Zastanawiam się, czy to dobry czas, by wrócić do ESO - choć część zapowiedzianych zmian mnie martwi
Choć nie jestem fanem MMO, przez długi czas Elder Scrolls Online zaspokajało mój głód świata Tamriel - w końcu na następcę Skyrima jeszcze sobie poczekamy. Czy rok 2025 to dobra pora na to, by trochę odkurzyć moją postać i wrócić do ESO?

Nigdy nie byłem wielkim fanem gier MMO. Choć regularnie grywam w produkcje wieloosobowe (zarówno kooperacyjne, jak i rywalizacyjne) i rozumiem atrakcyjność „masowych” gier fabularnych, to od gatunku zwykle odstraszało mnie wyobrażenie o wymagającym systematyczności, czasochłonnym modelu rozgrywki oraz wysokim progu wejścia. Kilka lat temu moim uprzedzeniom wyzwanie rzuciło jednak Elder Scrolls Online. Produkcja ZeniMax Online pozwoliła mi skosztować charakterystycznych mechanik MMO w przystępnej i łatwo przyswajalnej formie.
Od mojej ostatniej dłuższej sesji z ESO minęło już nieco czasu. Ostatnio jednak coraz częściej nawiedza mnie chęć powrotu do Tamriel, którą dodatkowo rozbudził zeszłotygodniowy pokaz ESO Direct 2025. Kłębiące się myśli zainspirowały mnie do podzielenia się z Wami tym krótkim tekstem, w którym postaram się opowiedzieć o swoich doświadczeniach z Elder Scrolls Online z perspektywy gatunkowego laika. Spróbuję także ocenić, czy zaprezentowany właśnie sezon 2025 jest właściwym momentem ponowną wycieczkę po uniwersum Pradawnych Zwojów.
Gram w ESO dla lore
Rzeczą, która jako pierwsza zwróciła moją uwagę przy pierwszym kontakcie z Elder Scrolls Online było to, jak zbliżone doświadczenie oferuje MMO w porównaniu z odsłonami głównej serii. Po stworzeniu bohatera gracz od razu trafia do tajemniczego lochu, skąd zgodnie z tradycją cyklu będzie musiał się wydostać, poznając przy okazji podstawowe mechaniki rozgrywki. Wszystkie klasyczne elementy są na swoim miejscu - gra pozwala swobodnie przełączać się pomiędzy widokiem pierwszo- i trzecioosobowym, zamki otwiera się podczas wymagającej wyczucia minigierki, a system walki wciąż pozostaje przyjemny, pomimo typowego dla serii Elder Scrolls „drewna”. Gdyby nie przebiegające co jakiś czas w okolicy awatary innych graczy mógłbym swobodnie założyć, że po raz kolejny uciekam z płonącego Helgen, albo właśnie pryskam z lochu pod Cesarskim Miastem u boku Patricka Stewa.... to znaczy Uriela Septima Siódmego.
Kolejne godziny utwierdziły mnie w przekonaniu, że ESO to u swoich podstaw wciąż gra mocno zakorzeniona w serii, a struktura większości zadań bierze pod uwagę odbiorców grających solo. Nic nie stało na przeszkodzie, żebym mógł w spokoju wykonywać kolejne misje poznając fabułę oraz świat w swoim własnym tempie. Format ten działał na tyle dobrze, że nawet tłoczący się w miastach gracze dyskutujący w okienku chatu nie wybijali mnie z głębszej immersji. W mojej głowie byli oni kolejnymi mieszkańcami wirtualnego świata, którzy podobnie jak ja zajęci byli swoimi sprawami.
Nie oznacza to jednak, że nie dane było mi skorzystać z mechanik charakterystycznych dla gier MMO. Po zorganizowaniu kilku znajomych, miło spędzaliśmy czas czyszcząc dungeony, rozwijając postacie czy zwyczajnie eksplorując różnorodne lokacje. Możliwość wspólnego doświadczania lubianego przez uniwersum zachęcała do cyklicznego logowania się na serwer.
ESO całkiem nieźle zaspokoiło mój głód serii w czasie, w którym od premiery Skyrima minęła już dekada, a zapowiedziany lata temu następca wciąż pozostawał w odległym świecie przypuszczeń i domysłów (w tej kwestii do dziś nie zmieniło się wiele). Jasne, narracja w grach MMO niejednokrotnie musi dokonywać pewnych ustępstw oraz uproszczeń wymuszonych przez formułę gatunku. Nie przeszkadzało mi to jednak czerpać satysfakcji z poznawania fabuły kolejnych rozszerzeń.
Dla entuzjastów lore’u nie bez znaczenia pozostanie również fakt, że opowieść eksploruje obszary mitologii TES wcześniej pomijane w głównej serii. Tamriel Drugiej Ery to kontynent o ponad 1000 lat młodszy od późnego cesarstwa znanego ze Skyrima, czy nawet Obliviona i Morrowinda. Niektóre misje oraz rozszerzenia pozwalają także odwiedzić obszary wcześniej nieeksplorowane, jak np. wyspy Summerset.
Czy warto wrócić do ESO w 2025 roku?
Tydzień temu mieliśmy okazję obejrzeć wydarzenie 2025 ESO Direct, czyli coroczny pokaz, na którym deweloperzy przedstawiają szereg nowości nadciągających do Elder Scrolls Online. Czy przekonali mnie od powrotu na dłużej?
Wśród pozytywnych zmian z pewnością należy wymienić system Hero’s Return, pomagający powracającym do zabawy graczom ponownie zaklimatyzować się w świecie gry. Seria przypominających misji, tutoriali oraz nagród powinna uprzyjemnić proces odświeżania sobie mechanik. Najprawdopodobniej sam skorzystam z tej opcji, gdy tylko zagości w grze. Aż dziw bierze, że podobne systemy nie są standardem w innych rozbudowanych grach długożyjących.
Największa zmiana w kwestii rozgrywki, czyli wprowadzenie systemu podklas, również zapowiada się ciekawie, choć w tym aspekcie wolę zachować pewną dozę ostrożności. Jako casualowy odbiorca ESO z pewnością sprawdzę nową funkcję i przetestuję kilka interesujących kombinacji klasowych, trudno mi jednak ocenić, jak to rozwiązanie spodoba się zaprawionej w bojach, hardcorowej społeczności gry.
W kontekście zapowiedzianej na ten rok zawartości na pewno cieszy mnie ogłoszenie nowej lokacji. Wyspa Solstice to ciekawie zapowiadający się region, łączący kulturowe wpływy Wysokich Elfów oraz Argonian. Mam szczerą nadzieję, że odseparowany od reszty kontynentu, tropikalny obszar przyczyni się do rozbudowania lore’u – zwłaszcza że sama wyspa ma dynamicznie zmieniać swój charakter wraz z kolejnym aktualizacjami wprowadzanymi na przestrzeni kolejnych miesięcy.
Miłym zaskoczeniem jest również fabularny powrót do wydarzeń zapoczątkowanych jeszcze w podstawce. Ponowne pojawienie się Cult of the Black Worm w przyjemny sposób spaja ponad dekadę rozwoju gry i sugeruje, że twórcy nie zapominają o fabularnym dziedzictwie poprzednich rozdziałów opowieści. Gracze, którzy zjedli zęby na fabule ESO docenią zapewne też powrót znanych i lubianych bohaterów, takich jak chociażby dziarski Khajiit Razum-dar.
Moją obawę budzi nie tyle sama zapowiedziana zawartość, co raczej sposób jej dystrybucji. Do tej pory ESO operowało na dużych fabularnych rozszerzeniach wspieranych przez pomniejsze DLC. Nowe rozdziały oferowały nową, rozbudowaną opowieść skupioną najczęściej wokół konkretnego regionu lub prowincji. W moim odczuciu rozwiązanie oparte na cyklicznym zakupie pojedynczego, dużego rozszerzenia było przyzwoitą opcją stanowiącą alternatywę dla modeli free-to-play oraz MMO abonamentowych. Niezdecydowani gracze mogli ponadto w łatwy sposób przetestować ESO, kupując często przecenianą podstawkę. Jeżeli formuła przypadła im do gustu, mogli z czasem dokupić kolejne rozszerzenia i doświadczyć ich we własnym tempie.
ZeniMax Online potwierdziło jednak, że w 2025 roku Elder Scrolls Online ostatecznie porzuci dawny model na rzecz mniejszych, ale częstszych aktualizacji podzielonych na sezony. Miejsce dawnego rozszerzenia zajmie kopowany jednorazowo, całoroczny Content Pass, który da nabywcy dostęp do całej nowej zawartości.
Mam wrażenie, że ta z pozoru kosmetyczna zmiana może być zwiastunem przesunięcia modelu biznesowego ESO w kierunku popularniejszego obecnie formatu gier-usług, w których elementy takie jak sezonowe wydarzenia oraz przepustki z zawartością są codziennością. Pewnym niepokojącym sygnałem był dla mnie również fakt, że w tym roku nie doczekaliśmy się jeszcze żadnego fabularyzowanego zwiastuna prezentującego kontekst kolejnego rozdziału opowieści. Choć pod tym względem mogę być nieco uprzedzony, ponieważ te cinematiki zawszy były dla mnie wisienką na torcie dorocznych zapowiedzi od ZeniMax Online.
Choć zmiana formuły sama w sobie nie musi być niczym złym to mam szczerą nadzieję, że nowy kierunek rozwoju gry nie obedrze jej z tożsamości. Chciałbym, żeby u podstaw ESO wciąż pozostało przyjemnym doświadczeniem obficie korzystającym z bogatego dziedzictwa serii, którą reprezentuje. Doświadczeniem przyjaznym zarówno dla weteranów MMO, jak i graczy preferujących swobodne odkrywanie na własną rękę.
Ostrożnie spoglądam w przyszłość
W najbliższym czasie zapewne ponownie spróbuję dać się porwać Elder Scrolls Online. Ciekaw jestem, jak nowo zapowiedziane zmiany wpłyną na doświadczenie płynące z zabawy. Czas pokaże, czy nowa formuła dystrybucji zawartości sprawdzi się na dłuższą metę i czy pozwoli tej ponad dziesięcioletniej grze nabrać nieco wiatru w żagle – czy raczej zrazi starych odbiorców.
A jakie są Wasze wspomnienia z ESO? Graliście? Jeżeli tak, to w jaki format rozgrywki okazał się dla Was najprzyjemniejszy? Podzielcie się swoimi wspomnieniami w komentarzach.