Chcę jednej rzeczy od gier w świecie Wiedźmina. Gwint: Mag Renegat niestety jej nie ma
Gwint: Mag Renegat wyszedł zupełnie z zaskoczenia, bez promocji i szczegółowej zapowiedzi, która mogłaby nakreślić obraz gry przed jej premierą. I dlatego tym bardziej może rozczarować jedną kwestią – fabularnymi brakami.
Wyznam, że nie do końca rozumiem plan CD Projektu RED. Studio wypuszcza nową grę bez marketingowego szumu i liczy... w zasadzie na co? Że gracze kupią kota w worku? Czy może faktycznie istnieje opłacalna potrzeba zaserwowania Gwinta w wersji dla pojedynczego gracza? Co do tego ostatniego mam pewne wątpliwości i sądzę, że część osób nabędzie świeżo wydaną produkcję w poszukiwaniu dobrej historii – której tu po prostu nie ma.
Minimum fabuły, maksimum rozgrywki
Uwielbiam Wojnę Krwi: Wiedźmińskie opowieści. Myślałem, że to nie jest gra dla mnie, ale przekonałem się, jak wiele satysfakcji potrafią zaoferować karciane potyczki – bardziej rozbudowane w stosunku do minigry z Wiedźmina 3. Do tego doszła świetna fabuła o dużym ciężarze narracyjnym, wymagająca podejmowania trudnych decyzji i motywująca do dalszego postępu. Szkoda, że tytuł ten nie spełnił finansowych oczekiwań, w wyniku czego CD Projekt RED nie planuje kontynuacji.
W zamian dostaliśmy natomiast samodzielny, przeznaczony dla pojedynczego gracza dodatek – Gwint: Mag Renegat. To praktycznie nowa gra, ale z fabułą ograniczoną do minimum. Po pierwszych godzinach spędzonych z tą produkcją jestem tym aspektem rozczarowany. Oczywiście twórcy komunikowali, że nie znajdziemy tutaj głębokiej historii, ale spodziewałem się, że będzie chociaż jakakolwiek ciekawa treść, a nie pierwszy lepszy pretekst do tego, by odbywać na mapie kolejne bitwy aż do starcia z końcowym bossem. Podkreślę, że mamy tu tylko sześć przerywników filmowych i okazjonalne krótkie teksty dwójki bohaterów. To tak, jakby problem z Wojną Krwi polegał na tym, że jest tam za dużo fabularnej zawartości, więc w kolejnym podejściu do zabawy jednoosobowej w Gwincie należało się jej pozbyć.
Rozgrywka – przynajmniej na ten moment, bo na recenzję przyjdzie jeszcze czas – prezentuje się przyzwoicie, choć też można mieć parę zastrzeżeń. Gwint w roguelike’owym wydaniu musiał zostać zmodyfikowany. Przede wszystkim trzeba było skrócić czas potyczek, bo skoro przegrana oznacza powrót do pierwszego punktu na mapie, nadmiernie rozbudowane bitwy mogłyby za bardzo zmęczyć gracza. Postanowiono więc zredukować liczbę koniecznych do zaliczenia rund – z dwóch do jednej decydującej. Nie jestem fanem tego rozwiązania. Z jednej strony rozumiem, że chodzi o oszczędność czasu, ale z drugiej – urok Gwinta polegał też na tym, by dobrze rozłożyć siłę kart na poszczególne rundy.
Jednocześnie bitwy wcale nie toczą się tak szybko, jak by mogły. Wydaje się, że można było ograniczyć liczbę kart dobieranych z talii, a i czasem rywal sterowany przez sztuczną inteligencję namyśla się nad ruchem o jakieś kilka sekund za długo. Wartością dodaną jest mimo wszystko satysfakcja z wygranej walki czy lekkie napięcie w końcówce, bo to zawsze przeciwnik ma ostatni ruch (zrezygnowano tu z losowości). Kolejne wyprawy każdorazowo są inne, gdyż dysponujemy coraz większymi możliwościami i lepszymi kartami, a także spotykamy różnych przeciwników.
Gwint: Mag Renegat sprawia wrażenie okrojonej gry
Poza fabułą brakuje mi jeszcze jednego elementu – polskiego dubbingu. Nie wiem, czy twórcy uznali to za zbyt kosztowny ruch, ale – kurczę – mówimy o Wiedźminie, którego zdecydowana większość graczy woli w rodzimej wersji językowej. Szkoda, że Gwent: Rogue Mage został pozbawiony tego unikalnego swojskiego charakteru.
Po uwzględnieniu tych kwestii odnoszę wrażenie, że opisywana gra jest trochę biedna. Może przed Wojną Krwi budziłaby większe emocje, a tak zaczęliśmy od pełnoprawnej kampanii dla pojedynczego gracza z wyśmienitą historią i inteligentnie przygotowanymi, urozmaiconymi starciami, by... po czterech latach dostać słabszą pozycję z mniejszą ilością zawartości, minimalną fabułą i bez polskiego dubbingu. Czy to nie jest krok wstecz?
Być może nie zaliczam się do adresatów tej gry. Zresztą dam jej jeszcze czas i generalnie widzę ją w roli szybkiej odskoczni od rzeczywistości (także w drodze w autobusie, jeśli ktoś gra na platformie mobilnej). Tylko że chyba preferuję bardziej angażującą formę zabawy. A angażuje mnie przede wszystkim fabuła.
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i chcesz otrzymywać go przed wszystkimi, zapisz się do naszego newslettera.