futurebeat.pl News Tech Mobile Gaming Nauka Moto Rozrywka Promocje
Wiadomość sprzęt i soft 27 października 2023, 15:38

Leniwy port Konami zarzyna kultowe gry, Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1 rozczarowuje od strony technicznej

Zadajecie sobie pytanie, jak działają porty kultowych odsłon serii Metal Gear Solid w wydaniu Master Collection Vol. 1? Odpowiedź brzmi: średnio. Konami definitywnie się nie popisało najnowszą kolekcją, która sprawia wrażenie bardzo leniwej.

Wśród niedawnych premier gier 2023 roku, znalazła się kolekcja sławnej serii od firmy Konami, nazwany hucznie Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1. Przy tym należy wspomnieć i upewnić wszystkich fanów, że nie są to w żadnym wypadku remastery Metal Gear, Metal Gear 2: Solid Snake, Metal Gear Solid, Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty oraz Metal Gear Solid 3: Snake Eater. Mamy tutaj do czynienia z raczej bardzo bezpośrednimi portami dzieł w wersji HD, które to ukazały się lata temu, na konsole nowej generacji, jak i również komputery osobiste. Niestety zestaw okazał się być zbiorem raczej leniwie wykonanych portów, które mają liczne i zauważalne problemy.

Test zacznę od informacji, że kolejny raz towarzyszy mi gamingowy laptop, który był bohaterem moich poprzednich przygód z grami Baldur’s Gate 3 oraz Starfield. Grałem zatem na sprzęcie wyposażonym w kartę graficzną AMD Radeon RX560x, procesor Ryzen 5 3550H oraz 16 GB RAM-u. Patrząc na wymagania sprzętowe, przedstawione na karcie Steam produktu, mogę śmiało stwierdzić, że komputer spełnia zarówno te z sekcji minimalnych, jak i zalecanych. Wydajność sprawdziłem w trzech „najnowszych” odsłonach cyklu i muszę powiedzieć, niestety zawiedziony, że chyba potrzebuje lepszego peceta.

Leniwy port Konami zarzyna kultowe gry, Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1 rozczarowuje od strony technicznej - ilustracja #1
Wymagania sprzętowe Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1 | Źródło: Steam

Na poniższych zrzutach ekranu możecie zobaczyć zestaw oddzielonych od siebie wskaźników, pochodzących z programu MSI Afterburner. Są to kolejno od lewej: obecna liczba fps, opóźnienie, najmniejsza liczba fps, średnia liczba fps, maksymalna liczba fps, liczba 1% najniższych fps-ów i liczba 0,1% najniższych fps.

Metal Gear Solid to ciekawy przypadek lenistwa

Zacznijmy od pierwszej odsłony trójwymiarowych przygód Big Bossa i jego klonów, gdzie już na samym starcie czekał mnie duży zawód. Mianowicie całość gry, poza menu, wyświetla się w formacie obrazu 4:3, a żeby dociągnąć do 16:9 (w moim przypadku 1920 na 1080 pikseli), Konami postawiło na „tapety”, które wyświetlają się po bokach ekranu. Zaznaczę tutaj jednak, że MGS rzeczywiście wyświetla się w Full HD w odróżnieniu od dwóch kolejnych części. Zabawne jest natomiast to, że w opcjach graficznych możemy nawet wybrać jakie obrazki chcemy oglądać przez resztę gry. Widać przy tym, że twórcom nawet nie chciało się szczególnie przystosować pierwszej odsłony do współczesnych standardów pecetowego grania, ale to dopiero wierzchołek góry lodowej.

Testowanie samej gry było też zwyczajnie trudne. Jako że jest to wersja pecetowa, postawiłem na rozgrywkę na klawiaturze, bo do takowej też wsparcie miała oferować produkcja. No i tutaj natrafiłem na dość nietypowy problem, ponieważ nie wiedziałem nawet, jak zacząć grę. Po wyjściu z menu wyświetlają się bowiem wskazówki dostosowane do kontrolerów i tak jest do końca zabawy (w menu takiego kłopotu nie było). Nawet po wybraniu w opcjach sterowania za pomocą klawiszy, porady się nie zmieniły.

Okazało się, że startuje się przyciskiem „H” i żeby było śmieszniej, to przez dobre 15 minut próbowałem zrozumieć w jaki sposób zostało zaprojektowane poruszanie się protagonistą. Sterujemy WSAD-em lub strzałkami, TAB-em zatrzymujemy grę, H służy do walki wręcz, BACKSPACE-em lub spacją kucamy, numerami 9 i 0 operujemy ekwipunkiem, a F służy do włączenia kamery pierwszoosobowej. Myślałem, że łatwiej będzie mi się poruszać na kontrolerze, ale Konami nie pokusiło się o zaimplementowanie funkcji płynnej zmiany sterowania pomiędzy klawiaturą a padem. Trzeba to zrobić w ustawieniach, a do tego potrzebny jest restart całej gry, bo inaczej nie dostaniemy się do opcji. Nie mam zielonego pojęcia, czy tytuł oferuje w ogóle tak zaawansowaną opcję, jak wyjście np. do menu. Sterowanie na klawiaturze jest tak kuriozalne w stosunku do obecnych standardów, że okno z Metal Gear Solid zamykałem dla świętego spokoju za pomocą skrótu Alt + F4.

Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1 na Steam Decku

Na Steam Decku pakiet pierwszych MGS-ów to niestety w chwili obecnej spore rozczarowanie. Pierwsza część kolekcji działa poprawnie, ale wygląda brzydko i to nie ze względu na oprawę graficzną. Tytuł po prostu nie wspiera ekranów panoramicznych i odpala się z ogromnymi pasami po bokach. Steam Deck pokazuje również, że gra działa w 60 fps-ach, co jest błędem, bo jest dokładnie tak, jak zapowiedzieli twórcy – MGS 1 chodzi w 30 klatkach na sekundę. Jeszcze mniej przyjemnie jest w MGS 2 i MGS 3, bo w ogóle nie da się w nie grać. Oba tytuły się uruchamiają, wyświetlają menu, ale po rozpoczęciu nowej gry zgłaszają błędy i wracają do pulpitu. W sieci można znaleźć kilka "obejść" tego problemu, ale dla przeciętnego użytkownika nie jest to raczej nic ciekawego. Pozostaje mieć nadzieję, że przyszłe aktualizacje Decka lub samego MGS-a coś zmienią.

Mikołaj „Mikos” Łaszkiewicz

Nie jest to jednak jedyny problem, bo skutecznie od Metal Gear Solid odstraszyło mnie to, że w trybie pełnoekranowym okropnie rwie dźwięk, który wręcz kłuje w uszy, co jest tym bardziej zauważalne przy przerywnikach filmowych. Dzieło nie oferuje natomiast żadnych opcji regulacji audio. Pomogło przełączenie gry na wyświetlanie w okienku, ale to również jest nietypowe, bo zajmuje jedynie jakieś trzy czwarte ekranu i nie znalazłem opcji, by to w jakikolwiek sposób zmienić. Ta forma rozgrywki była dla mnie najbardziej grywalna i w taki też sposób próbowałem przejść przynajmniej pierwszy, tutorialowy etap. Niestety MGS miał tendencje do crashowania za każdym razem, kiedy wyszedłem kursorem poza obszar okienka i nacisnąłem, np. na kartę przeglądarki na drugim ekranie czy nawet w górny pasek okna z grą. Gra albo wywalała się do pulpitu albo zamrażała nawet na kilkanaście sekund. Byłem uwięziony w Metal Gear Solid, dopóki go nie wyłączyłem.

Leniwy port Konami zarzyna kultowe gry, Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1 rozczarowuje od strony technicznej - ilustracja #2

Może i nie udało mi się uchwycić pomiarów z wydajności gry, ale przynajmniej zobaczycie „tapety”. Źródło: własne.

Mogłoby się też wydawać, że mój sprzęt bez problemu poradzi sobie z edycją HD gry, która wyszła ponad 10 lat temu. Okazało się natomiast, że laptop nie wyciąga więcej niż 48 fps-ów. Jest to dość zaskakujące, ponieważ wszystkie pozostałe odsłony również „miały problem” z osiągnięciem większej płynności niż 48 klatek na sekundę. Wyglądało zatem na to, że gra jest zablokowana w takiej wartości. Dla pewności poprosiłem o pomoc Eklerka, który przetestował tytuł na swoim RTX 2060 i bez problemu dobił do 60 fps, czyli wydajności obiecanej przez Konami. Problem leżał zatem po mojej stronie, a przynajmniej tak mi się wydawało.

Po krótkiej zabawie okazało się, że zarówno Metal Gear Solid, jak i pozostałe dwie produkcje, uruchamiają się na zintegrowanym układzie graficznym. Byłem dość zaskoczony takim stanem rzeczy, ponieważ osobiście systemowo wymusiłem wykorzystanie mojej dedykowanej karty we wszystkich plikach .exe. Dla pewności ustawiłem manualnie wyświetlanie gier za pomocą RX-a 560x dla wszystkich trzech odsłon. Niestety nie pomogło mi to w żadnym stopniu, ponieważ Afterburner dalej wskazywał na 48 fps-ów. Sprawdziłem, czy aby na pewno mój monitor nie został zablokowany na 48-hercowym odświeżaniu ekranu, ale ustawienia wskazywały jasno na 120 Hz. W ustawieniach AMD Adrenalin wyłączyłem opcję Freesync, która również nie odblokowała limitu na 48 klatek na sekundę. Byłem w kropce, ale oznaczało to jedno – wina nie leży po mojej stronie, lecz gry. Najwidoczniej nie na każdym sprzęcie Master Collection jest w stanie zaoferować wydajność, którą obiecało nam Konami.

Do tego wszystkiego dorzucę jeszcze fakt, że w żaden sposób nie mogę przechwycić obrazu, kiedy gra jest uruchomiona. Nie działa nawet tak podstawowa opcja jak print screen, a jedyny zrzut ekranu, jaki udało mi się wykonać, zrobiłem za pośrednictwem dedykowanego narzędzia na Steam. Był to dowód na to, że gra nie chce zbytnio współpracować z moim komputerem.

Słowami podsumowania, ciężko jest mi powiedzieć coś więcej o pecetowym porcie Metal Gear Solid, niż że jest on bardzo leniwy, a ta świetna gra nie zasłużyła na takie traktowanie. Konami nie dostosowało formatu obrazu do współczesnych monitorów, to samo dotyczy nieintuicyjnego sterowania na klawiaturze. Produkcja na sprzęcie AMD z jakiegoś powodu zablokowana jest w 48 fps-ach, bez żadnej możliwości jej odblokowania. Dodać do tego rwący dźwięk, który przebija bębenki w uszach i mamy port, który jest niegodny 2023 roku. W obecnym stanie technicznym kompletnie tracę zainteresowanie dalszą rozgrywką i mam nadzieję, że tytuł zostanie chociaż odrobinę załatany, bo ten jest najbardziej dziurawy ze wszystkich trzech.

Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty lepiej trzyma się jakości, ale tylko jedną ręką

Po przejściu do drugiej odsłony widać, że próba czasu oszczędziła grę dużo lepiej, niż „jedynkę”. W dalszym ciągu nie jest to port idealny. Wydajność dalej ma problem z rozwinięciem skrzydeł i jest zablokowana na 48 fps-ach. Na szczęście zniknął już problem z dźwiękiem i innymi elementami, które wymieniłem przy pierwszej części.

Sterowanie nie jest już tak toporne, choć ewidentnie przestarzałe. Wiem przynajmniej, jakie przyciski odpowiadają konkretnym akcjom, bo w tym przypadku Konami potrafiło wprowadzić instrukcje dla klawiatury. Nie uświadczymy za to np. celowania za pomocą myszy, dalej wszystko wykonujemy klawiszami kierunkowymi lub WSAD-em.

Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty trawi za to kilka innych problemów. Przede wszystkim dalej brakuje tutaj bardziej zaawansowanych ustawień graficznych, niż prymitywne. W gruncie rzeczy można powiedzieć, że takich opcji tak naprawdę nie ma. Dzieło uruchamia się w trybie fullscreen borderless, ale to nie problem, bo do zabawy nie używamy przecież myszki. Zniknęły również boczne tapety, pomagające rozszerzyć format obrazu do współczesnego standardu. Mimo wszystko rozdzielczość nie jest natywna dla wyświetlacza i w żaden sposób nie można tego zmienić. Na moje oko jest to 1280 na 720 pikseli, co by w sumie się zgadzało, biorąc pod uwagę, że jest to port edycji „HD Collection” gry. Interesującym szczegółem jest natomiast fakt, że menu MGS-a 2 działa już w normalnym Full HD, a po naciśnięciu przycisku startu, obraz ewidentnie zmienia się do niższej rozdzielczości, co widać po gwałtownym przeskoku, przypominającego crasha, których akurat tutaj nie uświadczyłem. Wygląda na to, że menu jest zwyczajnym launcherem, a gra uruchamia się w ramach osobnej aplikacji. Na szczęście tego problemu nie było w „jedynce”.

Leniwy port Konami zarzyna kultowe gry, Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1 rozczarowuje od strony technicznej - ilustracja #3

MGS2 działa już dużo lepiej, ale jak na tak wiekową grę, jest to naprawdę kiepski wynik. Źródło: własne.

Ciężko jest powiedzieć, że produkcja działa lepiej. Jak wspomniałem na początku, Metal Gear Solid 2 również nie przekracza progu 48 fps-ów i na tym tak naprawdę można by było zakończyć. Mimo wszystko są momenty w zabawie, gdzie licznik potrafi wydrzeć się poza blokadę i osiągnąć niemalże 200 klatek na sekundę. Jest to interesujące, biorąc pod uwagę, że Konami zapewniało, że na PC gry będą działać w maksymalnie 60 fps-ach. Warto jest również wspomnieć o tym, że tytuł potrafi spaść poniżej stałej wartości do ok. 20 klatek, zwłaszcza podczas przerywników filmowych.

Mimo wszystko można powiedzieć, że framerate jest stabilny, mimo wspomnianych spadków w czasie cutscenek. Gdyby płynność była zauważalnie gorsza, to miałbym tym bardziej większe obawy, że mam zbyt słabego „kompa”, żeby pociągnąć 12-letni port gry z konsoli PS3, który jest edycją HD tytułu z 2001 roku. W dalszym ciągu dziwi mnie jednak fakt, że takie „cudo” dostają gracze w 2023 roku w ramach edycji nazwanej „Master”. Tytuł wydaje się być dość nieadekwatny do jakości. Cena chyba tym bardziej.

Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1 na Switchu

MGS 1 na Switchu wygląda i działa identycznie, jak na Steam Decku, nie zacina się i prezentuje się tak samo brzydko w formacie 4:3. W przeciwieństwie do Steam Decka, MGS 2 na Switchu uruchamia się i działa bardzo dobrze, choć w 30 fps (nie w 60, jak na PS5, Xboksie i PC). Tytuł obsługuje proporcje 16:9, dzięki czemu zarówno na konsoli, jak i telewizorze prezentuje się przyzwoicie. Co ciekawe, niektóre przerywniki filmowe odpalają się na chwilę w 60 klatkach na sekundę, zapewne w wyniku jakiegoś błędu, co pokazuje, że Switch być może "uciągnąłby" całą grę w lepszym klatkarzu. MGS 3 działa i wygląda na Switchu w zasadzie identycznie, jak MGS3 w wersji HD na PS3. Tytuł trzyma stabilne 30 klatek na sekundę, wygląda nie najgorzej.

Mikołaj „Mikos” Łaszkiewicz

Nie ogrywałem oryginalnej odsłony Metal Gear Solid 2, więc nie jestem pewien, czy podobna przypadłość trawiła również pierwowzór. Podczas niektórych cutscenek sporą część ekranu zasłania czarny prostokąt u dołu, który wygląda jak błędnie zaimplementowany letterbox. Jest to o tyle dziwne, że w górnym fragmencie pasek wyświetla się już normalnie, tak jak powinien. Błąd lub feature występuje natomiast tylko w określonych przerywnikach, więc nie kłuje on tak bardzo w oczy.

Ostatecznie mogę powiedzieć, że tytuł jest dużo bardziej grywalny od „jedynki”, tutaj przynajmniej nie mam ochoty wyciszyć gry do absolutnego minimum. Nadal nie jest to przynajmniej dobry port i podobnie, jak poprzedniczka, zasługuje na poprawki.

Metal Gear Solid 3: Snake Eater dał za to radę

Podobnie jak w przypadku drugiej odsłony, trzecia zdała jako tako próbę i działa na moim pececie bardzo podobnie. Klatki na sekundę są w dalszym ciągu takie, jak w poprzednich dwóch odsłonach. Sterowanie na klawiaturze i myszce jest już dużo bardziej przystępne, ponieważ tym razem Konami umożliwiło sterowanie za pomocą myszki. Niestety czułość poruszania się kamerą jest zdecydowanie zbyt niska dla komfortu, a znikome opcje ustawień nie pozwalają na jakąkolwiek zmianę, pozostaje jedynie modyfikacja DPI w myszce.

Przede wszystkim, podobnie jak poprzednie dwie odsłony, opcje gry są po prostu wybrakowane i prezentują kolejny dowód na to, że jest to jedynie port klasycznych MGS-ów, wykonany w formacie 1:1. Gra jest absurdalnie głośna, a tytuł nie posiada żadnej możliwości przyciszenia go, a przynajmniej ja takiej nie znalazłem, poza zabawą w mikserze głośności.

Po raz kolejny występuje ten sam problem z rozdzielczością, w jakiej uruchamia się produkcja. Wydaje mi się, że Konami naprawdę wzięło sobie do serca frazę „HD Collection”, bo najwidoczniej to była jedyna dostępna opcja wyświetlania obrazu. Jest to całkiem ciekawe zjawisko, biorąc pod uwagę, że nawet „jedynka” wyświetla mi się w trybie pełnoekranowym w 1920 na 1080 pikseli (Full HD), nawet jeśli twórcy dodali w tym przypadku dwa boxy z tapetami po bokach.

Leniwy port Konami zarzyna kultowe gry, Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1 rozczarowuje od strony technicznej - ilustracja #4

Przynajmniej najnowsza odsłona z kolekcji nieźle sobie radzi. Źródło: własne.

W przypadku płynności, muszę to powiedzieć kolejny raz, ale „trójka” również jest zablokowana w maksymalnie 48 klatkach na sekundę. Podobnie jak w drugiej odsłonie, tytuł potrafi się przebić przez tę barierę i wyciągnąć w szczytowej formie 125 fps-ów. Na szczęście w przypadku tej pozycji, płynność nie spada podczas przerywników filmowych.

Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1 na PlayStation 5

Gry z tego pakietu na PlayStation 5 działają bez większych problemów. Każda z części, czyli MGS 1, MGS 2 i MGS 3, uruchamia się szybko i działa płynnie. Pierwsza w formacie 4:3 z dodatkowymi tapetami wypełniającymi wolne przestrzenie na ekranie, pozostałe już same zajmują cały ekran.

Nie napotkałem żadnych poważniejszych błędów, które powodowałyby samoczynne zamknięcie gry czy wymuszały jej ponowne uruchomienie. Nie było też błędów związanych z dźwiękiem, o których wspominał Filip. Sterowanie działa dobrze i jest intuicyjne. W niektórych miejscach opisy przycisków nie są zgodne z kontrolerem z PS5, ale nie powinno to sprawiać większych trudności.

Konrad „Eklerek” Sarzyński

Tak naprawdę jedyne, do czego mogę się realnie przyczepić w kontekście do „trójki”, to fakt, że na chwilę przed wystąpieniem przerywnika filmowego, na dole ekranu znów pojawia się zajmujący sporą część ekranu czarny prostokąt. Mimo wszystko Metal Gear Solid 3 działa ze wszystkich tych tytułów najlepiej i pewnie śmiało mogę powiedzieć, że zasługą jest tutaj „świeżość” produkcji. W kontekście do ogólnej jakości, jest tutaj podobnie, jak w MGS-ie 2 z nagrodą pocieszenia, pod postacią wydajności. Trzeba tutaj oddać Konami, że przynajmniej udało się deweloperom zaprojektować sterowanie na klawiaturze, które jest realnie przyjemne w porównaniu do poprzedniczek. A podczas celowania mogę użyć myszki.

Czy to naprawdę lenistwo?

Ogrywając wszystkie trzy odsłony „Master Collection” odnosiłem bardzo mocne i z każdym momentem coraz wyraźniejsze wrażenie, że port trzech kultowych gier z serii Metal Gear Solid został potraktowany jako szybki sposób na zarobek. Przynajmniej taka teoria nasuwa się na myśl, biorąc pod uwagę dość wysoką cenę w połączeniu z wątpliwą jakością i stanem technicznym gier.

Na szczęście tytuły nie są pełne bugów, a na niektóre niedociągnięcia można przymknąć oko, szkoda tylko, że z płynnością jest tak kiepsko. Jeśli natomiast zastanawiacie się, czy poprawiła się jakość grafiki, to nie. W porównaniu do oryginalnych odsłon z HD Collection, mam jedynie wrażenie, że została zmieniona saturacja barw, przez co gry wydają się być bardziej płytkie i odrobinkę pozbawione z kolorów, ale jest to różnica praktycznie niezauważalna.

Ogromnym minusem jest też niespotykany opór z jakim gry podchodzą do obsługiwanej do wyświetlania karty graficznej. Na moim sprzęcie tytuły wymusiły uruchomienie na zintegrowanym układzie, tylko po to, by i tak zostać później stłamszone przez manualną zmianę. Do tego ta dziwna blokada klatek na 48 fps-ach w przypadku podzespołów od AMD. Przynajmniej tak mi się wydaje, że jest to kwestia karty graficznej ze stajni „czerwonych”, ale równie dobrze może to wynikać z faktu, że urządzenie jest zwyczajnie przestarzałe i Konami nie chciało się implementować odpowiedniego wsparcia dla sterowników.

Firma Konami mogła się chociaż pokusić o drobne usprawnienia, jak choćby przystosowanie gry do formatu obrazu 16:9 lub 16:10, nie wspominając już nawet o wsparciu dla ekranów ultrawide. W końcu są to już dość sędziwe tytuły. Do tego można dodać opcję zmiany jakichkolwiek ustawień graficznych czy nawet regulacji dźwięku lub przynajmniej odpowiednie dostosowanie tytułów do zabawy na klawiaturze. Ta lista mogłaby się pewnie ciągnąć w nieskończoność, ale tak jak wspominałem na początku – to nie jest remaster, tylko zwykły i najpewniej zrobiony tanim kosztem port.

Najbardziej zniesmaczony jestem faktem, że tak okropnie została potraktowana pierwsza odsłona, która powinna otrzymać najwięcej miłości od twórców przy produkcji portu na PC i konsole nowej generacji. Tak się jednak nie stało i definitywnie jest to pod kątem technicznym jeden z najgorszych portów, jakie widziałem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w dalszym ciągu są to naprawdę dobre skradanki, które na swoje czasy były dopracowane i miały mnóstwo małych smaczków, detali i mechanik. Podsumowując, czułem się jakbym grał w kolekcję amatorską, niżeli mistrzowską – liczę na to, że przyszłe patche naprawią obecne bolączki Master Collection. Jeśli nie zrobi tego Konami, to może grę uratują chociaż moderzy.

Filip Węgrzyn

Filip Węgrzyn

Z GRYOnline.pl związał się w listopadzie 2020 roku. Na początku pisał jako newsman, później wspomagał dział Produktów Płatnych we współpracach z zewnętrznymi serwisami jako redaktor prowadzący, a obecnie jest autorem newsów w dziale technologie. O tym, że pisanie sprawia mu wiele satysfakcji, wiedział już za młodu. Swoją przygodę z piórem zaczął od opowiadań, których miejscami akcji były światy postapo i fantasy. Jako ścieżkę edukacji wybrał organizację i sprzedaż reklamy, stąd też jego krótki epizod w influencer marketingu. Fan RPG-ów Bethesdy i From Software. Uwielbia również sieciowe strzelanki, survivale z budowaniem baz, gry kooperacyjne i horrory.

więcej