Czy warto kupić konsolę Xbox One X? Testujemy nowy sprzęt Microsoftu
Ósma generacja, krytykowana powszechnie za niedobór mocy, na naszych oczach zmieniła się w generację osiem i pół. Do wydanej przed rokiem PlayStation 4 Pro dołącza właśnie Xbox One X – najpotężniejsza konsola na rynku, jak reklamuje ją Microsoft.
Spis treści
Kiedy na sali, w której odbywała się impreza Microsoftu w czasie targów E3 2016, wybrzmiewały oklaski i okrzyki zachwytu, Phil Spencer mógł pękać z dumy. Gigant z Redmond chwilę wcześniej zapowiedział program Xbox Play Anywhere i nową, odchudzoną wersję Xboksa One z dopisaną literą S, a mrok sali konferencyjnej rozświetlał teraz ekran z napisem Project Scorpio i przybliżona data premiery: „Holiday 2017” (czyli bieżący okres świąteczny).
Wieczna wojna
- znakomita jakość oprawy graficznej w odpowiednio przystosowanych grach;
- lepsze działanie dużej liczby zwyczajnych gier;
- kompaktowa obudowa z wbudowanym zasilaczem;
- trochę szybszy dysk twardy;
- dla estetów – wygląd.
- nie poprawia skutecznie wszystkich gier;
- cena wyższa niż za PlayStation 4 Pro (ale akceptowalna za taką jakość).
Hasło reklamowe nowego urządzenia trafiało w punkt: „Najpotężniejsza konsola wszech czasów”. Nie tylko było chwytliwe, ale, jak się okazało, także całkowicie prawdziwe. Co prawda w internecie już od kilku miesięcy krążyły plotki o nowej konsoli Sony, która miała pozwalać na zabawę grami w rozdzielczości 4K, ale na oficjalną zapowiedź PlayStation 4 Pro musieliśmy poczekać jeszcze do września. Tymczasem tym, co na odbiorcach sprawiało największe wrażenie, miały być teraflopy. Jednostki obliczeniowe dotychczas raczej pomijane i nieznane bliżej ogółowi graczy nagle miały odegrać decydujące znaczenie w niekończącej się wojnie konsolowych gigantów. Podczas gdy standardowy Xbox One dysponował mocą zaledwie 1,23 teraflopa, Scorpio przedstawiany było jako 6-teraflopowe monstrum, dorównujące high-endowym pecetom i miażdżące je prostotą obsługi.
Po oficjalnej zapowiedzi PS4 Pro status Xboksa One X jako „najpotężniejszej konsoli” się utrzymał. Urządzenie Japończyków mogło pochwalić się mocą „zaledwie” 4,12 teraflopa. Było więc, przynajmniej na papierze, o ponad 40% słabsze od konkurenta. Przewagę zapewniały Sony gry, w które nie można było zagrać nigdzie indziej. Program Xbox Play Anywhere stawiający na symbiozę pomiędzy Xboksem i Windowsem 10 mógł jedynie rozwodnić moc uderzeniową nowego „Xpudełka”.
Wielu graczy uważa, że tym, co napędza rynek, są tytuły na wyłączność jednej platformy. Rezygnując z podobnej strategii, Amerykanie stracili z oczu cel, jakim jest upchnięcie pod naszymi telewizorami jak największej ilości sprzętu, a postawili przede wszystkim na rozwój swojego sztandarowego produktu, czyli systemu operacyjnego. Sądzę, że ta polityka firmy nie spowoduje ani lepszej sprzedaży konsoli, ani wzrostu popularności sklepu Windows Store, który w obliczu popularności innych platform cyfrowych dystrybucji nie ma, jak na razie, szans zawalczyć o większy kawałek tortu. Analitycy i kierownictwo Microsoftu mają zupełnie odmienne zdanie, więc czas pokaże, kto miał rację. Na razie Amerykanie nie chwalą się sprzedażą Xboksa One, zamiast tego podając bardziej okazałą liczbę użytkowników usługi Xbox Live.
Czy wobec tego Project Scorpio vel Xbox One X przyniesie jakąś zmianę w tej materii i zagrozi hegemonii Sony i coraz śmielej poczynającego sobie w tej generacji Nintendo?
Monolit – jak prezentuje się Xbox One X
Na nieco ponad tydzień przed premierą Xboksa One X, która nastąpi 7 listopada, otrzymałem do przetestowania nową konsolę. Zapakowane w szaro-grafitowy karton, pozbawiony wygodnej rączki służącej do jego przenoszenia, urządzenie sprawia wrażenie niezwykle ciężkiego. Faktycznie, sama konsola waży 3,8 kilograma, a więc prawie kilogram więcej niż Xbox One S i niecałe pół kilograma niż pierwotny Xbox One. Wyższa waga spowodowana jest umieszczeniem wewnątrz obudowy konsoli zasilacza i ulepszonego systemu chłodzenia. Co prawda wielką bryłę zasilacza wyeliminowała już „eska”, ale rachityczna obudowa nowej konsoli wymogła na inżynierach zaprojektowanie również sposobu na pozbycie się nadmiaru ciepła.
Xbox One X jest potężny, ale i stosunkowo niewielki. Rozmiarami znacznie bliżej mu do Xboksa One S i PlayStation 4 Slim niż podstawowego Xboksa One. Uważam, że konsola prezentuje się także znacznie lepiej pod względem wyglądu niż jej poprzednik, poznaczony paskudnymi kropkami na powierzchni. Ustawiony w pionie XOX wygląda niczym czarny monolit z filmu 2001: Odyseja kosmiczna Stanleya Kubricka. O tej inspiracji opowiadał zresztą wcześniej Bryan Sparks, jeden z głównych inżynierów Microsoftu, odpowiedzialny za zaprojektowanie urządzenia. Szczerze przyznam, że urzekło mnie to tłumaczenie, ale w tym miejscu należy zastrzec jedną rzecz. Chcąc cieszyć się owym monolitem, konieczne jest nabycie specjalnej podstawki pod konsolę, która jest sprzedawana oddzielnie. Wyjątkiem w chwili obecnej jest limitowana edycja konsoli, więc jeżeli załapiecie się właśnie na nią, to problem macie z głowy.
Nowy przedstawiciel rodziny Xbox One wyposażony został w przeprojektowany przedni panel. Szczelina służąca do wsuwania płyt została położona nieco niżej i ukrywa się teraz dosłownie tuż pod załamaniem obudowy. Dzięki takiemu rozwiązaniu „facjata” konsoli nie rzuca się już w oczy smutną mordką, która o ile była akceptowalna w standardowej wersji urządzenia, przypominającej bardziej magnetowid niż nowoczesny sprzęt do zabawy, o tyle szpeciła przód białej „eski”. XOX sprawia wrażenie bardziej dystyngowanego, eleganckiego pana. Na panelu znajdziemy także fizyczne przyciski do wysuwania płyty, synchronizacji z joypadem i jeden z trzech portów USB 3.0. „Iksa” wyposażono także w fizyczny przycisk włączający i wyłączający konsolę. Posiadacze pierwszej wersji One’a zapewne nieraz padli ofiarą przypadkowej aktywacji dotykowego panelu, co było nieco denerwujące.
Z tyłu konsoli znajdziemy gniazdo zasilania, wejście i wyjście HDMI, dwa pozostałe porty USB 3.0, port podczerwieni, port optyczny i port ethernetowy. W czasie użytkowania konsoli większość gorącego powietrza wypychana jest poprzez tylny panel, wobec czego należy pamiętać, aby nie ugotować maszyny, ustawiając ją zbyt blisko tylnej ścianki szafki. Zresztą dobrze byłoby pozostawić jej także sporo miejsca po bokach, bo choć twórcy usprawnili działanie systemu chłodzenia, nie znaczy to, że z wewnątrz nie bucha gorące powietrze. Kierując na siebie strumień ciepła, zimą z cała pewnością można by się porządnie ogrzać.
Kontroler bez zmian
W kartonie z konsolą znajdziemy także jednego joypada. Różni się on nieco od standardowych kontrolerów Xboksa One, ponieważ pozbawiony został znajdującego się w górnej części połyskliwego i łatwo rysującego się plastiku, a tylną, gładką część, zastąpiona drobną, chropowatą powierzchnią zapobiegającą się wyślizgnięciu go z rąk. Nowy pad w dolnej części zawiera także dodatkowe gniazdo słuchawkowe, ale poza tym w jego działaniu nic się nie zmieniło. To nadal jeden z najlepszych tego typu kontrolerów.
Pozostałe akcesoria to kabel zasilający, przewód HDMI, czternastodniowy kod Xbox Live i miesięczny abonament Xbox Game Pass. Z niezrozumiałego powodu w zestawie nie znalazł się żaden, nawet najprostszy headset.
ŚMIERĆ KINECTA
Xbox One X został pozbawiony portu przeznaczonego na wpięcie Kinecta. Wobec niedawnej decyzji o rezygnacji Microsoftu z produkcji tego kontrolera ruchowego decyzja ta wydaje się zupełnie oczywista. Jeżeli jednak z jakiegoś powodu jesteśmy fanami Kinecta, wymagane jest dokupienie specjalnej przejściówki, pozwalającej podpiąć to urządzenie poprzez jeden z portów USB.