Forspoken jest tak nudne, jak myślicie, ale nie tracę wiary
Demo Forspoken miało zachęcić nieprzekonanych do zakupu najnowszej produkcji AAA ze stajni Square Enix. Po dwóch godzinach z wersją próbną mam jednak wrażenie, że efekt może być zgoła odwrotny. Ale czy słusznie?
Square Enix jako jeden z nielicznych wydawców od kilkunastu miesięcy wypuszcza wersje demonstracyjnie większości swoich tytułów, często pozwalając na przeniesienie postępów do finalnej edycji gry. W wielu wypadkach taki zabieg pozwolił przekonać niezdecydowanych co do danej produkcji graczy. Dobrym przykładem może być The DioField Chronicle, które będąc zupełnie nową marką, miało nieco pod górkę, jeśli chodzi o zdobycie zaufania fanów jRPG.
Na podobny efekt liczono chyba także przy Forspoken, produkcji znacznie bogatszej pod względem technicznym, celującej w wielbicieli wysokobudżetowych RPG akcji i jednocześnie miłośników rozległych otwartych światów. Jednak w tym wypadku trudno mi pozbyć się wrażenia, że nie do końca przemyślano to, co chciano pokazać w demie.
Wysokobudżetowy isekai w Twoim domu
Jeśli choć przez chwilę poczuliście się skonfundowani faktem, że w świecie fantasy biega czarnoskóra nastolatka z Nowego Jorku, śpieszę z wyjaśnieniami, że cały pomysł na grę oparto na podgatunku japońskiej popkultury zwanym „isekai”. W dosłownym tłumaczeniu oznacza to „inny świat” i cechuje się tym, że główny bohater trafia to równoległego wszechświata i pragnie się z niego wyrwać, by wrócić do swojej rzeczywistości. Ten pozorny kontrast niepasujących do siebie elementów jest czymś, co przyciąga do tego typu dzieł wielu entuzjastów japońskich animacji czy mangi. Oczywiście bez dobrze napisanej historii i wykreowanych postaci najbardziej ambitny isekai może przejść bez echa.
Właśnie na tym pomyśle bazuje historia Frey – dziewczyny, która wprost ze współczesnych Stanów Zjednoczonych trafia do Athii, magicznego świata fantasy, mającego lata świetności za sobą. W krainie rządzonej przez Tantamy zwykli ludzie czekają na herosa, który uwolni ich od ciemiężycielek. Mimo że do wypróbowania wersji demonstracyjnej całe tło fabularne nie jest potrzebne, Square z jakiegoś powodu uznało, iż to coś, co warto graczowi wyłożyć od razu po uruchomieniu demka. I chwała mu za to, bo próbna wersja Forspoken wydaje się wyjęta z pełnej gry bez większego pomyślunku. A dzięki temu prostemu zabiegowi możemy odrobinę próbować wsiąknąć w wykreowany przez autorów świat.
Witajcie w Athii, pięknym i pustym świecie
Z uwagi na wieloletnie doświadczenie z grami rozumiem, że stworzenie interesującego dema produkcji z otwartym światem nie jest najprostszym zadaniem. Square postanowiło jednak zaryzykować i nie jestem do końca przekonany, czy był to dobry pomysł. Zostajemy przeniesieni do pewnego wycinka mapy Athii z pięcioma zadaniami na start, których celem jest stopniowe wprowadzenie nas w pewne mechaniki i przyzwyczajenie do tego, co oferować będzie pełna wersja tytułu. Dodatkową rozrywkę zapewnić ma kilkanaście punktów na mapie, gdzie ukryto fragmenty lore’u świata gry, nadprogramowe walki z przeciwnikami czy monumenty kierujące do osobnej lokacji, w której przykładowo musimy bronić cywili przez określony z góry czas.
Cała mapa może i jest przyjemna dla oka, jednak wygląda niczym żywcem wyjęta z generatora gotowców, w którym wystarczy użyć paru suwaków i po chwili możemy cieszyć się imponującym open worldem, bez wyróżniającej się czymkolwiek zawartości. Nie wiem, może jestem nieco za surowy. Jednak od studia, które dało graczom Final Fantasy XV, gdzie rozległy świat potrafił zaoferować lokacje charakterystyczne i wizualnie imponujące, wymagam dużo więcej. Jeśli takowe pojawią się w pełnej wersji, odszczekam swoje narzekanie. Niemniej test pierwszego wrażenia Square oblało.
Na papierze nie brzmi to najbardziej ekscytująco i jeśli sami nie zaczniemy eksperymentować z systemami dostępnymi w Forspoken, to po 30 minutach, znudzeni, odinstalujemy wersję demonstracyjną z dysku. Największym problemem twórców jest w moich oczach ich nieumiejętność płynnego wprowadzenia w meandry magii, poruszania się, systemu walki i rozwoju postaci. Początkowy samouczek nie wyjaśnia prawie nic. Jeśli chcecie faktycznie poznać dobrze to, co gra ma do zaoferowania, przygotujcie się na ślęczenie w menusach (które notabene są mało intuicyjne) i rozgryzanie każdego aspektu z osobna. A przy niektórych rzeczach złapiecie się za głowę.
Diabeł może zapłakać. Ze szczęścia?
Od pierwszych konkretnych materiałów poświęconych Forspoken system walki zapowiadał się najbardziej interesująco. Może nie tak jak w nadchodzącym Final Fantasy XVI, w przypadku którego Square zgarnęło do zespołu gościa odpowiedzialnego za systemy w Dragon’s Dogmie czy Devil May Cry 5. Niemniej Forspoken nie ma się czego w tym aspekcie wstydzić. W wersji próbnej Frey startuje z pakietem kilku ataków. Dystansowe korzystają z żywiołów ziemi, a w bliskim kontakcie postawiono na żywioł ognia. Podstawowe ataki wybieramy z menu kołowego, przytrzymując R1 na kontrolerze, a wyprowadzamy je z wykorzystaniem R2. Dodatkowe czary przydzielono drugiej stronie kontrolera, L1 otwiera menu, przy pomocy L2 rzucamy zaklęcia. Wpływ na ich rodzaj i siłę ma nie tylko ich poziom, ale także to, jak się poruszamy – wykonanie uniku, kontry lub sprintu z wykorzystaniem „kółka” na kontrolerze powoduje odpalenie innego rodzaju ataku.
Starcia z pojedynczymi wrogami są w porządku, schody zaczynają się przy większych grupkach nacierających adwersarzy. Kamera sprawia spore problemy z kontrolowaniem otaczającego nas pola walki, lockowanie częściej przeszkadza, niż pomaga, a do tego podejrzewam, że niejeden będzie klął pod nosem na wpływ triggerów na rzucanie czarów. Te z zamysłem stawiają opór, co po dłuższym czasie powodować może zmęczenie palców, zwłaszcza gdy korzystamy z zaklęć wymagających ciągłego klepania R2. Nie jestem też do końca przekonany do systemu rozwoju czarów. Jeśli chcemy jakiś wzmocnić, w naszej bazie wypadowej możemy wybrać maksymalnie trzy wyzwania, których zaliczenie pozwoli zwiększyć siłę danego zaklęcia. W teorii rozwiązanie to ma sporo sensu, w praktyce ograniczenie maksymalnej liczby wyzwań i miejsca ich aktywacji (dlaczego nie w dowolnym momencie rozgrywki?) wydaje się kompletnie nietrafione.
Kupił mnie za to system parkouru z wykorzystaniem magii. Szkoda jedynie, że demko nie podpowiada, jak optymalnie poruszać się po magie. Przykłady? Kiedy biegniemy, wciśnięcie „kółka”, gdy Frey na chwilę zostaje otoczona czerwoną aurą, powoduje odnowienie punktów wytrzymałości. Odkryłem to przypadkowo, podobnie jak fakt, że rytmiczne skakanie w momencie dotknięcia ziemi pozwala utrzymać momentum.
Wizualnie imponujące, technicznie zawodzące
Forspoken działa na silniku Luminous, który powstał z myślą o Final Fantasy XV, przez co podobieństwa do tej produkcji są widoczne gołym okiem, gdy oceniamy styl wizualny gry i rozwiązania techniczne napędzające otwarty świat. Przygody Frey nie prezentują się źle. Na pochwałę na pewno zasługują modele postaci, przeciwników i efekty wizualne (choć przy większych zadymach mają one negatywny wpływ na płynność rozgrywki).
Możemy wybrać jedno z trzech ustawień jakości obrazu. Tryb wydajności pozwala cieszyć się przez większość czasu 60 klatkami na sekundę, choć w dużo niższej rozdzielczości (1080p), co niestety widać na telewizorach 4K. Tryb jakości blokuje grę na 30 FPS-ach, podnosząc znacznie rozdzielczość (nawet do natywnego 4K, jednak rzadko). Najmniej sensu w moim odczuciu ma opcja włączenia ray tracingu, który w Forspoken obejmuje jedynie cienie i część oświetlenia. Wizualna różnica w wielu miejscach jest niezauważalna, poza spadkiem rozdzielczości, by gra mogła utrzymać ustalone 30 klatek na sekundę.
Daleko mi jednak do robienia z tego powodu afery. To wersja demonstracyjna, stworzona na bazie starego buildu gry. Z uwagi na wykorzystanie silnika Luminous, podobnie jak w FFXV, spodziewam się poprawy jakości grafiki w wydaniu sklepowym, które trafi na rynek za kilka tygodni.
Potencjalny hit? Nie jestem do końca przekonany
Gdy Forspoken zostało zapowiedziane (grę znaliśmy wtedy jako Project Athia), padła obietnica dostarczenia prawdziwie nowogeneracyjnej produkcji. Ogromny, interesujący świat, imponujące efekty wizualne i przynajmniej poprawna rozgrywka. Mimo że wersja demonstracyjna zawodzi i mnie osobiście nie przekonała, nadal mam w sobie cień wiary, że to niefortunny wycinek całości i będzie tylko lepiej. Może to nieco naiwne, jednak Forspoken nadal ma szansę pozytywnie zaskoczyć po premierze.
Nie spodziewam się najwyższych not i chętnych do nominowania tej pozycji do tytułu najlepszej gry 2023 roku. Bliżej mi do umiejscowienia jej w segmencie solidnego dzieła ze swoimi problemami. Co jak na pierwszą produkcję zespołu stojącego za Forspoken i tak będzie pozytywnym wynikiem.