30 lat temu pojawiła się izometryczna strzelanka, którą do dziś gloryfikuje wielu graczy
Z okazji 30-lecia gry Syndicate wspominamy ten cyberpunkowy przebój studia Bullfrog oraz jego następców.
W tym tygodniu trzydzieste urodziny obchodzi gra Syndicate, czyli osadzona w cyberpunkowych realiach kultowa izometryczna strzelanka studia Bullfrog. Z tej okazji warto powspominać tego klasyka i zapoczątkowaną przez niego serię.
Syndicate
W Syndicate dowodziliśmy oddziałem bezwzględnych agentów wykonujących rozkazy korporacji. W przeciwieństwie do większości ówczesnych gier tego typu, autorzy nie zrealizowali tego pomysłu w formie turowej strategii, zamiast tego stawiając na czas rzeczywisty i zręcznościową, strzelankową walkę. Innym nietypowym elementem była kompletna amoralność gry. Nie byliśmy karani za mordowanie cywilów i wyczynianie innych strasznych rzeczy, co świetnie wpasowywało się w cyberpunkowy charakter gry.
Takie rozwiązania przypadły graczom do gustu, a w odniesieniu sukcesu grze pomogła także wspaniała oprawa audiowizualna. Grafika to prawdziwy majstersztyk i jeden z najlepszych przykładów kreatywnego obchodzenia limitów sprzętowych. Twórcy postawili bowiem na wysoką w tamtych czasach rozdzielczość 640x480. Aby było to możliwe na komputerach z 1993 roku autorzy ograniczyli liczbę kolorów do szesnastu. Dało to atrakcyjną i mocno nietypową oprawę graficzną, która do dzisiaj może się podobać. Świetna była także ścieżka dźwiękowa, z kultowym kawałkiem Danger.
Gra doczekała się jednego dodatku w postaci American Revolt. Jej popularność sprawiła, że została skonwertowana także na konsole. Te nie były w stanie udźwignąć oryginalnej wersji Syndicate, dlatego na SNES i Genesis/Mega Drive zarówno grafika, jak i architektura poziomów mocno różniły się od pierwowzoru z pecetów i komputerów Amiga.
Jak dzisiaj zagrać w Syndicate
Syndicate Plus (wersję gry zawierającą również dodatek) można kupić w serwisie GOG.com za 25,09 zł. To wydanie działa na współczesnych pecetach dzięki dołączonemu programowi DOSBox, ale zabawa za pomocą tego emulatora nie jest optymalna. Dlatego jeśli dzisiaj chcecie bawić się w tą klasykę studia Bullfrog to warto zainstalować także FreeSynd.
To open-source’owa implementacja pierwszej części Syndicate. Nie jest to samodzielna gra, bo wymaga plików pierwowzoru, ale w praktyce sprawia, że produkcja otrzymuje mocno ulepszony silnik. Ten projekt zapewnia pełną kompatybilność ze współczesnymi pecetami i systemami operacyjnymi. Dzięki niemu możemy bawić się natywnie w Windowsie, zamiast w emulowanym DOS’ie.
Sequel, reboot i duchowy spadkobierca
Syndicate Wars
Marka doczekała się dwóch innych odsłon. W 1996 roku ukazał się sequel w postaci Syndicate Wars. Gra przeniosła serię w trzeci wymiar, wykorzystując mocno zmodyfikowany silnik Magic Carpet. Dzisiaj oprawa tej produkcji wydaje się prosta, ale w momencie premiery robiła ogromne wrażenie, przynajmniej w trybie SVGA. Był on jednak mocno wymagający, więc wielu graczy zmuszonych było bawić się w trybie VGA (320x240), który niestety oferował mocno nieczytelny obraz.
Poza tym był to jednak udany sequel, który rozwijał wiele pomysłów z pierwowzoru i oferował mocno ulepszone AI. Fani byli w sumie zadowoleni. Nie wiedzieli wtedy, jak długo przyjdzie im czekać na kolejną produkcję tego typu.
Jak dzisiaj zagrać w Syndicate Wars
Sytuacja jest identyczna jak w przypadku pierwszej części. Syndicate Wars można więc kupić w serwisie GOG.com za 25,09 zł i również jest to wersja działająca na emulatorze DOS’a.
Na szczęście w tym przypadku fani także opracowali open-source’ową interpretację silnika tej produkcji w postaci projektu Syndicate Wars Port. Pozwala on uruchamiać grę natywnie w systemie Windows. Niestety, nie został on nigdy ukończony i przez to nie wspiera trybu multiplayer. W singleplayerze działa jednak bez zarzutu.
Syndicate z 2012 roku
Po premierze sequela przez szesnaście lat marka leżała odłogiem. Będąca jej właścicielem firma Electronic Arts przypomniała sobie o niej dopiero w ubiegłej dekadzie. Studio Bullfrog już dawno zostało zamknięte, więc zadanie opracowania nowej odsłony powierzono zespołowi Starbreeze, znanemu z The Chronicles of Riddick: Escape From Butcher Bay. Rezultatem był wydany w 2012 roku reboot cyklu zatytułowany po prostu Syndicate.
Gra porzuciła mechanizmy poprzednich części. Zamiast tego otrzymaliśmy pierwszoosobową strzelankę. Fani byli rozczarowani, ale z perspektywy czasu, patrząc na ten tytuł w oderwaniu od swojej marki, był to udany FPS, z imponującym systemem walki i robiącą duże wrażenie grafiką. Kampania okazała się trochę rozczarowująca, ale prawdziwą atrakcją był tak naprawdę tryb kooperacyjny. Niestety, większość graczy nawet w niego nie zagrała, co jest o tyle smutne, że co-op w nowym Syndicate jest znacznie bliższy tradycjom tej serii niż tryb single player.
Poprawianie gry fanowskimi projektami
Gra miała na PC trochę niedociągnięć technicznych, w tym zwłaszcza skromne możliwości konfigurowania grafiki. Dzisiaj jednak nie jest to problemem, gdyż fani opracowali szereg projektów to naprawiających.
- Syndicate FOV Mod – pozwala zmieniać ustawienia szerokości pola widzenia (ang. Field of View), co jest w przypadku tej gry szalenie istotne, gdyż standardowe wartości dają mocno klaustrofobiczny efekt.
- Syndicate DeBloom – pozwala wyłączyć bardzo agresywny efekt bloom, który wielu graczy mocno denerwował w podstawowej wersji gry.
- SynAdvCFG: Syndicate Advanced Config Tool - umożliwia konfigurowanie wielu aspektów gry, których nie da się modyfikować w jej oficjalnym menu. Możemy m.in. wybierać niewspierane oficjalnie rozdzielczości, ustawiać efekty wizualne i pomijać intro.
Satellite Reign
Reboot serii był całkiem fajny, ale nie da się ukryć, że rozczarował wielu fanów, którzy pragnęli powrotu starego stylu rozgrywki. To niezadowolenie postanowiło wykorzystać studio 5 Lives opracowując Satellite Reign. Ta wydana w 2015 roku produkcja została zaprojektowana jako duchowy spadkobierca Syndicate Wars.
Autorom udało się zrealizować to zadanie całkiem sprawnie. Satellite Reign jest produkcją trochę skromniejszą pierwowzoru, ale udanie odtwarza jego mechanizmy i klimat. Pomógł w tym fakt, że przy pracach konsulatem był jeden z deweloperów Syndicate Wars. Projekt jest wyraźnie niskobudżetowy, ale nic lepszego w kategorii „duchowego spadkobiercy Syndicate” nie znajdziecie.
Ten materiał nie jest artykułem sponsorowanym. Jego treść jest autorska i powstała bez wpływów z zewnątrz. Część odnośników w materiale to linki afiliacyjne. Klikając w nie, nie ponosisz żadnych dodatkowych kosztów, a jednocześnie wspierasz pracę naszej redakcji. Dziękujemy!