Alan Wake 2 - zachwyca czy nie zachwyca?
Jak to nie zachwyca Gałkiewicza, jeśli tysiąc razy tłumaczyłem Gałkiewiczowi, że go zachwyca. W końcu wielka poezja, będąc wielką i będąc poezją, nie może nie zachwycać nas, a więc zachwyca. A co z grami? Czy Alan Wake 2, wielką grą będąc, zachwyca? No więc jednego z naszych redaktorów nie zachwyca, drugiego zaś, owszem, zachwyca. Z czego powstał ten oto tekst.
Łosiu, którego nie zachwyca
Przemek „Łosiu” Bartula
Nareszcie. Skończyłem Alana Wake’a 2. Zajęło mi to więcej czasu, niż zakładałem, ale wierzcie mi: to była istna męka i cierpienie, pełne irytacji, złości oraz rozważań ideologicznych spod znaku po co, na co i dlaczego. Zrobiłem to nie dla sławy i wiecznej chwały, ale dla Was - abyście wiedzieli, co czynicie, wydając na tę grę swoje złocisze.
Bądźmy przez chwilę poważni. Alan Wake 2 już przy premierze wielu dziennikarzy – w tym kilku moich redakcyjnych kolegów – i graczy uznało za fenomen i pretendenta do tytułu gry roku, mogącego stawać w szranki z Baldur's Gate 3. Nie było wyjścia: musiałem sam sprawdzić. I moje odczucia diametralnie odbiegają od opinii tych chwalących Alana. Mam dziwne wrażenie, że część odbiorców dała się ponieść sposobowi, w jaki Remedy przedstawiło walkę tytułowego bohatera ze złem, fikołkom gatunkowym i po prostu… oryginalności – i swoją ocenę gry oparło tylko na tym. Jasne, może się to podobać i można dać się temu porwać, ale w mojej ocenie coś, co czyni genialnym film czy serial, nie jest wystarczające, aby uczynić to samo z grą. Ta różni się bowiem od filmu jednym drobnym szczegółem: gameplayem. Tutaj Alan Wake 2 niestety leży i kwiczy.
Może Alan Wake 2 nie wzrusza Gałkiewicza, ale nie powie mi chyba Gałkiewicz, że nie przewierca mu duszy na wskroś Mickiewicz, Byron, Puszkin, Shelley, Goethe...Alan Wake 2, Epic Games, 2023.
Panie, jest tu jakiś gameplay?
Gdyby skleić do kupy całą warstwę narracyjną, prześliczną oprawę graficzną i mocno ograniczone lokacje, gdzie musimy biegać jak po sznurku, to dostalibyśmy zgrabny „walking simulator” na jakieś 7-8 godzin zabawy. Niby tu i tam chodzą głosy, że ten gatunek przeminął – zakładam, że właśnie za względu na brak angażującego gameplayu – ale Alan Wake 2 by się zdecydowanie wybronił, podobnie jak wcześniej zrobił to np. Firewatch. Niestety postanowiono dodać do gry kolejne elementy, czyli walkę oraz specjalne miejsce będące wyobrażeniem naszego umysłu, gdzie łączymy fakty, analizując zdobyte informacje i dowody. Aha, no i „jumpscare’y”. Wierzcie mi, te trzy rzeczy całkowicie zepsuły mój odbiór gry.
Zacznijmy od walki. Element ten uważany jest za jeden z najsłabszych w części pierwszej, gdzie był mało urozmaicony i na dłuższą metę po prostu nudny. Zmieniono to – zamiast nudy i powtarzalności mamy irytację. Wynika to z połączenia dwóch czynników. Po pierwsze, bohaterowie poruszają się jak 70-latkowie wsparci balkonikami (nawet agentka FBI, przechodząca przecież rutynowe testy sprawnościowe) i mają bardzo ograniczony zestaw ruchów, w tym jeden unik i jeden typ ataku wręcz. Po drugie, gra jest bardzo ciemna, a nasi przeciwnicy to spowici w cień rozmazani goście, których często-gęsto po prostu mijamy, chodząc po lokacjach. Nierzadko więc zdarza się, że ktoś atakuje nas z boku – ktoś, kogo wcześniej nie zauważyliśmy – i zanim nasz stetryczały tetryk zareaguje, leży na ziemi, a jakiś koleś dźga go nożem. I ledwie się oswobodzimy i wyrwiemy, już czeka kolejny i… zaraz leżymy trupem. Samo to nie byłoby jakieś straszne, ale gra zapisuje stan rozgrywki tylko co jakiś czas, więc nie należą do rzadkich sytuacje, gdy zginiemy bez sensu 3-4 razy, a potem te 3-4 razy cofamy się o 5 minut i wykonujemy te same fabularne kroki, słuchając tych samych rewelacji.
Walka jest słaba, ale za to śledztwa też są słabe
Badanie materiału dowodowego i łączenie faktów to z kolei nic innego jak atrapa, wydmuszka, która ma ładnie wyglądać i rozciągać rozgrywkę, ale tak naprawdę nie pozwala nam na żadną zabawę w detektywa czy w ogóle samodzielne analizowanie faktów. To dlatego, że nie możemy wyciągnąć wniosków innych, niż zaplanowali to deweloperzy. Każda poszlaka, dowód czy myśl musi zostać połączona z innymi tak, jak to z góry zapisano. I koniec, basta. Zero szansy, żeby pogłówkować samodzielnie. Po pierwszym zachwycie nad tą częścią gry można tam potem klikać na chybił trafił – nie możesz się pomylić, a dany fakt doda się tam, gdzie ma się dodać. Do tego co jakiś czas Saga (nasza agentka FBI) podsumowuje jakiś przełom w sprawie, tłumacząc, co to oznacza i z czego się wzięło. Szkoda, że w większości przypadków to tłumaczenie „dla opornych” rzeczy, które każdy uważny gracz wykombinował sobie wcześniej, śledząc fabułę czy oglądając mapę myśli. Serio, to jest tak mało angażujące, że w końcowych godzinach przygody oglądałem z nudów równocześnie TikToka na telefonie.
Na koniec została wisienka na torcie: „jumpscare’y”. Na usta aż ciśnie się legendarne „a komu to potrzebne? A dlaczego?”. Moja teoria jest taka, że w tym elemencie chodzi o wybudzenie gracza ze znużenia po tym, jak przez ostatnie kilka minut pałętał się po dowolnej korytarzowej lokacji, szukając czegoś, co ma odpalić „trigger”, który posunie historię do przodu. Bo przecież nie powiecie mi, że „jumpscare” to naprawdę najlepsze, na co wpadli deweloperzy, chcąc faktycznie przestraszyć gracza...
Poszlaki, które w tej chwili nie są potrzebne, gra usłużnie oznacza jako "na później", żeby czasem nie przypiąć ich w niepowołane miejsce.Alan Wake 2, Epic Games, 2023.
To mógłby być po prostu film
Czy Alan Wake 2 wielką grą jest? To zależy od tego, czego oczekujcie od gier. Jeżeli tym, co Was kręci, jest soczysty gameplay, rozumiany jako zestaw czynności, których nie możecie robić, oglądając jednocześnie film czy scrollując social media, to jest to zdecydowanie zła gra. Nie oferuje nic, czego nie dostalibyście, oglądając show na Netfliksie bazujące na wykorzystanym tu scenariuszu. Ale jeżeli lubicie walking simulatory z dodatkiem wydłużających rozgrywkę, niekiedy irytujących pierdółek, to zapraszam.
Adam, którego zachwyca
Adam Celarek
Po zapoznaniu się z opinią redakcyjnego kolegi postanowiłem dorzucić swoje trzy grosze w dyskusji dotyczącej Alana Wake’a 2. Choć argumenty Łosia rozumiem, a z niektórymi jestem nawet gotów się zgodzić, to moje doświadczenia związane z najnowszą grą Remedy dość mocno się różnią. W kilku poniższych akapitach postaram się krótko skomentować najważniejsze zarzuty przywołane powyżej i przedstawić własny ogląd na sprawę.
Przyjemnie ociężały gameplay
Jednym z pierwszych aspektów Alana, wobec których Przemek nie szczędził zjadliwych słów, była kwestia walki. Sam muszę przyznać, że w pierwszych godzinach z grą nie mogłem przyzwyczaić się do dość ślamazarnego sposobu poruszania się bohaterów. Trudności te sprawiły, że podejście do pierwszego bossa, Nightingale’a, zajęło mi zdecydowanie więcej czasu i pochłonęło o wiele więcej prób, niż bym sobie tego życzył.
Po początkowych frustracjach i przyzwyczajeniu się do specyfiki systemu walki zdołałem lepiej opanować motorykę postaci, a nieco ociężałe starcia przy użyciu latarki i broni palnej stały się dla mnie przyjemną odskocznią od eksploracyjnych i fabularnych etapów. Z czasem doceniłem również, jak spójnie sceny walki wpisują się w kontekst całego doświadczenia. Swoista toporność starć zgrywała się w moim odczuciu ze specyficznym klimatem opresyjnej, mrocznej opowieści i nie wybijała mnie z immersji w świat przedstawiony oraz rytmu spokojniejszych etapów wypełnionych ekspozycją. Choć system walki w Alan Wake 2 z pewnością nie trafi do grona moich ulubionych, to nowe podejście autorów podobało mi się zdecydowanie bardziej niż monotonne starcia w pierwszej części cyklu.
Alan Wake jest zagubiony i gracz powinien to czuć na własnej skórze. Tego się nie da zrobić w filmie.Alan Wake 2, Epic Games, 2023.
Śledztwo faktycznie takie sobie, ale za to składanie scenariusza…
Nieco bardziej zgadzamy się natomiast w odniesieniu do kolejnej kwestii. Choć sam motyw „pałacu myśli” i badania materiału dowodowego z początku wydawał mi się ciekawym urozmaiceniem domyślnej pętli rozgrywki, tak dość szybko zaczął mnie nużyć. Prawidłowe łączenie elementów na mapie myśli czy wsłuchiwanie się w profilowanie Sagi po paru godzinach przestało bawić, a przerodziło się w przykry obowiązek odciągający mnie od poznawania historii. Na żadnym etapie zabawy te elementy nie sprawiły, że miałem ochotę odłożyć pada, ale ich początkowy czar szybko prysł.
Znacznie bardziej spodobały mi się mechaniki obecne w historii tytułowego bohatera. Pokój Pisarza oraz tablica ze scenami dynamicznie zmieniająca przestrzeń Mrocznego Miejsca w ciekawy sposób rozwijały narrację i stanowiły bazę dla kilku pomysłowych zagadek. Z perspektywy czasu stwierdzam też, że dobrym pomysłem może być (proponowane zresztą przez grę) poznawanie historii obu protagonistów naprzemiennie, by nieco urozmaicić sobie różnorodne elementy rozgrywki.
Nie taki Alan straszny, jak go malują
W kwestii przywoływanych przez Łosia „jumpscare’ów” wspomnę jedynie, że nie odczułem ich przesadnie. Wyłaniający się z ciemności opętani, zjawy Mrocznego Miejsca czy okazjonalna psychotyczna wizja stanowiły raczej element budujący klimat zagrożenia i obecności demonicznej siły. Zdaję sobie jednak sprawę, że wrażliwość i tolerancja na tego typu sztuczki w produkcjach zahaczających o horror jest kwestią bardzo subiektywną i jej ocena dla każdego grającego stanowić będzie sprawę indywidualną.
Słowa pisarza kreują rzeczywistość - w tym wypadku dosłownie (nomen omen).Alan Wake 2, Epic Games, 2023.
Dla każdego coś innego
Motyw osobistych doświadczeń stanowi zresztą centralny punkt, którym chciałbym zamknąć ten krótki tekst. Jak wspomniałem we wstępie (i w swojej części zauważył zresztą również Łosiu), odbiór pewnych aspektów ogrywanego tytułu znacząco różnić będzie się w zależności od odbiorcy. Jego lub jej preferencje, doświadczenia, wrażliwość czy tolerancja mogą w drastyczny sposób wpłynąć na wrażenia płynące z zabawy oraz na ostateczny odbiór ogrywanego materiału. Nasze dość odmienne odczucia stanowią zatem jedynie pewien zamknięty wycinek doznań, które wzmocnione zostały jedynie przez dość specyficzną stylistykę i model zabawy oferowaną przez Alana Wake’a 2.
Czy zgadzam się z tezą, że najnowsze dzieło Remedy sprawdziłoby się lepiej jako film lub serial? Hipotetyczny Alan Wake: The movie byłby produkcją, którą z przyjemnością bym obejrzał. Mimo wszystko uważam jednak, że mroczne przygody nieszczęsnego pisarza bardzo dobrze sprawdzają się w roli nastawionej na narrację gry wideo i tego typu konwersja jest zbędna.