się zbytnio nie nudziło, w kilka miesięcy później (podobnie jak to było z częścią pierwszą) ukazało się rozszerzenie do drugiej części Ultimy 7, zapewniające nam rozrywkę na kilkanaście długich wieczorów. Origin była pierwsza firmą, która odkryła jak tanim kosztem można wyciągnąć od graczy pieniądze, za niewiele nowego wnoszące dodatki. Ale prawdziwym „przegięciem” było wydanie do Ultimy VIII (o której opowiem później) tzw. speech packa, dodającego do niej tylko ścieżkę dźwiękową za prawie połowę ceny samej gry. Równie oczekiwanym tytułem firmowanym przez Origin Systems i LGT była druga część Ultimy Underworld. Nosiła ona podtytuł Labyrinth of Worlds i co się naprawdę rzadko zdarza, była chyba jeszcze lepsza od swojej poprzedniczki. Poprawiony engine Looking Glass Technologies robił znakomite wrażenie a dzięki przemeblowaniu interfejsu mieliśmy dużo większe okno, na którym toczyła się akcja gry. Co do możliwości kreowania postaci, nic się nie zmieniło, podobnie zresztą jak nie uległy zmianie umiejętności, którymi dysponował nasz bohater, w zależności jaką to profesję mu wybraliśmy. Tym razem nikt już nie miał wątpliwości, że jesteśmy Avatarem. Lord British na naszą cześć i w związku z rocznicą pokonania złego strażnika wyprawił świetną ucztę. Tylko, że niestety, kiedy się tego najmniej spodziewaliśmy Guardian znów zaatakował i uwięził wszystkich w zamku, otoczywszy go magiczną kopułą. Nie pozostawało nam nic innego, jak tylko zapuścić się w mroczne lochy zamku Lorda Britisha. Musieliśmy odnaleźć magiczny portal służący do podróży między wymiarami a za jego pomocą odwiedzić osiem światów i znaleźć magiczne klejnoty, które pomogą rozwiązać nękające nas problemy. Bardzo ciekawy scenariusz, świetne zagadki, nowe przedmioty, czary, potwory i dużo większy obszar gry spowodowały, że mogliśmy na dobre utkwić w świecie Britanii. Popularność gier z gatunku cRPG spowodowała, że przeróżne firmy próbowały swoich sił na tym polu. Przyznam, że z różnym skutkiem, ale czasami udało im się stworzyć prawdziwa perełkę. Włączyła się do tego również bardziej znana z dobrych symulacji firma Dynamix. Dzięki współpracy znanego pisarza książek fantasy Raymonda E. Feista stworzyła grę, która do dziś zaskakuje ogromem świata, wspaniałą (jak na tamte czasy) grafiką, jakością zagadek i niesamowitym scenariuszem opartym na jego prozie. Mam tu oczywiście na myśli grę pt. Betrayal at Krondor. |