Po ograniu The Rogue Prince of Persia zastanawiam się, czy wczesny dostęp to dobre miejsce dla tej gry
Chwilę temu, bo 27 maja, nowy roguelite w świecie Prince of Persia zadebiutował na Steamie we wczesnym dostępie. I jest to gra dobra - ale czy na tyle, by warto było poznawać ją w kawałkach?
The Rogue Prince of Persia to obiektywnie naprawdę dobra gra. Ogłoszona krótko przed ukazaniem się wersji wczesnodostępowej pozostawiła graczom niewiele czasu na snucie domysłów i między innymi przez to na tle głównych produkcji z serii przechodzi bez większego echa. A szkoda, bo biorąc pod uwagę samą rozgrywkę, trudno się do czegokolwiek przyczepić. Wręcz przeciwnie, za ten aspekt TRPoP należy się lawina pochwał. Tym, co przede wszystkim przyćmiło wydanie tej gry, nie jest jednak krótki okres promocji przed premierą, tylko Hades 2. Najbardziej oczekiwany roguelike zadebiutował w Early Accessie, osiągając tak duży sukces, że twórcy The Rogue opóźnili wydanie swego dzieła, pierwotnie planowane na początek maja. Wygląda jednak na to, że przełożenie daty pojawienia się gry na Steamie nie pomogło, bo zewsząd wciąż słyszy się nie o TRPoP, tylko właśnie o Hadesie. To jeden z czynników, które pchnęły mnie do zapoznania się z tą pierwszą pozycją – czy jest tak zła, że nie przyciągnęła niczyjej uwagi? Czy jest z nią coś nie tak? Nie – gra okazuje się naprawdę w porządku, dlatego warto podrążyć dalej.
Miałam sposobność zagrać w TRPoP przedpremierowo i wspominam to naprawdę świetnie, choć sesja nie trwała nawet godziny i obejmowała maleńki wycinek tego, co dostępne jest teraz. Nie jestem fanką idei wczesnego dostępu, ale zachęcona tym krótkim doświadczeniem zrobiłam wyjątek i sięgnęłam po ten tytuł przed jego faktycznym debiutem. Wrażenia mam mieszane, bo o ile moja pozytywna opinia o TRPoP nie uległa zmianie, tak niechęć do wczesnych dostępów również.
Podręcznikowa gra
Nowy „Książę” jest „podręcznikowy” pod chyba każdym możliwym względem. To podręcznikowa produkcja z cyklu PoP, w której aspekty platformowe grają pierwsze skrzypce – i robią to na wysokim poziomie. To podręcznikowy roguelite, w którym elementy charakterystyczne dla tego gatunku zostały zgrabnie wpisane w ramy serii. Nawet gdybym chciała się do czegoś przyczepić, nie jestem w stanie, bo byłoby to zwyczajne szukanie dziury w całym.
Jeśli chodzi o rozgrywkę, wszystko działa płynnie i potrafi stanowić niemałe wyzwanie. Proceduralnie generowane poziomy zostały dopasowane do charakterystycznego dla księcia biegania po ścianach i często rozgałęziają się na kilka dróg. Co więcej, dla tych, którzy najbardziej cenią platformowe aspekty serii, przygotowano poukrywane minipoziomy, gdzie nie napotkamy wrogów, za to trudne sekwencje oparte na unikaniu przeszkód i precyzyjnych krokach. Niestety, po kilku podejściach nie sposób pozbyć się wrażenia, że dokładnie te same sekwencje platformowe przechodziło się już kilkakrotnie, a kolejne próby stają się mało unikalne. Sama walka wydaje się prosta, bo arsenał ruchów bohatera jest dość podstawowy – cios, kopniak, unik i atak specjalny. Na szczęście w praktyce okazuje się, że tych kilka ruchów zupełnie wystarcza – aby bowiem odpowiednio podejść do wrogów, należy skupić się na tym, jak je łączymy. Właściwie trudno się dziwić temu, że gameplay pozostaje na tak dobrym poziomie, bo za TRPoP odpowiadają współtwórcy świetnego Dead Cells, które właśnie za ten aspekt zdobyło największe uznanie. Evil Empire postarało się teraz równie mocno, choć zamiast uraczyć nas autorskim tytułem, znów jedynie dokłada swoją cegiełkę do istniejącej już franczyzy.
Pomijając podstawowe ruchy księcia i główną oś rozgrywki, warto dodać, że nawet system ulepszeń i broni stanowi podręcznikowy przykład wykorzystania cech gatunku. Bohater zdobywa nowe rodzaje oręża bądź ulepsza istniejące, a podczas każdego podejścia może też opanować specjalne umiejętności związane na przykład z nakładaniem efektów na przeciwnika albo regeneracją energii koniecznej do specjalnych ataków. Za każdym razem, gdy kupimy bądź zyskamy konkretny efekt, staje się on mocniejszy, co jest wytłumaczone w bardzo prosty sposób – nie trzeba czytać ścian tekstu, by zrozumieć, o co chodzi. Oczywiście część ulepszeń odblokowujemy też bezpośrednio w oazie, czyli punkcie startowym każdej wędrówki. Te jednak warto zawsze dobrze rozważyć, bo wymagają wykorzystania specjalnej waluty, którą zdobywa się rzadziej niż monety używane jedynie podczas danego podejścia.
Prosty świat
Bieganie po ścianach, skakanie czy walka to zdecydowanie najmocniejsze elementy gry, ale nie oznacza to, że inne jej aspekty pozostają daleko w tyle. Prosta oprawa graficzna spotkała się z głosami krytyki, ja jednak zdecydowanie nie zamierzam im wtórować. Już przy pierwszym kontakcie z TRPoP zwróciłam uwagę na fakt, że grafika idealnie pasuje do charakteru tego tytułu. Jej prostota sprawia, że proceduralnie generowane poziomy pozostają przejrzyste nawet przy szybkim tempie rozgrywki i w moim odczuciu wprowadza to do serii trochę świeżości. Już The Lost Crown pokazało, iż pracujący dla Ubisoftu twórcy nie boją się eksperymentować z wizualiami. Choć nie zawsze trafiają w gust każdego odbiorcy, sama eksploracja różnych stylów graficznych sprawia, że obecny na rynku długie lata cykl nie popada w stagnację. Oprawa wizualna TRPoP jest zresztą po prostu estetyczna, a jedyny jej element, który odstaje, to pixelartowe mapy, których poziom odbiega od całości.
Po dłuższej rozgrywce dochodzę jednak do wniosku, że od grafiki jeszcze lepsza jest tu muzyka. Nie umiem nawet wybrać, który biom ma według mnie najciekawszy motyw, bo każdy jest równie świetny. Ścieżka dźwiękowa łączy brzmienia, których można spodziewać się po samym słowie „Persja” z nowoczesnymi gatunkami, takimi jak np. muzyka elektroniczna. Takie gry zwykle odpalam dość cicho, by móc na przykład z kimś podczas zabawy porozmawiać, ale w ten tytuł grałam z wręcz podkręconym dźwiękiem. TRPoP nie ma voice actingu, co mi nie przeszkadza, choć jest to pewne zaniżenie branżowych standardów.
Trochę gorzej wypadają postacie i cała historia. Bohaterowie są mało wyraziści, a ich rozmowy raczej pozbawione głębi, choć w zasadzie od czasu ukazania się Hadesa takowe wydają się konwersacje we właściwie każdym tytule spod znaku roguelike. Starając się patrzeć na nie bez uprzedzeń, dialogi w TRPoP mogę określić jako poprawne. Dobrze wpisują się w ten świat i fabułę, ale nie są ani szczególnie ciekawe, ani angażujące. Chyba też nie muszą takie być, bo mam wrażenie, że stanowią tu jedynie dodatek do gameplayu, a sama opowieść nie jest jakoś szczególnie istotna. Towarzyszy nam i rozwija się wraz z czynionym postępem, tak jak w założeniu powinna, ale okazuje się jedynie tłem.
Dlaczego wcześniejszy dostęp?
Wiem dlaczego, twórcy jasno o tym mówią: żeby dostawać feedback od graczy i wspólnie z nimi tworzyć pełną wersję gry – ma ona oferować dwa razy więcej zawartości niż teraz. Cel szczytny, idea sensowna, ale nie do końca ją w tym przypadku kupuję i wciąż zadaję sobie pytanie, czemu nikt z tym nie poczekał.
Nabywając grę w tym momencie, otrzymamy naprawdę niewiele zawartości. Dostaniemy świetny, dopracowany wstęp do porządnej produkcji, ale to w zasadzie wszystko – trochę jakbyśmy dostali demo, tyle że nieco dłuższe, niż jest to standardowo przyjęte. Po odpaleniu TRPoP przechodzi się wszystko w dzień czy dwa, może w tydzień, jeśli gramy przez krótką chwilę każdego dnia. Świetnie, ale co dalej? Twórcy zadeklarowali, że zapewnią częste aktualizacje i faktycznie – konsekwentnie realizują ten plan. Trudno mi jednak uwierzyć, że w przypadku pozycji przewidzianej dla jednego gracza ktokolwiek będzie co tydzień odpalał ją na krótką chwilę, zamiast po prostu grać w coś innego, z czasem zapominając o TRPoP. Obecnie zakup wczesnego dostępu przyniesie mało zawartości – z perspektywą na to, że z tygodnia na tydzień będzie się otrzymywać dawkowane po jednym malutkie ułamki całości. Widzę tu na ten moment tylko dwa możliwe scenariusze korzystania z tej gry w jej obecnej formie. Na pewno wczesny dostęp przypadnie do gustu oddanym fanom serii, którzy stawiają ją ponad inne tytuły i z ekscytacją będą śledzić cały jej stopniowy rozwój – są chyba jedyną grupą, która rzeczywiście będzie to robić. Wczesny dostęp to też dobra opcja dla osób, które są pewne decyzji o zakupie gry i chcą sprawdzić sobie to, co wydane zostało na ten moment, traktując to jak demo. Takie osoby mogą potem odłożyć TRPoP na dłuższy czas i wrócić do zabawy, gdy zostanie wydana pełna wersja, żeby cieszyć się tym, czego przedsmak poczuły wcześniej.
Ja nie należę do żadnej z tych grup i nie widzę sensu we wczesnym dostępie; sprawdziłam go z ciekawości, ale – jak teraz o tym myślę – wolałabym chyba poczekać na pełne wydanie, by dostać całość od razu. Uważam też, że po premierze zniknie problem z tym, iż konstrukcja proceduralnie generowanych map nie oferuje zbyt wiele różnorodności i fragmenty poziomów często się powtarzają. Jeśli nie jesteście wielkimi fanami tego cyklu, poczekajcie do debiutu wersji 1.0. Jeżeli gra utrzyma dotychczasowy poziom, za jakiś czas otrzymamy naprawdę dobry tytuł.