Pod piracką banderą... cz. 3
Kontynuujemy opowieść o Piratach! Sida Meiera. Do tej pory przyjrzeliśmy się sylwetce głównego twórcy programu a także pierwszej wersji Piratów!, która po raz pierwszy pojawiła się na komputerach Commodore 64. Dzisiaj czas zająć się reedycją klasycznego hitu, nazwaną „złotą”.
Kontynuujemy opowieść o Piratach! Sida Meiera. Do tej pory przyjrzeliśmy się sylwetce głównego twórcy programu a także pierwszej wersji Piratów!, która po raz pierwszy pojawiła się na komputerach Commodore 64. Dzisiaj czas zająć się reedycją klasycznego hitu, nazwaną „złotą”.
Pomysł na stworzenie nowej wersji Piratów! nie był wymysłem Sida Meiera. Wręcz przeciwnie, legendarny twórca gier komputerowych nie miał nic wspólnego z faktyczną produkcją tego programu. Usprawnieniem przygód korsarza na Morzu Karaibskim zajęli się więc inni pracownicy MicroProse – oczywiście za przyzwoleniem mistrza, wszak Meier miał dużo do powiedzenia jeśli chodzi o poczynania założonego m.in. przez siebie koncernu.
Zasada była prosta: wspomóc klasyczny hit wyśmienitą oprawą audiowizualną, ale nic nie zmieniać w strukturze rozgrywki. Dzięki takiemu podejściu, Pirates! Gold należy traktować bardziej jako grę po operacji plastycznej niż pełnoprawny, nowatorski produkt. Oczywiście, fanom nie powinno to przeszkadzać, wszak otrzymali wciąż ten sam grywany produkt, tyle, że lepiej zrobiony. Rzeczywistość była jednak zgoła odmienna.
Pirates! Gold utonął w zalewie błędów, które szybko zniechęciły fanów gry. Należy pamiętać, że o Internecie w 1993 roku mogli pomarzyć tylko najwięksi optymiści a przecież publikowanie „łatek” – tak dzisiaj powszechne – nie mieściło się nikomu w głowie. Ci, którzy wydali grube pieniądze na ów produkt pożałowali swej decyzji. Honor MicroProse został poniekąd uratowany kilkanaście miesięcy później (dokładnie 19 lutego 1994 roku), kiedy na rynku pojawiła się specjalna wersja gry przeznaczona dla systemów Windows, ale nikt przecież nie był skłonny płacić drugi raz podobnych pieniędzy za pozbawiony „bugów” produkt.
Mimo rażących niedociągnięć, Pirates! Gold mógł się podobać. Co prawda, w portach nadal zabrakło animacji (mieliśmy tu do czynienia tylko i wyłącznie ze statycznymi obrazkami), ale ich wykonanie budziło respekt. W grze mogliśmy zobaczyć przeszło setkę gustownych malunków, co z pewnością wpływało pozytywnie na doznania wizualne.
Pirates! Gold nie był produktem przełomowym, ale nie takie też było jego zadanie. Należy się tylko cieszyć, że ktoś próbował uaktualnić klasyczny hit, tym bardziej, że na kolejną reedycję przyszło nam czekać aż jedenaście lat.
To jeszcze nie koniec naszej opowieści o Piratach. Już jutro spróbujemy zagłębić się w niuanse historyczne związane z wydarzeniami na Morzu Karaibskim w XVI i XVII wieku, przy okazji sprawdzając, na ile produkt Sida Meiera odpowiada temu, co tak naprawdę miało tam miejsce.