1. sezon Skull and Bones to „zapychacz” ciągnący grę na dno? Gracze są mocno rozczarowani; część uważa, że jest gorzej, niż było
Raging Tides w Skull and Bones to pierwszy sezon pirackiej gry Ubisoftu, ale część graczy jest nim tak bardzo zawiedziona, że poważnie myśli nad sensem dalszej zabawy.
Ubisoft chwali się „rekordowym zaangażowaniem graczy” w swojej pirackiej produkcji po debiucie 1. sezonu. Spędzają oni w grze średnio 4 godziny dziennie (via GameSpot). Jednak nawet jeśli pominąć, że niewiele to znaczy w kontekście dotychczasowego skromnego zainteresowania tytułem, sezon Groźne Prądy (Raging Tides) spotkał się z krytyką wielu graczy Skull and Bones (via serwis Reddit).
Żeby nie było, nie brakuje osób, którzy nadal dobrze się bawią w nowym tytule francuskiego wydawcy. Inna sprawa, że nawet część z nich nie jest zachwycona tym, że Ubisoft nadal nie naprawił komunikacji głosowej.
Twórcy obiecali, że rozwiążą ten problem najszybciej jak to możliwe, ale wygląda na to, że na stosowną poprawkę trzeba jeszcze poczekać. Dla fanów to spore niedociągnięcie w grze oferującej możliwość kooperacji z innymi graczami, choć – powtórzmy – są tacy, którzy i bez tego czerpią z gry frajdę (np. grając w pojedynkę).
Czasochłonna zaraza
Niemniej nawet niektóre osoby dobrze bawiące się w S&B nie są zachwycone nowym sezonem. Już wcześniej narzekali na tzw. endgame, który w zasadzie sprowadzał się do zbierania Części Ośmiu (Pieces of Eight), co w praktyce było czasochłonne i mało interesujące.
Tymczasem jedną ze zmian wprowadzonych w Groźnych Prądach jest flota Zarazy (Pestilence Fleet). Jej statki wyróżniają się nie tylko chorobliwym motywem, ale też niemal nieustannym pojawianiem się znikąd (nawet po pokonaniu wrogów), jeśli gracz ma głowę jednego z ich kapitanów. Do tego są to elitarne jednostki z ogromną wytrzymałością, a więc zatopienie ich zajmuje znacznie więcej czasu.
Owszem, część osób nie ma nic przeciwko wyzwaniu prezentowanemu przez nowych wrogów. Sęk w tym, że zmiany w 1. sezonie wydłużyły i tak mozolny proces zdobywania Części Ośmiu – zdaniem niektórych fanów nawet trzykrotnie w porównaniu do tego, ile zajmowało to przed Groźnymi Prądami. Do tego mniej zdolni lub gorzej wyposażeni gracze są de facto skazani na współpracę z innymi.
Konieczność przedzierania się przez te floty nie byłaby może tak irytująca, gdyby nie jeden szczegół. Twórcy nadal nie wprowadzili pożądanej przez graczy zmiany: automatycznego „podnoszenia” tych łupów lub zbierania ich w trakcie walki. Obecnie nawiązanie kontaktu z wrogą jednostką uniemożliwia zdobycie Części Ośmiu. Jest to tym bardziej irytujące, że gra potrafi upierać się, iż walczymy z innym statkiem, nawet gdy nie mamy go już zasięgu wzroku.
Sezon zapychający i odpychający
Fani nie są też zachwyceni nagrodami za pokonanie nowego legendarnego kapitana – La Peste (via Reddit). To samo tyczy się innych aktywności oraz nowych przedmiotów kosmetycznych, które nie zachwyciły większości nabywców (m.in. zasadniczym brakiem powiązania z motywem sezonowego bossa). Dochodzą do tego nowe błędy, które można by wybaczyć… gdyby gra wynagradzała je nowościami.
Krótko mówiąc, pierwszy sezon Skull and Bones okazał się mocno rozczarowujący. Część graczy porównuje obecny stan gry z Red Dead Online, tyle że bez „solidnych fundamentów”, ale też z o wiele mniej nachalnymi mikropłatnościami („póki co”). Są nawet internauci twierdzący, że gra była lepsza na premierę niż obecnie i nawet niezbyt udane sezony Diablo IV wyglądają lepiej przy Groźnych Prądach.
Niektórzy gracze tłumaczą, że nie powinno to dziwić, bo to z pewnością tzw. „wypełniacz” („filler), mający zapełnić czas, w którym twórcy będą mogli przygotować bardziej konkretne zmiany (m.in. pod kątem uwag społeczności) i więcej nowości. Nie byłby to pierwszy taki przypadek. Dość wspomnieć No Man’s Sky czy nawet For Honor Ubisoftu, które po mocno rozczarowującej premierach zyskały bazę oddanych fanów dzięki upartemu rozwijaniu rozgrywki przez twórców.
Pytanie tylko, czy graczom starczy cierpliwości, by czekać na potencjalne naprawienie Skull & Bones, które już przed premierą budziło spore zastrzeżenia (głównie z powodu długiej i problematycznej produkcji)? Sporo fanów poważnie zastanawia się, czy po tak rozczarowującym początku powinni dać grze kolejną szansę.
- Skull and Bones to żadne tropiki, a wczasy nad polskim morzem
- Recenzja gry Skull and Bones – ocean płytki jak kałuża