Ksiądz o mikrotransakcjach: „to najgorszy grzech twórców gier wideo”
Czy ksiądz może być również graczem? Oczywiście. Świetnym tego przykładem jest brat Michał Maciejny, który uważa, iż mikrotransakcje są największym grzechem twórców gier.
Czy granie można postrzegać jako grzeszne? Jak na gry wideo zapatruje się Kościół? Czy mogą one służyć do celów ewangelizacyjnych? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań udzielił nam Michał Maciejny – ksiądz scholastyk i jezuita. Możecie go znać z kanału Brat Michał w serwisie YouTube, na którym oprócz kwestii stricte religijnych porusza tematy popkulturowe, w tym gamingowe.
W obszernej rozmowie z Karolem Laską, którą w całości będziecie mogli przeczytać na GRYOnline.pl w najbliższą niedzielę, Michał Maciejny wskazał m.in., co jego zdaniem jest obecnie największym grzechem twórców gier wideo. Z pewnością podzielicie jego opinię, gdyż padło na mikrotransakcje.
KL: Mówiłeś o grach, które mogą uzależniać, uzależniają zwykle multiplayerówki, mające w sobie jeszcze systemy to uzależnienie podbudowujące. Mowa na przykład o mikrotransakcjach, skrzynkach z przedmiotami, wszelkimi hazardowych sztuczkach. Za tym wszystkim stoi jakaś myśl korporacyjna – ktoś wprowadza te mechanizmy, aby ludzie z nich korzystali i spędzali przy grze więcej czasu. Może to już jest coś, co postrzega się jako grzech w ramach intencjonalnego, negatywnego wpływu na najmłodszych i dorosłych również?
MM: Zdecydowanie, podstawową rzeczą jest tu odwrócenie pewnych porządków: kto jest podmiotem, a kto jest przedmiotem. Jeżeli dla twórcy gier gracz odbierany jest jako przedmiot, to jest poważny problem. Konsumpcjonizm zachęca nas oczywiście do tego, by w tym kierunku iść, a wszelkie te transakcyjne modele sprawiają, że nadawca nie liczy się z odbiorcą. Cieszymy się, że gra w naszą grę, ale tylko dlatego, że zarobimy na tym więcej pieniędzy. Oczywiście nikt nie robi gier wideo, aby na nich tracić, to jest biznes, ale jeśli przyświecają nam jedynie większe finanse, to jest to najgorszy „grzech” twórców gier komputerowych w obecnych czasach.
Jeśli chodzi o dzieci, to tutaj do akcji muszą wkroczyć rodzice i przestać postrzegać gry jako zwykłe zabawki. Nie może być tak, że kupują dziecku grę i nie liczą się z tym, co ona niesie i czy jest odpowiednia dla pociechy w danym wieku. Miałem taką przygodę dawno temu w Krakowie, czekałem w sklepie na klawiaturę, przede mną stała rodzinka, a obok zawieszony był telebim. Akurat złożyło się to w czasie z premierą Wiedźmina 3: Dzikiego Gonu. Pani patrzy na trailer tej gry, jest w lekkim szoku, chyba nie muszę mówić czytelnikom, jak ten zwiastun wyglądał, w każdym razie na jego końcu pojawiła się osiemnastka PEGI, a ona mówi: „Ojej, a ja to kupiłam Kamilowi na Komunię”. Nie wiedziała, jak to możliwe, bo przecież gry są dla dzieci.
To tylko niewielki fragment wywiadu, który przeprowadził Karol. Daje jednak pogląd na to, jak wiele złożonych kwestii zostało w nim poruszonych. Nic dziwnego – w końcu gaming urósł w ostatnich latach do takiego stopnia, że zgrzeszyć mogą zarówno chciwi deweloperzy, jak i nieświadomi rodzice. Kościół zaś musi zacząć dostrzegać nie tylko minusy, ale również plusy gier wideo. Słowa Michała Miaciejnego stanowią przesłankę za tym, że zmiana poglądów już się rozpoczęła.