autor: Redakcja GRYOnline.pl
Myśli nieprzemyślane - To był dobry rok
Rok 2005 dobiega końca. Niebawem startuje druga edycja Gry na medal, któremu to plebiscytowi patronuje Play PC, Komputer Świat Gry oraz Gry-OnLine. Czas po temu najwyższy zastanowić się nad tym, w co i przede wszystkim dlaczego w tym roku graliśmy.
Rok 2005 dobiega końca. Niebawem startuje druga edycja Gry na medal, któremu to plebiscytowi patronuje Play PC, Komputer Świat Gry oraz Gry-OnLine. Czas po temu najwyższy zastanowić się nad tym, w co i przede wszystkim dlaczego w tym roku graliśmy. Niech moje prywatne a skromne liczbowo rozważania stanowią zalążek Waszej dyskusji na Forum. Do dzieła!
Pamiętacie z lektur szkolnych króla Midasa? Monarchę, który zażyczył sobie od boga Dionizosa, by wszystko, czego się dotknie, zamieniało się w złoto? Był to mit o ludzkiej pazerności i głupocie – Midas mało swojego cennego daru śmiercią głodową nie przypłacił. Minęły dwa tysiące lat z okładem, zamiast Midasa mamy Blizzarda – a co się ponad imieniem zmieniło, Blizzardowi głupoty imputować się nie godzi. Czego Blizzard się nie dotknie, zamienia się w złoto i bynajmniej śmiercią głodową mu to nie grozi. Jego World of Warcraft w ciągu zaledwie roku zdobył 5 milionów graczy, stając się tym samym nie tylko najpopularniejszym MMORPG-em zachodniej produkcji, ale najpopularniejszym na świecie w ogóle. To, że WoW jest grą prostą, chętnie lżoną przez hardcore’owych graczy, to główny przyczynek do jego sukcesu – w WoW-a może zagrać każdy i każdy znajdzie tam kawałek miłego dla oka świata, własnych przeciwników, ani za słabych, ani za mocnych, a rzeczy, które można zwiedzić i odkryć bądź dołączyć do kolekcji również nie zabraknie. Raz jeszcze Blizzard stworzył grę, na której inni będą się wzorować – sporo wody upłynie, nim każdy kolejny MMORPG nie będzie porównywany do World of Warcraft.
O ile w przypadku WoW-a odpowiedź na pytanie, czemu jest tak popularny, daje się w miarę łatwo uchwycić, o tyle z San Andreas nie jest to już takie proste. No bo niby podnieca nas bycie Murzynem? Bycie bandytą, rabowanie nieprzezornych, mordowanie słabszych i uciekanie przed policją? Nawet jeśli bawi nas wszystko powyższe, to jednak skłonni jesteśmy głosić peany na cześć rozległości świata, rozmaitości aktywności, którymi możemy się nacieszyć... A może problem ze znalezieniem źródła grywalności GTASA ma swoje podłoże w nietrafnej jego klasyfikacji jako gry akcji? Rzućmy świeżym okiem na produkcję Rockstara. Mamy swobodę poruszania się, mamy co zwiedzać i mamy co robić. Nasza postać zyskuje doświadczenie, zdobywa coraz lepsze wyposażenie, które pozwala wychodzić jej obronną ręką z coraz bardziej skomplikowanych misji – tak głównych, jak również niezliczonych pobocznych. Pieniądze otrzymujemy jako honorarium za wykonanie questu, zdobywamy je rabunkiem czy też zarabiamy mniej lub bardziej nieuczciwie. Czym więc jest GTASA? Postuluję niniejszym, że jest wzorcowym erpegiem, niezależnie od licznych jego konsolowych ograniczeń. A to że prowadzimy taką a nie inną, cokolwiek kontrowersyjną postać, bez możliwości wyboru innej...? Cóż, dobra fabuła ma swoje prawa.
Przełom wieków upłynął przy chóralnym zawodzeniu licznych proroków, wieszczących ostateczny upadek gier przygodowych. Każda pojawiająca się przygodówka, a przyznać trzeba, że niewiele ich podówczas było, stanowiła ten wyjątek od reguły, któremu tylko apokaliptyczną regułę potwierdzać. Tymczasem gier przygodowych (i to dobrych!) pojawiać się zaczęło więcej i więcej, aż prorocy gdzieś się pochowali, względnie zaczęli wieszczyć cokolwiek innego. W minionym roku dostaliśmy: And Then There Were None, Journey to the Moon, Myst V, Martin Mystere, Secret of the Lost Cavern, The Curse of Midnight Manor, Daemonica, Still Life, Chłopaki nie płaczą, Nibiru oraz wiele gier o ten szlachetny gatunek się ocierających. Przede wszystkim jednak dostaliśmy Fahrenheita. Klasyczną przygodówką nazwać go nie sposób, lecz na tym właśnie jego urok polega. Naprzemienne wcielanie się w łowcę i ofiarę, atmosfera zaszczucia, ciągła walka o dobre samopoczucie bohaterów, co by z depresji w samobójstwo nie uciekli, a do tego wykonywanie czynności myszką na podobieństwo rzeczywistych ruchów – wszystko powyższe brzmi na tyle dziwacznie, że składa się na zdroworozsądkowy przepis na klapę, a efekt? Hicior absolutny. Okazuje się, że nowe może być dobre „od strzała”, jeśli tylko zostanie dogłębnie przemyślane.
Są takie dwa gatunki gier, w ramach których wymyślenie czegoś nowego, bardziej niż w przypadku jakichkolwiek innych, zdaje się graniczyć z cudem – strategie czasu rzeczywistego (RTS) oraz pierwszoosobowe strzelanki (FPS). A jeśli tak ciężko wymyślić coś nowego, pozostaje zebrać razem wszystkie te elementy, które przez lata urosły do miana synonimów grywalności, wykonać je równie dobrze, a w miarę możliwości – jeszcze lepiej. Tak powstał F.E.A.R. Gra, która Ameryki nie odkryła, a rzuciła na kolana bez mała wszystkich fanów strzelanek – i to zarówno w trybie dla pojedynczego gracza jak i w sieci. W single playerze survival-horrorowa fabuła oraz być może najlepsza w historii sztuczna inteligencja przeciwników pozwalają nie znudzić się przez cały czas mrocznej i krwawej przygody. W multiplayerze, dzięki świetnemu wykorzystaniu świateł, cieni oraz dymów i pyłu podnoszonych przez eksplozje, znudzić się jeszcze trudniej. Gdzie kryje się źródło grywalności F.E.A.R.-a? Kryje się w poprzednich produkcjach Monolith Productions: Aliens vs Predator 2, No One Lives Forever oraz w dziesiątkach co bardziej grywalnych FPS-ów minionych lat. Proste? Proste.
Mam wrażenie, że wymieniwszy ad hoc tych kilka tytułów, które w moim odczuciu dobrze określają rok 2005 – pecetowy rok 2005 – wyczerpałem gros zwycięzców tegorocznego plebiscytu Gra na medal. :-) Niemniej jednak reszta pozostaje w Waszych rękach – głosowanie rusza nieco po Nowym Roku, a pośród nominowanych gier znajdą się niewątpliwie i Guild Wars, i Lego Star Wars, i Cywilizacja IV, i Resident Evil 4, i Psychonauts, i Quake 4, i... Póki co: wspaniałego, wesołego i kolorowego Sylwestra oraz szczęśliwego Nowego Roku!
Borys „Shuck” Zajączkowski
Powiązania do myśli
- MNP.9 – FEAR the Doom
- MNP.10 – Project: Kasiora
- MNP.11 – Listopad miesiącem niepamięci
- MNP.12 – Prawdziwy test
- MNP.13 – Okrrrutny konkurs
- MNP.14 – Coś wielkiego (o grach)
- MNP.15 – Monitory skąpane we KRWI!!!
- MNP.16 – Lajtowy konkurs
- MNP.17 – Co Mikołaj ma w worku?
- MNP.18 – Jingle bells