11 bit studios jest na fali, ale to mogą być fale sztormowe
11-bici to studio, które w przeszłości kilkukrotnie utwierdzało swoją pozycję w polskim gamedevie, a w tym roku będą wydawali sporo nowych gier. Piszę więc o trudnej sztuce balansowania na krawędzi – i o smutnym śmiechu historii w The Thaumaturge.
Jeszcze jesienią 2023, przygotowując się do Plebiscytu na Grę Roku, zrozumieliśmy, jak ważnym rokiem dla 11 bit studios będzie 2024. Po stosunkowo długiej ciszy (bo w 2022 wydali niezauważone South of the Circle, a wcześniejsze hity to dodatki do pierwszego Frostpunka z 2020 i bardzo przyjemny rogalik Children of Morta z 2019) powracają bowiem aż z czterema grami. To dla nich ważny rok, a w propozycjach wydawniczych nie brakuje błyszczących samorodków, choć na razie chyba nie wywołują one gorączki złota.
W listopadzie 2023 roku Niezwyciężony ląduje na Regisie III, ale ląduje twardo, wręcz awaryjnie. Gra choć cierpi na wszystkie przywary i wady gatunkowe, jest niezłą opowieścią i próbą przeniesienia Lema do nowego medium. Na kosmos jednak gracze mają tak mocno wywalone, jak o ironio, bohaterowie Powrotu z gwiazd Lema – gra notuje w szczytowym momencie zaledwie 1237 graczy, a w chwili, gdy piszę te słowa, gra 88 osób. Niezwyciężony zostaje więc zwyciężony; jest wspomnieniem i ciekawostką dla fanów gatunku.
W marcu 2024 debiutuje The Thaumaturge, gra, w której Stanisław Wokulski – tfu, to znaczy Wiktor Szulski – wraca do Warszawy w kraju Rosja – bo Polski nie ma wówczas na mapie. The Thaumaturge wyprodukowało Fool’s Theory, studio z Bielska-Białej, ale gra ta doskonale wpisuje się w portfolio 11 bit studios, które swoimi grami próbuje nie tylko bawić, ale też do żywego dotknąć (ot, na przykład, dotknąć kwestii społecznych, czy jak w tym wypadku, historycznych). To zresztą ich metoda w dobieraniu gier. Jest wielu, którzy wydają po prostu rozrywkę. 11 bit studios natomiast szuka takich gier, które nurtują, drążą i zadają pytania.
The Thaumaturge z samego tylko opisu brzmi tak ciekawie, że nie sposób przejść obok tytułu obojętnie. To również pierwsza szerzej znana gra, która tak mocno korzysta z polskiej kultury, historii i miejsca – bo przecież cichym (a wręcz, no cóż, niemym) bohaterem The Thaumaturge jest Warszawa.
Szerzej o The Thaumaturge pisze Krzysztof Lewandowski w swojej recenzji, ja zatem odniosę się do samego rynkowego debiutu. Na pewno jest lepiej niż w przypadku Niezwyciężonego – w peaku 2913 osób, a obecnie gra ich ponad 1600. Zakłada się, że produkcja zwróci się jeszcze w tym roku… no właśnie, zakłada się. Gra w żadnym wypadku nie jest wydawniczym sukcesem i powodów możemy szukać tu kilka. Jednym z nich, poważnym i słusznie bulwersującym, jest brak pełnej polskiej wersji językowej (są tylko napisy). Szczególnie, że mówimy tu o grze, która dzieje się w Warszawie – w dodatku w Warszawie pod zaborami, zniewolonej przez ruski, butny, zapijaczony carat. To swoją drogą karygodna ironia losu i głośny śmiech historii – że w grze, która opowiada o tłamszeniu Polski i polskiej kultury, nie używa się języka polskiego… Czyli co, wymieniliśmy ruski bat i moskalski bagnet na ekonomiczny topór? Cesarz Mikołaj II przewraca się w grobie – ze śmiechu.
Drugim problemem, który może powstrzymać graczy przed rozbiciem skarbonki, jest to, z czego de facto 11 bit studios słynie. „Meaningful entertainment”, czyli rozrywka, która ma coś znaczyć, która nie porusza się po mieliznach i nie ryje brzuchem po płyciźnie, a która sięga po tematy istotne i ważne. Jeśli spojrzycie na wszystkie wydawane przez 11 bit studios gry, to szybko zobaczycie, że każda z nich, niezależnie od sukcesu czy poziomu wykonania, ma w sobie jakiś przekaz, sens, filozofię i to wszystko, co ogólnie gracze RPG sobie cenią. I ja również za to 11 bit studios najbardziej lubię – bo nie boją się sięgać po tematy trudne, krępujące i wybijające nas ze strefy komfortu. This War of Mine i Frostpunk położyły pod tę myśl kamienie węgielne i choć sam z przyjemnością wyłożę pieniądze ze swojego portfela (i wiem, że sporo z Was zrobi to samo), to chyba już przy każdej grze wydawanej przez 11 bit studios zastanawiać się będę, czy gra odniesie sukces.
Bo filozofia wydawnicza 11 bit studios to w moim odczuciu nieustannie balansowanie na krawędzi – z jednej strony macie społeczne kwestie, trudne wybory moralne, odnośniki do historii i kultury, z drugiej zaś rdzeń gry wideo – rozrywkę, która ma bawić i odprężać. Łączenie dzikiej i czystej rozrywki z etyką, moralnością, edukacją czy historią jest oczywiście możliwe, ba, chyba wszyscy chcielibyśmy, aby wydarzało się częściej. Ale jest też cholernie trudne, bo gracz nie kupuje The Thaumaturge dlatego, że tęskni za Wokulskim, ale dlatego, że chce po prostu zagrać w grę. Nie chodzi o to, abyśmy jako gracze ubierali się potem w surduty i z wciśniętym w oko monoklem przerzucali się nazwiskami i pojęciami z filozofii. Chodzi o to, żebyśmy po prostu dobrze się bawili.
Najpierw więc Niezwyciężony ląduje twardo, potem The Thaumaturge nabiera wody w usta i przemawia do nas po angielsku. Przed nami jeszcze trzy gry – Frostpunk 2, który być może ponownie pozamiata (w peaku 29 tysięcy graczy, obecnie 4100, a od premiery minęło niemal 6 lat!), enigmatyczne The Alters oraz w końcu arthouse’owa wręcz Indika.
Byłbym naprawdę spokojny o Frostpunka 2. W przypadku The Alters i Indiki odczuwam natomiast to, co opisałem powyżej – nadzieję, ale też niepewność. Bo choć gra nurtuje, ciekawi i zadziwia, wszystko i tak rozbije się o to, czy zwyczajnie dobrze się w to będzie grało. Indika na zwiastunach prezentuje się jak wycieczka do kina studyjnego na niszowy film, który wysadzi ci głowę w powietrze, ale co jeśli dziarska zakonnica wywali się na prostej drodze w czasie długiej i mozolnej, gatunkowej wędrówki walking symulatora?
Jedno trzeba 11 bit studios przyznać – zarówno jako wydawcy, jak i producenci nie boją się ryzykować. I robią to z ambicją, i robią to z dumą. Za to, cholera, za to w dobie bezpiecznych, ale mdłych gier, poprawnych produkcji, które nijak nie próbują nas jakkolwiek porwać, a jedynie oszukać i zwieść na mieliznę pustego karnawału i pierdołowatej fabułki, chylę czoła i czekam na więcej. Czekam i zaciskam kciuki, bo niewielu producentów i wydawców gier na świecie potrafi tak ryzykować, jak ryzykuje 11 bit studios.
(A zupełnie na marginesie, ale również w temacie polskich gier, odsyłam Was do drugiego ważnego wydarzenia tego tygodnia, czyli zapowiedzi Thorgala i Pana Lodowego Ogrodu. O obydwu tych produkcjach w swoim kapitalnym, a ekwilibrystycznym felietonie napisała Ania Garas, dlatego zachęcam Was do kliknięcia w tytuł: „Może niepotrzebnie się martwię o gry na podstawie polskiej fantastyki”.)
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i chcesz otrzymywać go przed wszystkimi, zapisz się do naszego newslettera.