autor: Michał Zegar
Były scenarzysta BioWare zaniepokojony serialową adaptacją Mass Effecta
Były scenarzysta serii Dragon Age wypowiedział się na temat domniemanej serialowej adaptacji Mass Effecta. Przedstawił, z jakimi wyzwaniami będą musieli zmierzyć się twórcy projektu.
Według wczorajszych doniesień, Amazon podobno jest o krok od rozpoczęcia realizacji serialowej adaptacji marki Mass Effect. David Gaider, główny scenarzysta dotychczasowych odsłon serii Dragon Age, który opuścił studio BioWare w styczniu 2016 roku, wyraził na Twitterze swoje obawy odnośnie tego projektu:
Odetchnąłem z ulgą, widząc, że umowa Mass Effect / Amazon dotyczy potencjalnego serialu telewizyjnego, a nie filmu. Mimo to taka decyzja (podobnie jak w [ewentualnym – dop. red.] przypadku Dragon Age) sprawia, że trochę się wzdrygam, w przeciwieństwie do wielu fanów, którzy wydają się być… podekscytowani?
Gaider rozwinął myśl w dalszych postach. Na początek zwrócił uwagę, że seria Mass Effect (podobnie jak Dragon Age) posiada kreator, w którym gracze mogą stworzyć własną postać, zaczynając od wyboru płci. Tym samym twórcy potencjalnego serialu będą musieli odgórnie zdecydować, czy ich Shepard będzie mężczyzną czy kobietą. W związku z tym wielu fanów może już na starcie poczuć się zdystansowanych do adaptacji z powodu zgoła odmiennej wersji Sheparda niż ta, z którą zżyli się w oryginalnej trylogii.
Dodatkowo Gaider podkreśla, że protagonista ME został tak zaprojektowany, by na początku był w – jak to określił – „pustym” stanie. Dopiero gracz, wraz z podejmowaniem kolejnych decyzji, określa, jakim człowiekiem jest jego Shepard. W adaptacji zaś twórcy będą musieli narzucić mu określoną osobowość.
Gaider wyraża obawy także w stosunku do kompanów. Istnieją bardzo nikłe szanse, że serial przydzieli każdemu z ich growych odpowiedników równą ilość czasu ekranowego. Patrząc na to, jak bardzo przywiązana jest do nich społeczność ME, wielu może poczuć się zawiedzionych potencjalnym „pominięciem” bądź „spłyceniem” ich ulubionej postaci. Dodajmy do tego niezadowolenie, które może przejawić się, gdy okaże się, że obiekt uczuć serialowego Sheparda będzie inny niż nasz…
[Historie opowiedziane w tych grach – dop. red.] musiały brać pod uwagę interwencje gracza. Były one swego rodzaju powłoką, na której opierało się emocjonalne zaangażowanie grającego – zazwyczaj poprzez towarzyszy i same wybory. Wybór zwiększał zaangażowanie. Interaktywność była gwiazdą, nie fabuła.
Usuńcie to wszystko, wyrzućcie większość towarzyszy, a potencjalnie skończycie z… całkiem przeciętnym serialem fantasy/science-fiction, przy którym spora część zaznajomionej z grami widowni została zamieniona w oburzonych, wyjących malkontentów, zanim jeszcze trafił na rynek.
Najprawdopodobniej twórcy serialu nie musieliby mierzyć się z powyższymi problemami, gdyby zdecydowali się na osobną historię w uniwersum ME, a nie wierną adaptację trylogii (może osadzenie gry wokół wydarzeń z ME: Andromedy?). Jednakże Gaider zaznacza, że z perspektywy twórców serialu projekt byłby skierowany nie wyłącznie dla fanów, a również do szerszej widowni, niezaznajomionej z grami.
Tym samym adaptacja w którymś momencie musiałaby wreszcie odpowiedzieć na pytanie „czym jest Mass Effect?”, a to oznacza stworzenie czegoś, co jest „rozpoznawalnie” Mass Effectem. Wątek załogi Normandii i walki ze Żniwiarzami zawiera w sobie całą kwintesencję tej serii, dlatego wydaje się najlepszym wyborem przy tworzeniu adaptacji. Gaider na koniec swojego wywodu oznajmił:
Wszystko to, oczywiście, jeśli [potencjalne – dop. red.] seriale DA lub ME zostaną źle poprowadzone. Mogę wymyślić wiele sposobów, by zrobić to lepiej… ale to wymaga czegoś więcej niż tylko ścisłej adaptacji i wiąże się z własnymi komplikacjami.
Tak czy inaczej życzę powodzenia showrunnerom. Będą go potrzebować!
- Kocham Mass Effecta, ale nie potrzebuję filmu w tym uniwersum
- Recenzja Mass Effect: Legendary Edition - drogo, ale dobrze
- Studio BioWare – strona oficjalna