Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 27 listopada 2006, 16:24

autor: Radosław Grabowski

Nadchodzi burza, a właściwie „MotorBurza”. Graliśmy na PlayStation 3

Spis treści

Nadchodzi burza, a właściwie „MotorBurza”

Ponieważ na japońską i północnoamerykańską premierę PlayStation 3 nie zdążono z wydaniem znakomicie zapowiadających się wyścigów pt. MotorStorm, właśnie od nich rozpocząłem testowanie udostępnionych w Centrum Sony gier. Developerów, pracujących w zespole Evolution Studios, znałem już dzięki bestsellerowej serii wirtualnych rajdów na licencji WRC (World Rally Championship) i w oparciu o dotychczasowe kontakty z ich dziełami spodziewałem się produktu wysokiej klasy. Dostałem nawet więcej, a konkretnie piekielnie dynamiczną rywalizację kierowców na ciekawie zaprojektowanych trasach. Mogłem wybrać kilka odmiennych typów pojazdów (np. motocykl, quad, samochód rajdowy i masywną ciężarówkę), z których każdy zachowywał się w sposób realistyczny, posiadając właściwą sobie zwrotność, zostawiając na podłożu naturalnie wyglądające ślady, buksując kołami w błotnistych kałużach i rozrzucając przy okazji brązową maź na wszystkie strony etc.

W zależności od wybranego wehikułu trzeba było realizować inną strategię jazdy, gdyż przykładowo tylko jednośladem dało się przejechać wąskimi ścieżkami pomiędzy skałami. Na prostych odcinkach pomocny okazywał się dopalacz, którego używanie ograniczał wskaźnik temperatury silnika. Rozpędzonym pojazdem nietrudno było wpakować się w przeszkodę, z którą kontakt owocował w najlepszym wypadku widocznymi uszkodzeniami, a w najgorszym efektownym zniszczeniem maszyny na skalę totalną, połączonym z rozsypującymi się częściami (opony, sprężyny, niezliczona ilość śrubek itd.). Fatalnie prezentowali się jednak rozlokowani wokół tras kibice – każdy z nich był po prostu płaskim i nieruchomym obiektem, co przywodziło na myśl minioną epokę elektroniczno-rozrywkową. Mimo wszystko MotorStorm zdecydowanie zasługuje na uwagę i dobrze rokuje na przyszłość. Był to również jeden z dwóch tytułów, w których wypróbowałem żyroskopowe funkcje pada SIXAXIS. Przyzwyczajony do sterowania za pomocą analogowych gałek czułem się początkowo nieco nieswojo skręcając poprzez wychylanie kontrolera w lewo i prawo, ale po kilku chwilach szło mi już całkiem nieźle. Opcja ciekawa, ale ostatecznie powróciłem do klasycznej formy kierowania.

FPS z interesującą fabułą i tylko tyle

Konsola Xbox pierwszej generacji pokazała, że gra z gatunku FPS (w tym wypadku Halo: Combat Evolved) może być znakomitym tytułem startowym. Niestety tą ścieżką nie podąża Resistance: Fall of Man dla PlayStation 3. Przetestowana przeze mnie wersja w żadnym wypadku nie napawała optymizmem – gra była po prostu brzydka i pomijając pewną liczbę drobnych detali (np. inaczej rozbijające się tafle szyb w zależności od miejsca trafienia) reprezentowała poziom niewiele lepszy od podobnych strzelanin dla PS2. Wielu obiektom brakowało cieniowania, zachowanie przeciwników opierało się na prymitywnie działających skryptach, a synchronizacja ruchów ust postaci ludzkich z wypowiadanymi kwestiami kulała. Tylko momentami zauważyć się dało działanie algorytmów fizycznych, ale przeciwnikom wydawało się nie sprawiać specjalnej różnicy, czy strzelam im w kończyny czy chociażby w korpus. Moją uwagę przyciągnęła warstwa fabularna (alternatywna historia z początku lat pięćdziesiątych XX wieku z inwazją pozaziemskiej cywilizacji niczym w Wojnie światów autorstwa Herberta George’a Wellsa), której rozwój ukazywały ciekawie wyreżyserowane scenki przerywnikowe, utrzymane w hollywoodzkim klimacie. Ludzie z firmy Insomniac Games zdecydowanie rozczarowali, a ich dzieło wydaje się nie mieć szans z konkurencyjną pozycją pt. Call of Duty 3.