Nie jestem przekonany, czy hit miesiąca, Marvel Rivals, to coś więcej niż kolejny klon Overwatcha
Marvel Rivals nie ukrywa, że wzorowało się na Overwatchu. Niemniej dołożyło kilka własnych pomysłów – jednak czy to wystarczy, aby rywalizować z dziełem Blizzarda? Dotychczasowe wyniki robią wrażenie, ale pogadamy za miesiąc!
Jakiś czas temu pisałem o kryzysie Overwatcha 2 oraz powrocie do hero shooterów. Od tamtego czasu nieco się pozmieniało na rynku. Blizzard wypuścił Overwatcha Classic, a konkurencja nie miała na siebie żadnego pomysłu. Concord szybko zwinął żagle, tak samo zresztą jak Second Wave. Do grona przegranych dołączył niedawno XDefiant i prawdopodobnie ten sam los spotka niedługo TRIBES 3: Rivals, w które mało kto gra. I tak skończył się wysyp nowych przedstawicieli gatunku.
Okazało się, że hero shootery to specyficzna nisza i trudno nowościom znaleźć w niej swoje miejsce. Dlatego dotychczas prym wiodło Team Fortress 2, a także Paladins, które jako tako sobie radziło. Deadlock z kolei to unikat i nie wiadomo, co z tym projektem zrobi Valve. Powoli zaczęło to wyglądać tak, jakbyśmy byli skazani tylko na Overwatcha 2...
I wtedy wchodzi Marvel Rivals, całe na biało! <muzyka z Avengers w tle>
Zgap moją pracę domową, ale coś pozmieniaj, dobra?
Marvel Rivals to darmowy hero shooter studia NetEase, który nie jest żadną rewolucją na rynku. Na pierwszy rzut oka wygląda jak klon Overwatcha i faktycznie coś jest na rzeczy! Kilka początkowych meczów sprawiło, że poczułem się, jakbym wrócił do roku 2016, kiedy to Blizzard debiutował ze swoim nowym IP. Bohaterowie Marvela mają niemal takie same umiejętności jak postacie z Overwatcha, układ map również wygląda prawie identycznie, tak jak i tryby rozgrywki. W zasadzie podsumowałbym to tak:
– Mamo, ale ja chcę zagrać w Overwatcha!
– Ale mamy Overwatcha w domu.
Overwatch w domu.
Z tego powodu mam ogromny problem z Marvel Rivals, bo mimo wielu podobieństw, nie ma tutaj tego, co nazywane jest „Blizzard polish”. Dzieło NetEase zawiera sporo niedoróbek, zwłaszcza technicznych. Optymalizacja nie jest najwyższych lotów, błędów nie brakuje, bywają problemy z czytelnością, ale mimo wszystko... gra się przyjemnie. Zadziwiająco przyjemnie. Co prawda animacja ruchów oraz płynność ataków nie są tak dobre jak w Overwatchu, ale mimo to produkcja ta zapewnia zaskakująco sporo frajdy.
Nie brakuje elementów, na które mógłbym kręcić nosem, takich jak np. mikrotransakcje, które niepotrzebnie skomplikowano. Mamy tu kilka walut, battle pass, rozmaite skórki oraz inne elementy kosmetyczne. Na szczęście można się obyć bez tego i grać w Marvel Rivals w pełni za darmo, więc to nie tak, że trzeba z tej oferty korzystać. Mam jednak wrażenie, że item shop mógłby być bardziej intuicyjny, bo ja kilkakrotnie się zastanawiałem, co mogę, a czego nie mogę kupić.
Może to niepopularna opinia, ale wolałbym już model buy-to-play, znany z oryginalnego Overwatcha. Zdaję sobie sprawę, że darmowe produkcje są bardziej popularne i zwyczajnie więcej zarabiają (statystyki nie kłamią!). Przy Marvel Rivals miałem jednak wrażenie, jakbym uruchomił azjatyckie MMO lub grę mobilną, która tylko czeka, aż kliknę gdzieś w menu na ekranie, aby wyświetlić mi reklamę lub spróbować coś wcisnąć. Taki urok modelu free-to-play, co poradzić.
Za miesiąc zapomnimy o Marvel Rivals?
Moje kręcenie nosem nie ma jednak znaczenia, bo obecnie „wszyscy” grają w Marvel Rivals – 480 tysięcy osób równocześnie to przecież fenomenalny wynik. Średnia liczba grających na poziomie 200 tysięcy osób to również powód do dumy. Nie mogę się jednak pozbyć wrażenia, że ta bańka już za miesiąc z hakiem pęknie, i to z hukiem. Obym okazał się złym prorokiem!
Podczas moich 15 godzin z tym tytułem doszedłem do wniosku, że to całkiem w porządku gra, o której jednak łatwo będzie zapomnieć. Któregoś dnia zwyczajnie przestanę w nią grać – bez wyraźnego powodu. Być może trudno oczekiwać czegoś więcej od hero shootera. A może moje odczucia wynikają z tego, że Marvel Rivals nie robi tego efektu „wow” jak Overwatch w 2016 roku? Z drugiej strony Overwatch 2 również tego nie robi.
Równocześnie nie dziwię się, czemu obecnie gracze chętniej sięgają po Marvel Rivals. W końcu jest to nowy tytuł, w który „każdy gra i wszyscy go polecają”, stoi za nim także potężna marka. Wszak mówimy o Marvelu, którego nawet słabsze filmy zarabiają krocie. Mamy więc pomieszanie efektu FOMO (Fear of Missing Out) z FOTM (Flavour of The Month) – za jakiś czas sytuacja pewnie się uspokoi. Wypada zatem zadać sobie pytanie: czy ludzie chętniej pozostaną przy nowym tytule, czy wrócą do starej produkcji?
Myślę, że Marvel Rivals będzie bezpieczną przystanią dla wielu osób. W końcu to świeży projekt, który przez najbliższy czas z pewnością okaże się aktywniej rozwijany niż Overwatch 2. Do tego dochodzi potężne IP Marvela, którego nie da się zignorować, a także startowa baza 33 postaci dostępnych za darmo. Dotyczy to również przyszłych herosów, przy czym warto dodać, że żadnego nie trzeba będzie odblokowywać. Na korzyść nowej gry przemawia też specyficzny styl graficzny oraz kilka unikalnych pomysłów, wyróżniających marvelowski hero shooter.
Marvelowski hero shooter ma na siebie pomysł?
Marvel Rivals przypomina Overwatcha, ale nie jest jego klonem 1:1. NetEase wprowadziło mechanikę Team-Up z sezonowymi bonusami, która faktycznie wpływa na rozgrywkę. Działa to tak, że jeśli mamy konkretne postacie w drużynie, otrzymujemy dostęp do dodatkowej zdolności lub efektu. Przykładowo Rocket Raccoon może jeździć na Groocie, ale nie tylko on, bo identyczną opcją dysponuje również Jeff, przesympatyczny rekin lądowy. Hulk potrafi współpracować z Iron Manem, a Thor ze Storm lub Kapitanem Ameryką. Jest naprawdę sporo takich zależności w grze.
Z tego powodu, aby zachęcić do kombinacji, niektórzy bohaterowie dostają również sezonowe wzmocnienie. Dotyczy to przede wszystkim tych postaci, które są częścią mechaniki Team-Up, ale nic bezpośrednio na niej nie zyskują. Dlatego obecnie w Marvel Rivals np. Venom jest bardziej wytrzymały, a Hela zadaje więcej obrażeń. Podobno całość będzie ulegać zmianie co sezon (być może również zdolności Team-Up), do którego pasować ma tematycznie. Na ten moment system budzi jednak sporo kontrowersji, mocno wpływając na balans.
Wyznam szczerze, że pomysł jest naprawdę interesujący i w praktyce wypada ciekawie. Zespoły zachęcane są do eksperymentowania i dobierania herosów z myślą o systemie Team-Up, który nie jest przy tym kluczem do zwycięstwa, bo można się bez tej mechaniki obyć. Obawiam się jednak o zbalansowanie tego wszystkiego, a także sezonową rotację bonusów oraz wpływ całości na gry rankingowe. Na ten moment jest za wcześnie, by to oceniać, niemniej przyznaję, że to zdecydowanie element urozmaicający zabawę, który równocześnie może ją popsuć.
Co również moim zdaniem przyjemnie wyróżnia Marvel Rivals? Zniszczalne otoczenie, które się odbudowuje! Początkowo kręciłem nosem na fakt, że ściany się „regenerują”, ale po kilkunastu grach zrozumiałem sens tego rozwiązania. Bywały bowiem momenty, gdy w pierwszych minutach meczu cała okolica zostawała obrócona w ruinę, więc znikał aspekt taktyczny chowania się za osłonami czy zaskakiwania wroga. Dzięki temu pomysłowi pole bitwy jest „żywe” i cały czas podatne na nasze działania – jesteśmy realną częścią cyklu odbudowy i zniszczenia.
Marvel Rivals to nowy Overwatch?
Ku mojemu zaskoczeniu bawię się przy Marvel Rivals naprawdę dobrze. Mimo to nie widzę w tym tytule wielkiej rewolucji (czy ta jest w ogóle potrzebna?), nie jestem także przekonany co do jego przyszłości. Nie zrozumcie mnie źle, to porządny hero shooter, który może się obronić! W końcu nie ma dyskwalifikujących wad, a teraz trwa jego miesiąc miodowy, z którego warto skorzystać.
Nie zdziwiłbym się, gdyby dla wielu osób to właśnie Marvel Rivals stało się nowym Overwatchem. Dzieło NetEase jest świeższe, uderza w identyczne tony, a przy tym nie wymyśla koła na nowo – to taka nowa, ale stara strefa komfortu. To z pewnością wystarczające, tylko zastanawiam się, na jak długo? Nie wyobrażam sobie, abym w lutym czy marcu przyszłego roku zagrywał się w Marvel Rivals. Może to kwestia samego gatunku, który wydaje się mechanicznie (designowo) ograniczony.
Nie bez przyczyny przecież konkurencja skończyła, jak skończyła – i nie ma powodów, aby wracać do wielu tytułów. Stąd moje obawy, że ten sam los spotka Marvel Rivals, bo zwyczajnie nie czuję w tym hero shooterze czegoś więcej. Jest po prostu dobry, więc jako taki na krótki czas będzie dla mnie wystarczający. W razie ewentualnej porażki na rynku z pewnością pojawi się nowy, chwilowo fajniejszy, przypudrowany klon...