Jak Alone in the Dark przebija czwartą ścianę i pisze nostalgiczny “list miłosny” do pierwszej części gry sprzed 30 lat
Nowa wersja Alone in the Dark nie jest survival horrorem. Jest grą przygodową, której największa siła tkwi w licznych nawiązaniach do oryginału, łącznie z burzeniem czwartej ściany. Twórcy chcieli napisać „list miłosny” do produkcji z 1992 roku i to zrobili, tylko zbyt wiele jego linijek skrzętnie poukrywali.
Mały szum medialny towarzyszący niedawnej premierze nowej odsłony Alone in the Dark zdążył już ucichnąć. Nie jest to może nic niezwykłego w przypadku pozycji dla pojedynczego gracza, którą się po prostu przechodzi, kończy i nie wraca do niej przez jakiś czas, ale trochę mi szkoda, że o tej grze nie zrobiło się bardziej głośno. Nie ma chwalenia się wynikami sprzedaży – na pocieszenie jest za to „Accolade trailer”, w którym wydawca przytacza te najwyższe oceny oraz podkreśla pozytywny odbiór gry w recenzjach Steama, choć nie pojawiło się ich jakoś szczególnie dużo.
Gra trochę zatonęła pod oczekiwaniami, że będzie to survival horror na miarę ostatnich remake’ów Resident Evilów, a tymczasem sami autorzy zaznaczali, że tworzą przede wszystkim „list miłosny” do oryginalnej pozycji z 1992 roku, która żadnym survival horrorem jeszcze nie była. Miała jedynie parę mechanik i rozwiązań, które kilka lat później podpatrzyli producenci pierwszego Residenta. A pierwsze Alone in the Dark było przede wszystkim przygodówką 3D z małym dodatkiem topornej wtedy walki i dokładnie taka sama jest nowa wersja – grą przygodową z elementami walki i skradania, w której na pierwszym miejscu znajdują się nawiązania do oryginału i klimat.
Takie nawiązania do oryginału to tylko przedsmak tego, co naprawdę kryje się w grze.Alone in the Dark, THQ Nordic, 2024.
Sentymentalna podróż niczym w Top Gunie: Mavericku
Kłopot w tym, że nie ma tak prostej i wzbudzającej emocje fabuły jak pewna inna produkcja z mocno średnim gameplayem, ale chwytająca za serce historią dwójki bohaterów. Nowe Alone in the Dark posiada dość złożony scenariusz, z paroma dziurami bądź niedopowiedzeniami do własnej interpretacji, a całość rozbita jest jeszcze na różne rodzaje znajdziek i cutscenki. Nie podaje ich wszystkich na tacy, wymagając dociekliwości i cierpliwości. Wiele najbardziej interesujących rzeczy dobrze ukryto, co oznacza konieczność kilkakrotnego przejścia gry oraz bardzo uważnego zbierania znajdziek.
Już od pierwszych sekund gra kopiuje oryginał niemal klatka po klatce - i pozwala sprawdzić, jak zmieniły się możliwości grafiki przez 30 lat.Alone in the Dark, THQ Nordic, 2024.
Ale gdy dotrze się do nich wszystkich, wyłania się z tego rzeczywiście wspaniały hołd dla oryginału, kipiący od ciekawych nawiązań, z burzeniem czwartej ściany włącznie. Jestem wielkim fanem tamtej trylogii, pierwszą część przeszedłem w latach 90. kilkadziesiąt razy. Długi czas marzyłem choćby o zwykłym remake’u „jedynki”, a dostałem coś więcej – ukochaną grę wymyśloną trochę na nowo, ale tak, by ciągle czuć nostalgię i ten sam klimat. Przez całą rozgrywkę miałem praktycznie to samo wrażenie co podczas oglądania Top Guna: Mavericka, w którym słaba fabuła i dialogi zostały kompletnie przysłonięte przez ciągłe odniesienia do pierwszej części. To naprawdę jest list miłosny do Alone in the Dark z 1992, a nie żaden tam survival horror!
Po oczach nostalgią prosto z Dooma
Część nawiązań do dawnego zdobywcy tytułu GOTY 1992 jest dość oczywista i rozpoczyna się już od pierwszych minut. Lata 20., jedziemy samochodem na południu Stanów do posiadłości Derceto, identyczne zbliżenie na głowę żaby, Edward i Emily jako dwójka bohaterów do wyboru. W samym Derceto możemy się natknąć na podobny wystrój pomieszczeń, kolor ścian, te same przedmioty. Pijany rezydent MacCarfey zapożyczył nazwisko od prawnika rodziny Hartwood, wspomnianego tylko mimochodem w „jedynce”. Fani drugiej części szybko skojarzą dziewczynkę o imieniu Grace Saunders i jej „klauna z pudełka”. Są dokumenty firmy Pregzt Shipping Company nazwanej od nazwiska Ezechiela, głównego antagonisty pierwszej części.
Przejście na statyczne kamery z 1992 roku to hołd dla pierwszej części, którego nie da się przegapić.Alone in the Dark, THQ Nordic, 2024.
Drobiazgi tego typu przewijają się przez całą grę aż do kulminacyjnego momentu, gdy kamera zmienia się z TPP na umieszczoną w stałych miejscach pomieszczeń – zupełnie jak przed laty. Kapitalny pomysł, który nie tylko jeszcze bardziej przeniósł mnie w czasie do 1992 roku, ale i przypomniał podobny zabieg zastosowany w filmie Doom. Dość średnie kino nagle dało graczom największy, najbardziej klimatyczny prezent w postaci kamery FPP w filmie – wielu potem mawiało, że Dooma warto obejrzeć tylko dla tej sceny. A w grze jest jeszcze w Derceto ogromne drzewo jako źródło wszelkiego zła, mimowolne, jakby od niechcenia wtrącenia z uniwersum Cthulhu – wszystko tak jak w oryginale.
Jeremy łamie czwartą ścianę
Ale okazuje się, że to nie wszystko! Że dla największych fanów przechodzących nową grę kilka razy przygotowano jeszcze więcej atrakcji, z których najciekawszą stanowi łamanie czwartej ściany przez jednego z bohaterów. Pewien zalążek tego da się dostrzec już podczas pierwszego obcowania z tym tytułem. W jednym z przerywników filmowych obserwujemy Jeremy’ego Hartwooda (wuja Emily, którego odnalezienie stanowi główny cel rozgrywki), gdy podczas jednej z sesji terapeutycznych mówi lekarzowi, iż „30 lat temu Frederick chciał jego śmierci”. Wtedy może się to jeszcze wydać zdaniem wyrwanym z kontekstu, tymczasem nic bardziej mylnego!
Przechodząc grę do recenzji, narzekałem, że twórcy w ogóle nie wykorzystali strychu Derceto, gdzie wszystko się zaczęło w pierwszej części z 1992 roku. Mocno się myliłem! To właśnie tam ukryto najciekawszy easter egg, tylko do jego ujawnienia należy skompletować konkretny zestaw znajdziek (jedną z nich jest nawet okładka starej gry). Odblokowują one sekretną interakcję na strychu z wiszącym tam stryczkiem. Klikając go, możemy obejrzeć wspomnienie z przeszłości Jeremy’ego, gdy przygotowuje wszystko, by się powiesić i tym samym powstrzymać ogarniające Derceto zło.
Możliwość interakcji ze stryczkiem na strychu wymaga dużej uwagi i cierpliwości wcześniej, ale daje najciekawszy easter egg w całej grze.Alone in the Dark, THQ Nordic, 2024.
Jesteśmy wtedy świadkami prequela do wydarzeń z oryginału, którego fabuła rozpoczyna się informacją o tym, że Jeremy powiesił się na strychu w Derceto. Edward lub Emily ruszają wówczas do posiadłości, by zbadać powody samobójstwa wuja dziewczyny. W tej wersji jednak Jeremy zaczyna się zastanawiać, co będzie, jeśli sprzeciwi się złym siłom. Czy świat się wtedy rozpadnie? A może powstanie jakaś nowa dalsza historia, w której on będzie żywy? Jeremy zdejmuje stryczek i zaczyna przepraszać Fredericka, choć żaden taki bohater nie występuje w żadnej odsłonie cyklu.
I tu trzeba być już największym fanem oryginalnej trylogii, by skojarzyć, że fikcyjny Jeremy cały czas ma na myśli Fredericka Raynala – jak najbardziej autentyczną postać – głównego reżysera i twórcę pierwszej części Alone in the Dark! Wypomina mu swoją śmierć w scenariuszu „jedynki” i przeprasza, że w nowej wersji wybiera zupełnie inną drogę – chce sprawdzić, co się stanie, gdy będzie żył.
Frederick Raynal to nie byle jaka osoba w branży gier. Po sukcesie Alone in the Dark i sporym wkładzie w jego sequel (wraz z ekipą Infogrames) stworzył studio Adeline Software i dostarczył dwie części nietuzinkowego przeboju Little Big Adventure. W 2006 roku, razem z twórcą Raymana Michelem Ancelem oraz jeszcze słynniejszym Shigeru Miyamoto z Nintendo, został kawalerem Orderu Sztuki i Literatury – francuskiego odznaczenia za osiągnięcia oraz popularyzację sztuki we Francji i na świecie. Byli oni pierwszymi twórcami gier w historii, którzy je otrzymali.
To zapewne po prostu świetnie przygotowany easter egg, ale te dwa fragmenty wywołały dyskusję o tym, czy akcja Alone in the Dark nie toczy się w multiwersum. Jeremy ma wspomnienia zarówno z tej gry, jak i z oryginału, wie również o naszym świecie. Przez całą rozgrywkę to my przenosimy się z jednego dziwnego wymiaru do drugiego, jednocześnie przekonując się, że druga postać cały czas pozostaje w Derceto i nie doświadcza niczego paranormalnego. Kolejny argument to jedno z ukrytych zakończeń, w którym Edward, Emily i Grace są rodziną wychodzącą właśnie z przedstawienia zatytułowanego Alone in the Dark. Dziewczynka komentuje sztukę, wyliczając różne motywy, które powinny się w niej znaleźć, jak piraci, labirynt w żywopłotów, amulet – rzeczy, które są elementami gry z 1992 roku.
Zakończenie dla mas vs zakończenia dla fanów
Ukryte zakończenia to kolejny smaczek nowego Alone’a i po zobaczeniu ich wszystkich trudno nie oprzeć się wrażeniu, że twórcy wybrali na główny finał taką scenę, by zadowolić jak najwięcej osób – zwłaszcza tych, które nie znają „jedynki” albo oczekiwały dużej ilości akcji. Najbliższy ducha oryginału jest chyba epilog, w którym Edward przyłącza się do kultu, jednocześnie nakazując Emily uciekać jak najdalej od Derceto. Widzimy ją więc, jak odjeżdża samochodem, ale obok niej siedzi Ruth – dość enigmatyczna bohaterka poboczna, która – podobnie jak nasza postać – również wydawała się mieć pojęcie o istnieniu wymiarów z innymi lokacjami i nawet wiedziała, jak się swobodnie między nimi poruszać.
Ruth to bardzo tajemnicza postać, która wydaje się kontrolować poruszanie pomiędzy różnymi wymiarami. Szkoda, że nie rozwinięto jej historii.Alone in the Dark, THQ Nordic, 2024.
Przeróżne niedopowiedzenia i dziury fabularne, jak te z Ruth czy choćby dziwne zachowanie Grace, która z zaskoczenia wstrzykuje coś Emily, to chyba największa wada scenariusza nowego Alone in the Dark. Wygląda to tak, jakby twórcy musieli wyciąć z gry sporo rzeczy albo pozostawili to specjalnie, by rozwinąć pewne wątki w ewentualnym sequelu. Dialogi w stylu: „Musimy zabrać Grace do Hell’s Kitchen” to wręcz oczywiste zapowiedzi, że takie plany istnieją w ich głowach.
Średniak z bezcenną wartością dodaną
Czy więc doczekamy się nowego Alone in the Dark 2? Trudno powiedzieć. Średnia ocen może nie zachęcić wydawcy, ale z drugiej strony nie mamy tu samych „średniaków”, tylko połączenie wysokich not z niskimi, co świadczy o dużej polaryzacji odbiorców. Czy gra mogłaby być lepsza? Na pewno – zwłaszcza gdyby do dyspozycji był większy budżet. Czy jako fan jestem zadowolony z takiej wersji starego przeboju? Jak najbardziej!
Grace i jej przedziwne zachowania to kolejna niewyjaśniona tajemnica fabuły Alone in the Dark.Alone in the Dark, THQ Nordic, 2024.
Raz na jakiś czas pojawiają się produkcje, które ogólnie nie są dobrze przyjmowane, sporo rzeczy w nich kuleje, jednak mają ukryte dno, w którym widać główne skupienie twórców i dużo włożonej przez nich pracy. Tak było chociażby w przypadku Medal of Honor z 2010, krytykowanego za słabe kopiowanie Call of Duty, w którym mało kto dojrzał skrupulatne odtworzenie autentycznych wydarzeń i losów prawdziwych żołnierzy w jednej z największych bitew w Afganistanie. Dostało się również pierwszej części Tom Clancy’s The Division ze słabą fabułą i niedopracowanymi mechanikami looter shootera. Ale pod tym wszystkim, w dziesiątkach pochowanych znajdziek, kryła się przerażająca kronika pogrążającego się w chaosie miasta podczas epidemii, która parę lat później poraziła swoją autentycznością podczas pandemii COVID-19.
Alone in the Dark 2024 jest dla mnie takim kolejnym średniakiem z ukrytą wartością dodaną. Tym razem zafundowało mi nostalgiczną podróż do czasów szkolnych, gdy po lekcjach rzucałem plecak i zagrywałem się w historię pokracznego Edwarda, zwiedzającego najbardziej klimatyczny nawiedzony dom w historii gier. Nie chciałem nowego Residenta z superwalką, chciałem wrócić do Derceto! Dzięki Jeremy i dzięki Fredericku, że to się udało.