autor: Krzysztof Gonciarz
Blizzard WWI08: StarCraft II
Trudno było oczekiwać, że emocje w drugim dniu Worldwide Invitational podtrzymają poziom z soboty. Jest tu ciszej i luźniej, bardzo powoli zaczyna też wiać pustkami w co mniej ciekawszych rejonach imprezy. Nie dotyczy to jednak stref, w których pograć można w dwie nowe gry Blizzarda: StarCrafta II i Wrath of the Lich King. Wciąż spędzamy czas z obydwoma tytułami, a spostrzeżenia uczeszemy i opublikujemy w ciągu najbliższych dni. Tymczasem jednak - kilka wrażeń na szybko z zabawy w SC2.
Trudno było oczekiwać, że emocje w drugim dniu Worldwide Invitational podtrzymają poziom z soboty. Jest tu ciszej i luźniej, bardzo powoli zaczyna też wiać pustkami w co mniej ciekawszych rejonach imprezy. Nie dotyczy to jednak stref, w których pograć można w dwie nowe gry Blizzarda: StarCrafta II i Wrath of the Lich King. Wciąż spędzamy czas z obydwoma tytułami, a spostrzeżenia uczeszemy i opublikujemy w ciągu najbliższych dni. Tymczasem jednak - kilka wrażeń na szybko z zabawy w SC2.
Dziesiątki komputerów, tysiące chętnych.
Pograć można w trybie 1 na 1 z komputerem lub żywym przeciwnikiem, wybieranym losowo spośród grubo ponad 100 rozłożonych na imprezie stanowisk. Wszystkie trzy rasy są już grywalne. Co się rzuca w oczy już na samym starcie, to podobieństwo do oryginału. Już rok temu wiadomo było, że Blizzard nie próbuje wynaleźć prochu i koncentruje się na poprawie niuansów, ale i tak – pierwsze wrażenie pozostawia pewien niedosyt. To, co lata temu było rewolucyjne – trzy zupełnie odmienne, a przy tym doskonale zbalansowane rasy – teraz odtworzone zostaje w nowej oprawie graficznej i z pozmienianymi detalami.
Strona wizualna gry mocno przypomina WarCrafta 3. Czyli obłe kształty i nasycona kolorystyka. Zwracają uwagę bardzo ładne efekty „czarów”. Wszystkie jednostki zauważalnie zmieniają wygląd po każdym zainstalowanym upgrade’dzie. Możemy im się przyglądać z bliska, manipulując kamerą w miarę swobodnie, lecz w ograniczonym zakresie. Kiedy obrócimy widok, po puszczeniu przycisku powróci on do domyślnego ustawienia. Zoom sprawuje się ładnie, ale jak w każdej tego typu grze jest tylko kosmetycznym bajerem.
Wszystko to wygląda znajomo. Opieranie się na przetestowanych wzorcach widać też w Diablo III.
Skirmish do złudzenia przypomina bitwy rozgrywane w pierwszym StarCrafcie. Nawet komputer zachowuje się w podobny sposób: wygrać z nim na zadanym poziomie trudności nie jest problemem, ale trzeba z grubsza wiedzieć, co się robi. Ekspresowy rozwój, rushe i liczone co do sekundy build-upy niechybnie powrócą. Pod tym względem gra nie zmieniła się w ogóle i po pewnym czasie rozgrywki wymaga niezwykle wielowątkowego myślenia, dzielącego się między atak, zbieranie surowców i kupowanie technologii. Wydaje się, że gaz jest teraz surowcem istotniejszym w pierwszej fazie rozgrywki i szybciej należy zadbać o jego wydobycie.
Drzewa technologiczne poszczególnych ras uległy ewolucji, ale nie rewolucji. Każda ze stron dostaje kilka nowych typów jednostek i technologii, natomiast budynki są w znakomitej większości takie same. Podobnie jak fundamenty każdej z ras: mobilne konstrukcje Terran, ekspresowe wznoszenie budowli u Protossów, larwy, Overlordy i creep (pełzająco wyanimowany!) u Zergów. Z przyzwyczajenia najwięcej czasu poświęciłem tym pierwszym, doceniając efektowny powrót czołgów w trybie oblężniczym, nowy typ ciężkiego mecha bojowego o nazwie Thor, a także zamianę Firebatów na grenadierów (tego to akurat żal). W prezentowanej wersji gry dość często robiło się melancholijnie, bo prawie wszystkie sample dźwiękowe pochodziły z oryginalnego SC. W finalnym produkcie się to oczywiście zmieni.
To tyle na szybko. Po około 10 rozgrywkach wciąż mam wrażenie, że to wszystko to zabawa w remake. Fani się cieszą, bo dostaną to, co kochają, ale z drugiej strony – wyjąwszy grafikę 3D, to równie dobrze mógłby być dodatek do jedynki, wprowadzający w dobrze znaną mechanikę nowe jednostki i . Co będzie największą innowacją? Czas pokaże.
Krzysztof „Lordareon” Gonciarz