Wyścigi, które swoją oryginalnością zabiły całą serię. TOCA Race Driver to pradziadek kultowego GRID-a
W czasach, kiedy firma Codemasters święciła prawdziwe triumfy, światło dzienne ujrzała gra TOCA Race Driver. Produkcja robiła dużo, by wprowadzić powiew świeżości do świata wirtualnych wyścigów, co ostatecznie doprowadziło do... zabicia serii, z której się wywodziła i powstania zupełnie nowego cyklu.
Korzenie serii TOCA sięgają 1997 roku. Wówczas to na konsoli PlayStation odbyła się premiera jej pierwszej części – TOCA Touring Car Championship. Wydana pięć lat później TOCA Race Driver nie tylko wytyczyła ścieżkę, jaką reprezentowana przez nią marka miała podążyć w kolejnych latach, lecz również... położyła podwaliny pod nowy cykl, który w konsekwencji zajął jej miejsce.
Niejako przy okazji Codemasters próbowało w pewnym sensie zrewolucjonizować gatunek gier wyścigowych (lub przynajmniej wprowadzić do niego powiew świeżości); dość powiedzieć, że na potrzeby zastosowanego przez siebie rozwiązania twórcy ukuli nawet szumny termin „CaRPG”. Sprawdźmy więc, co wyróżniało grę TOCA Race Driver na tle innych wyścigów.
Wyścigi z fabułą...
TOCA Race Driver nie była pierwszą grą wyścigową z fabułą. Niemniej ponad 21 lat temu był to zabieg na tyle świeży, że autorzy postanowili uczynić z tego elementu jeden z wyróżników swojego dzieła. W omawianej produkcji wcielaliśmy się w Ryana McKane’a, w dzieciństwie będącego świadkiem tragicznego wypadku na torze, w którym zginął jego ojciec – Kyle.
Po osiągnięciu dorosłości protagonista poszedł w ślady taty i rozpoczął wyścigową karierę. Jego perypetie, a także relacje z innymi postaciami, poznawaliśmy głównie poprzez przerywniki filmowe. Choć cutscenki zestarzały się dość boleśnie, w momencie premiery prezentowały się całkiem okazale. Ich obecność wykorzystano też w inny sposób.
...i przeciwnicy „jak w prawdziwym życiu”
Drugim elementem wyróżniającym TOCA Race Driver na tle wielu innych gier wyścigowych była AI przeciwników. Oponenci reagowali na nasze zachowanie na torze, a gdy daliśmy się im we znaki – nie pozostawali nam dłużni w kolejnych wyścigach. Rozwiązanie, z którego w kolejnych latach czerpała seria GRID, w opisywanym tytule miało dodatkowy smaczek. Po zawodach, w których na przykład zepchnęliśmy rywala z trasy, przez co stracił on szanse na podium, wyświetlała się scenka pokazująca, jak przegrany oponent przychodzi do nas, by wykrzyczeć nam w twarz, co sądzi o naszym zachowaniu.
Bogactwo licencji
TOCA Race Driver nie bez powodu w różnych krajach i regionach była dostępna pod innymi tytułami. Gracze z Ameryki Północnej ogrywali Pro Race Driver, w Niemczech można było ją kupić jako DTM Race Driver, z kolei w ręce miłośników czterech kółek z Australii trafiła ona jako V8 Supercars: Race Driver.
Opisywana pozycja mogła pochwalić się istnym zatrzęsieniem licencji obejmujących tory, samochody i zawody, w których mogliśmy brać udział. Oprócz BTCC, czyli British Touring Car Championship, którego organizatorem jest tytułowa TOCA (Touring Car Association), o zwycięstwo mogliśmy zawalczyć również w takich mistrzostwach, jak wspomniany już niemiecki DTM czy V8 Supercars, a także wyścigi pokroju Alfa GTV Cup lub Pacific Challenge.
Co zaś tyczy się torów – na ich długiej liście zawierającej blisko 40 pozycji znalazły się takie perełki, jak niemieckie Nürburgring i Hockenheimring, brytyjskie Silverstone oraz Brands Hatch (o którym więcej przeczytacie w ramce), francuski Magny Cours, amerykański Bristol Speedway, Australijski Bathhurst czy choćby hiszpańska Catalunya, włoska Monza oraz szwedzki Mantorp Park.
Twórcy oddali nam do dyspozycji ponad 40 samochodów z różnych klas. Mowa o takich wozach, jak Lexus IS200 (w którym odbywaliśmy swoją jazdę testową), Alfa Romeo 147, Vauxhall Astra Coupé, Subaru Impreza WRX Type-R STI Version 6, Eagle Talon, Audi TT, Ford Falcon, Holden Commodore SS (VX), Toyota Supra Mk4 -93-98 Turbo, Lotus Sport Elise czy Chevrolet Corvette Z06. Oprócz tego po awansie do klasy Elite otrzymywaliśmy dostęp do egzotycznych supersamochodów, jak choćby TVR Tuscan R, Marcos LM 600 lub Koenig C6 2.
Simcade
Model jazdy w TOCA Race Driver był na tyle zręcznościowy, by nawet jazda na klawiaturze nie wymagała dziesiątek godzin treningów, a przy tym na tyle realistyczny, że przy pierwszym kontakcie z grą nietrudno było o wypadnięcie z toru już na pierwszym zakręcie. Dodatkowo samochody ulegały uszkodzeniom mechanicznym, toteż obijanie się o przeciwników i bandy niekoniecznie było tu dobrym pomysłem.
Zgodnie z zasadą „easy to learn, hard to master”, chętni mogli wejść w ten tytuł znacznie głębiej niż gracze chcący po prostu dobrze się bawić i wygrywać kolejne wyścigi. Oprócz możliwości podniesienia poziomu trudności, na starych wyścigowych wyjadaczy czekały tu całkiem bogate ustawienia samochodów, które pozwalały wyczyniać istne cuda z poszczególnymi pojazdami (o tym również przeczytacie co nieco w ramce).
Co było potem?
TOCA Race Driver odniosła wielki sukces artystyczny i komercyjny, toteż idąc za ciosem, firma Codemasters szybko przygotowała jej kontynuację. Sequel zadebiutował w 2004 roku, a po dwóch latach w jego ślady poszła gra TOCA Race Driver 3.
Warto odnotować, że choć obie następczynie opisywanego tytułu wprowadzały kolejne rodzaje wyścigów (pojawił się w nich między innymi... rallycross), począwszy od „dwójki” próżno było w nich szukać na przykład BTCC. W 2008 roku cykl ostatecznie zerwał ze swoimi korzeniami i niejako narodził się na nowo, już jako Race Driver: GRID. Jednak to temat na inną historię.
TOCA Race Driver – jak zagrać dzisiaj?
W chwili, w której są pisane te słowa, TOCA Race Driver nie jest dostępna ani na platformie GOG.com, ani na Steamie. Co ciekawe, swego czasu można było ją znaleźć na tej pierwszej. Obecnie chętni na jej sprawdzenie mogą rozejrzeć się za pudełkowym egzemplarzem, którego cena oscyluje w okolicach 20-30 zł.
Warto jednak przygotować się na to, że o ile oprawa graficzna robiła wrażenie w momencie premiery, dzisiaj potrafi trącić myszką; nie ratuje jej nawet całkiem imponujący model uszkodzeń.
Od autora
Do gry TOCA Race Driver mam olbrzymi sentyment, przez co często wracam do niej wspomnieniami. Mogę też zaryzykować stwierdzenie, że dla mojego brata była ona jedną z „gier życia”.
Na grzebaniu pod maską wirtualnego Vauxhalla Astry spędził on niezliczone godziny, a na bicie kolejnych rekordów na torze Brands Hatch Indy poświęcił... całe miesiące. W efekcie jego najlepszy czas oscylował wokół 38 sekund (prawdziwy rekord tego toru, ustanowiony w 2004 roku, wynosi 38,032 sekundy). A wszystko to... na klawiaturze, bo wówczas nie mieliśmy ani pada, ani tym bardziej kierownicy. To były czasy!