Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Publicystyka 3 maja 2015, 14:00

Gry wideo poza prawem - życie gracza w Wenezueli

Przemoc w grach to temat, który zawsze rodził kontrowersje. Rzadko który rząd podjął jednak w celu jej eliminacji tak zdecydowane kroki jak władze Wenezueli.

Polscy gracze nie mogą jeszcze cieszyć się zupełną akceptacją ze strony naszych mediów. A to na Frondzie wyląduje lista produkcji, które namawiają do czczenia Szatana, a to TVP opublikuje kolejny materiał, który robi z nas w najlepszym przypadku wykolejeńców, a w najgorszym – niebezpiecznych psychopatów. Ale sytuacja wciąż się poprawia – z jednej strony w Katowicach ogromną popularnością cieszy się IEM, z drugiej do spędzania czasu z myszką czy padem w ręku przyznają się coraz częściej politycy, sportowcy, aktorzy. To z kolei daje niemalże stuprocentową pewność, że w najbliższym czasie nikt nie zrobi z gier przestępstwa karanego więzieniem. Naprawdę mamy szczęście. Po drugiej stronie globu, w Wenezueli, gracz to synonim kryminalisty.

Wenezuela to kraj, w którym pracownicy firm należących do rządu (co przy nacjonalizacji znacznej części przemysłu daje naprawdę spory procent) są zobligowani do głosowania na aktualnie rządzącą partię pod groźbą zwolnienia, gdzie policja pomaga rodzinom ofiar zabójstw czy porwań jedynie pod warunkiem, że sprawa nie trafi do mediów, i gdzie jedna osoba – Hugo Chávez – sprawowała urząd prezydenta przez prawie półtorej dekady, aż do śmierci w marcu 2013 roku. To także państwo, gdzie sceny rodem z Grand Theft Auto zdarzają się dzień w dzień. Morderstwa, porwania czy handel narkotykami są tutaj tak powszechne, że nikt nawet nie próbuje zgłaszać przestępstw „mniejszej wagi”, takich jak kradzieże czy wyłudzenia. W ostatnich latach Wenezuela regularnie ląduje w czołówce list najniebezpieczniejszych państw. Jak więc rozwiązać ten problem? W jedyny słuszny sposób – zakazując wszystkich brutalnych gier wideo.

„Grand Theft Auto? Znamy, ale u nas sprzedaje się jako The Sims”. - 2015-04-30
„Grand Theft Auto? Znamy, ale u nas sprzedaje się jako The Sims”.

To, że wspomniany wcześniej Hugo Chávez za interaktywną rozrywką nie przepadał, raczej nie powinno być zaskoczeniem. Ostatecznie większość tytułów trafiających na półki sklepowe jest produkcji amerykańskiej lub europejskiej – a więc kapitalistycznej. Tymczasem zmarły dwa lata temu prezydent nienawidził kapitalizm z całego serca, nazywając go wprost „drogą do piekła”. Założona przez niego Zjednoczona Partia Socjalistyczna, rządząca w kraju nieprzerwanie od 2007 roku, to ugrupowanie w stu procentach lewicowe, popierające postępującą nacjonalizację własności prywatnej. Wenezuela bywa w mediach określana mianem „Kuby Ameryki Południowej” i nie ma w tym ani grama przesady. Ale kapitalizm to nie jedyny problem, jaki Chávez dostrzegał w grach. „To trucizna” – grzmiał w jednej ze swych audycji radiowych. – „Gry tworzą kapitaliści, by sprzedawać tu broń i nauczyć młodych ludzi mordować. Kiedyś w jednej umieszczono nawet mój wizerunek, a głównym zadaniem było zabicie mnie”.

„Amerykańska kampania psychologicznego terroru” udała się średnio – Mercenaries 2 zebrało bowiem przeciętne oceny. - 2015-04-30
„Amerykańska kampania psychologicznego terroru” udała się średnio – Mercenaries 2 zebrało bowiem przeciętne oceny.

Były prezydent mówił o Mercenaries 2: World in Flames, wydanej w 2008 roku produkcji studia Pandemic, która została zapamiętana bardziej ze względu na kontrowersje wokół niej niż jakość produktu. Gracz w skórze najemnika był wysyłany do Wenezueli z misją obalenia rządzącego nią dyktatora. Podobieństw do Cháveza znalazło się wystarczająco dużo, by sprawą zainteresował się rząd kraju, oskarżając twórców o wspieranie ewentualnej amerykańskiej inwazji. Deweloperzy zareagowali, zapewniając, że nie mają żadnych powiązań z rządem Stanów Zjednoczonych i że chcieli jedynie stworzyć stosunkowo realistyczny scenariusz. To nie przekonało jednak członków Zjednoczonej Partii Socjalistycznej. Prorządowy polityk Ismael Garcia stwierdził wówczas: „Amerykański rząd wie, jak poprowadzić kampanię psychologicznego terroru, by potem wprowadzić swoje plany w życie”.

Może to właśnie Mercenaries 2 było kroplą, która przelała czarę goryczy, bowiem kilka miesięcy po premierze dzieła Pandemic z Wenezueli doszły pierwsze informacje na temat planów zdelegalizowania brutalnych gier wideo. Choć pomysłodawcami projektu nie byli członkowie rządzącej partii, tym razem Chávez szybko wyraził swoje poparcie. Proces legislacyjny ruszył w sierpniu 2009 roku i szybko nabrał rozpędu – klamka zapadła w listopadzie, a w marcu następnego roku nowe przepisy weszły w życie. Zakazywały one produkcji, importowania, sprzedaży oraz wypożyczania brutalnych gier pod karą trzech do pięciu lat pozbawienia wolności. Z kolei promowanie ich groziło wysoką grzywną. Za „brutalne” uznano tytuły, które „zawierają informacje lub obrazki promujące lub wywołujące przemoc oraz użycie broni”. Co przy dokładnej interpretacji oznacza gros dostępnych na rynku gier, zostawiając może większość pozycji sportowych oraz trochę niewinnych platformówek i przygodówek.

Gry sportowe nie wywołują agresji? Tysiące padów roztrzaskanych po straconych w 90 minucie bramkach mogą mieć na ten temat nieco inne zdanie. - 2015-04-30
Gry sportowe nie wywołują agresji? Tysiące padów roztrzaskanych po straconych w 90 minucie bramkach mogą mieć na ten temat nieco inne zdanie.

W przeciwieństwie do wielu krajów, które próbowały zdelegalizować przemoc w interaktywnej rozrywce, w Wenezueli działania podjęte przez rząd były wyjątkowo stanowcze. Obywatele przywożący z zagranicznej podróży przenośną konsolę narażali się nie tylko na to, że zostanie ona skonfiskowana – mogli zostać także oskarżeni o próbę importowania urządzenia umożliwiającego „brutalną” rozrywkę. W niektórych estados (wenezuelska jednostka administracyjna) na masową skalę zaczęto niszczyć zawierające przemoc gry. Nowe prawo doprowadziło też do ruiny większość sprzedawców zajmujących się interaktywną rozrywką – musieli albo zrezygnować ze sprzedaży olbrzymiej części oferowanego asortymentu, albo zaryzykować więzienie lub grzywnę sięgającą 260 tysięcy boliwarów. To ogromna kwota – zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę fakt, że średnie miesięczne zarobki rzadko kiedy przekraczają tu dwa tysiące.

Pozbawieni dojścia do nowych tytułów gracze nie mieli oczywiście zamiaru rezygnować ze swojego hobby, toteż rynek nielegalnych wersji znacznie się rozrósł. Obecnie liczba pirackich egzemplarzy gier w Wenezueli stanowi 88%, co stawia to południowoamerykańskie państwo tuż za dominującym w tej niechlubnej statystyce Zimbabwe (92%). I nie mówimy bynajmniej o piractwie internetowym: zgrane na płyty, okrojone z zawartości produkty, wtłaczane po kilka na jeden dysk i opatrzone amatorsko wykonywanymi okładkami przypominają to, co znaczna część polskich entuzjastów gier miała okazję oglądać na targowiskach kilkanaście lat temu.

Nawet gry, w których przemoc jest humorystyczna i przerysowana, nie są w Wenezueli mile widziane. - 2015-04-30
Nawet gry, w których przemoc jest humorystyczna i przerysowana, nie są w Wenezueli mile widziane.

Nielegalne zakupy to zresztą jeden z niewielu sposobów, by móc w Wenezueli wydać na gry więcej, niż pozwalają rządzący. Tak – Zjednoczona Partia Socjalistyczna ogranicza wydatki obywateli na elektronikę do 300 amerykańskich dolarów rocznie, zmuszając graczy albo do skrajnego oszczędzania, albo do kupowania dolarów na czarnym rynku po znacznie zawyżonych cenach. MMO wymagające abonamentu odpadają absolutnie: jeżeli jakiś nieszczęsny obywatel zdążył uzależnić się od World of Warcraft, po wprowadzeniu ograniczeń czekał go wyjątkowo bolesny odwyk. Naturalnym rozwiązaniem byłoby przejście na darmowe produkcje, te jednak najczęściej nie są dostępne w tym regionie ze względu na kwestie prawne. Zresztą nawet gdyby szczęśliwi Wenezuelczycy zdołali znaleźć tytuł pozbawiony przemocy i możliwy do odpalenia w ich kraju, problemem okazałby się brak sprzętu. W sklepach dostanie komputera o solidnej konfiguracji graniczy z cudem nawet w przypadku tych, którzy posiadają więcej pieniędzy, zaś konsole są wyjątkowo drogie – kosztują bowiem niemalże równowartość średniego rocznego wynagrodzenia. Zawsze można znaleźć podziemne kafejki internetowe, oferujące możliwość zagrania w nielegalne produkcje, jednak zlokalizowane są one w najgorszych dzielnicach. A choćby nie wiem jak bardzo miało się ochotę na partyjkę w Counter-Strike’a, raczej trudno oczekiwać, by wiele osób chciało ryzykować za nią własnym życiem.

Nowe prawo zostało oczywiście odebrane przez graczy jako kolejna próba znalezienia kozła ofiarnego odpowiedzialnego za falę przestępczości, która trwa dłużej, niż większość z nich pamięta – a przy okazji sposobność do jeszcze większego zawężenia i tak niewielkiego już zakresu praw obywatelskich. W listopadzie 2009 roku całą sytuację podsumował w swoim artykule Guido Núnez-Mujica, 26-letni wówczas Wenezuelczyk. Ryzykując grzywną za promowanie brutalnej rozrywki, pisał: „Gry były zawsze ważną częścią mojego życia. Pomogły mi rozszerzyć horyzonty, poznawać język angielski i otworzyły drzwi do świata nieznanej dotychczas muzyki i literatury z całego globu. Teraz, przez krótkowzroczność ludzi u władzy, przez ich głupotę i dyktatorskie zapędy, mój 7-letni brat nie będzie miał takiej samej okazji”. Dodaje też, że przepis to kolejny gwóźdź do trumny wszelkich praw, jakie powinni mieć obywatele. „W naszym systemie prawnym sprzedawanie gier właśnie stało się czynem gorszym niż dawanie broni czy papierosów nieletnim, gorszym nawet niż zmuszanie dzieci do niewolniczej pracy. Za te przestępstwa grożą niższe kary!” Te absurdy to w Wenezueli do dzisiaj smutna rzeczywistość.

W podziemnych kafejkach internetowych można zagrać m.in. w Counter-Strike’a. Większość z nich znajduje się jednak w dzielnicach, w które lepiej się nie zapuszczać. - 2015-04-30
W podziemnych kafejkach internetowych można zagrać m.in. w Counter-Strike’a. Większość z nich znajduje się jednak w dzielnicach, w które lepiej się nie zapuszczać.

I być może rządzący mogliby obronić decyzję o wprowadzeniu zakazu, gdyby tylko przynosił on widoczne efekty. Tymczasem statystyki przestępstw nie przestały rosnąć i nic raczej nie wskazuje, by w najbliższej przyszłości miało się to zmienić. Co prawda rządowe źródła bagatelizują problem, twierdząc, że przedstawiane przez opozycję oraz niezależne media wyniki są znacznie zawyżone, jednak sami obywatele twierdzą, że wyjście na ulicę każdego z większych miast po zmroku to praktycznie proszenie się o napad. Nadal powszechne są pobicia, porwania i oczywiście morderstwa. Będący u władzy politycy mogą uparcie twierdzić, że fala przestępczości spadnie, gdy tylko zniszczona zostanie ostatnia kopia Call of Duty oraz Grand Theft Auto, ale w Wenezueli nawet ci, którzy początkowo popierali wprowadzenie tego prawa, coraz mniej wierzą w jego skuteczność.

Zakaz miał też swoje dobre strony. Na przykład żaden Wenezuelczyk nie miał okazji zagrać w Rambo: The Video Game. - 2015-04-30
Zakaz miał też swoje dobre strony. Na przykład żaden Wenezuelczyk nie miał okazji zagrać w Rambo: The Video Game.

Po śmierci Cháveza można było mieć nadzieję, że drakońskie przepisy odejdą w niepamięć. Sprawujący władzę od marca 2013 roku Nicolás Maduro podtrzymuje jednak politykę prowadzoną przez swojego poprzednika, a na głowie ma większe problemy niż interaktywna rozrywka – w lutym 2014 roku krajem wstrząsnęły antyrządowe protesty. Trwające trzy miesiące manifestacje nie zdołały co prawda obalić prezydenta, który nie poradził sobie z rosnącą inflacją i szalejącą przestępczością, ale poskutkowały poważnym kryzysem. W przypadku następnego Zjednoczona Partia Socjalistyczna może utracić władzę, a wtedy – kto wie? Być może Wenezuelczycy zastąpią ją ugrupowaniem, które sprawi, że obywatele zaczną strzelać do siebie przede wszystkim w wirtualnej rzeczywistości.

Jakub Mirowski

Jakub Mirowski

Z GRYOnline.pl związany od 2012 roku: zahaczył o newsy, publicystykę, felietony, dział technologiczny i tvgry, obecnie specjalizuje się w ambitnych tematach. Napisał zarówno recenzje trzech odsłon serii FIFA, jak i artykuł o afrykańskiej lodówce low-tech. Poza GRYOnline.pl jego materiały na temat uchodźców, migracji oraz zmian klimatycznych publikowane były m.in. w Krytyce Politycznej, OKO.press i Nowej Europie Wschodniej. W kwestii gier jego zakres zainteresowań jest nieco węższy i ogranicza się do wszystkiego, co wyrzuci z siebie FromSoftware, co ciekawszych indyków i tytułów typowo imprezowych.

więcej

Gamedev w czasach rewolucji – jak Euromajdan zmienił ukraińską branżę gier wideo
Gamedev w czasach rewolucji – jak Euromajdan zmienił ukraińską branżę gier wideo

Euromajdan i to, co po nim nastąpiło, zmienił cały kraj – a branża gier nie była wyjątkiem. Ukraińscy deweloperzy opowiedzieli nam o płonących ulicach, ucieczce przed wojną, stratach finansowych, ale i szansie na rozwój w nowej rzeczywistości.