Elite: Dangerous – refundacja za brak trybu offline nie dla testerów [aktualizacja]
Afery wokół braku obiecanego trybu offline w grze Elite: Dangerous ciąg dalszy. Studio Frontier Developments poinformowało, że na zwrot pieniędzy nie mogą liczyć osoby, które grały już w omawiany tytuł w wersji alfa lub beta. Taka decyzja wywołała kolejną falę niezadowolenia wśród fanów space-sima Davida Brabena.
Aktualizacja: Pod wpływem powszechnej krytyki przyjętego rozwiązania, David Braben postanowił nieco zrewidować politykę refundacji. Deweloper zapowiedział, że w ciągu najbliższych dni studio Frontier Developments będzie kontaktowało się z osobami, które zażądały zwrotu pieniędzy, by indywidualnie ocenić ich sytuację i na tej podstawie podjąć ostateczną decyzję o rekompensacie poniesionych kosztów lub jej braku.
- Producent/wydawca: Frontier Developments
- Gatunek: symulator kosmiczny
- Platformy sprzętowe: PC
- Termin premiery: 16 grudnia 2014
W zamieszaniu wokół braku obiecanego trybu offline w grze Elite: Dangerous pojawiły się kolejne kontrowersje. Jak wiadomo, po niefortunnej deklaracji studia Frontier Developments na temat wspomnianej funkcji, wielu graczy zadeklarowało zgłoszenie się po zwrot pieniędzy. W ostatnim newsletterze (#50) David Braben odniósł się do tej kwestii, ustalając, kto rzeczywiście jest uprawniony do stawiania takich żądań. Okazało się, że o zwrócenie gotówki zainwestowanej w omawianego space-sima mogą ubiegać się wyłącznie gracze, którzy nie mieli jeszcze okazji cieszyć się zabawą w nim – na refundację nie może więc liczyć nikt, komu zdarzyło się testować Elite: Dangerous w wersji alfa lub beta. Jak nietrudno zgadnąć, reakcją na takie postanowienia jest oburzenie i larum wśród fanów, którzy poczuli się zdradzeni po tym, jak przez około dwa lata wkładali serce, czas i pieniądze w rozwój najnowszego projektu Frontier Developments. Na tę chwilę nie sposób odgadnąć, czy omawiane zjawisko ma dostatecznie dużą skalę, by skłonić Brabena i jego zespół do zmiany „wyroku”.
Przypomnijmy kulisy całej sprawy. Zaczęło się niecały tydzień temu, przy okazji publikacji poprzedniego newslettera (#49), w którym deweloper oznajmił, iż Elite: Dangerous zostanie pozbawiony trybu offline – choć w grze nie zabraknie rozgrywki jednoosobowej, będzie ona wymagała stałego połączenia z Internetem. Stało to w jawnej sprzeczności z pierwotnymi zapowiedziami twórców – wygłaszanymi od czasów zbiórki na Kickstarterze sprzed prawie dwóch lat – które dla niejednego gracza stanowiły języczek u wagi w dylemacie „wesprzeć czy nie wesprzeć”. Nic dziwnego zatem, że reakcją wielu darczyńców było wystąpienie o zwrot pieniędzy zainwestowanych w projekt studia Frontier Developments. Co prawda, twórcy (z samym Davidem Brabenem na czele) przeprosili za tak późne postawienie graczy przed faktem dokonanym i próbowali im wytłumaczyć, że to dla ich dobra, aby nie otrzymali wybrakowanego trybu jednoosobowego bez dobrodziejstw połączenia z siecią, ale głosów niezadowolenia nie udało się stłumić.
Na koniec przypomnijmy, że Elite: Dangerous ma zadebiutować w finalnej formie 16 grudnia 2014 roku. Na galaktyczną przygodę za sterami własnego statku kosmicznego wyruszą wyłącznie posiadacze komputerów osobistych.
- Graliśmy w Elite: Dangerous – największego konkurenta Star Citizena
- Oficjalna strona internetowa gry Elite: Dangerous