Droga do GTA – jak zmienia się seria Mafia
Trzecia część Mafii wywołuje liczne kontrowersje, głównie związane z nadmiernym upodabnianiem się do cyklu Grand Theft Auto. Jeśli jednak spojrzeć przez pryzmat całej serii, dochodzi się do wniosku, że można się było tego spodziewać.
Dokładnie pięć lat temu na półkach sklepowych pojawiła się jedna z najbardziej oczekiwanych gier 2010 roku – kontynuacja Mafia: The City of Lost Heaven, kultowej wśród naszych rodaków produkcji studia 2K Czech. Końcówka sierpnia to również inne istotne daty dla fanów przestępczości zorganizowanej rodem z Włoch – 28 sierpnia swoje urodziny obchodzi pierwsza część Mafii, zaś dwa dni później jej główny bohater, Tommy Angelo. Mamy więc aż trzy dobre okazje, by powspominać tę wyjątkową serię i, w oparciu o to, co już wiemy o zapowiedzianej pod koniec lipca „trójce”, przyjrzeć się bliżej kierunkowi, w jakim zmierza.
Miasto Utraconego Nieba
Kiedy pod koniec sierpnia 2002 roku studio 2K Czech (wówczas znane pod nazwą Illusion Software) wypuszczało na komputery osobiste grę Mafia: The City of Lost Heaven, zespół deweloperski pełen był wątpliwości, czy ich tytuł odniesie sukces. Głównym powodem niepewności była mająca miejsce raptem kilka miesięcy wcześniej premiera pecetowej wersji Grand Theft Auto III. Cały świat oszalał wówczas na punkcie produkcji studia DMA Design (później znanego jako Rockstar North), która oferowała swobodę rozgrywki na dotąd niespotykaną skalę, dziesiątki odwracających uwagę gracza aktywności pobocznych i olbrzymie, tętniące życiem miasto. Mafia na pierwszy rzut oka wyglądała bardzo podobnie – w obu grach głównym bohaterem był gangster wspinający się po szczeblach przestępczej kariery, obie oddawały w ręce odbiorcy dużych rozmiarów miasto, po którym podróżować można było zarówno kradzionymi na bieżąco samochodami, jak i pieszo. Mafia wyraźnie przegrywała jednak z GTA III pod względem swobody eksploracji i aktywności pobocznych, czyli najbardziej wychwalanych cech konkurenta. Twórcy gry zaś doskonale sobie z tego zdawali, stąd nastroje przed premierą były nerwowe.
Jak się okazało, obawy okazały się bezpodstawne. Gracze wybaczyli The City of Lost Heaven mniejszą niż u bezpośredniego konkurenta swobodę, doceniając opowiadaną przez Czechów historię włoskiego imigranta Tommy’ego Angelo, taksówkarza, który w wyniku splotu wydarzeń związał swoje życie z mafijną rodziną Salierich i stopniowo stawał się coraz ważniejszym członkiem organizacji przestępczej. Twórcy z 2K Czech perfekcyjnie uchwycili klimat takich filmów jak Ojciec Chrzestny, zaś stworzona przez nich metropolia Lost Heaven symulowała rzeczywisty świat na niespotykaną dotąd skalę – dość powiedzieć o takich szczególikach, jak policjanci reagujący na gracza przejeżdżającego przez skrzyżowanie na czerwonym świetle czy pojawianie się nowszych modeli samochodów w grze w miarę jak fabuła posuwała się o lata do przodu. Nawet dzisiaj taka dbałość o szczegóły nie jest często spotykana. Gra była też znacznie poważniejsza i trudniejsza od swojego konkurenta.
Kampania cechowała się całkowitą liniowością i nawet, jeśli w trakcie trwania misji zdecydowaliśmy się zignorować cel naszej podróży i pojeździć sobie po mieście, działanie takie okazywało się kompletnie bezcelowe. Swobodna eksploracja Lost Heaven wprawdzie była możliwa, jednak w charakterze oddzielnego trybu zabawy, aktywowanego z poziomu menu głównego. Niestety, w wariancie tym brakowało aktywności pobocznych, które mogłyby na dłużej przyciągnąć do takiej zabawy. Dopiero po poznaniu zakończenia historii odblokowana zostawała Jazda Ekstremalna, która w końcu połączyła pełną swobodę z mocno różnorodnymi misjami pobocznymi.