Mariupol także stał się celem dezinformacji. Wojna w Ukrainie - hakerzy, trolle i dezinformacja
Spis treści
Mariupol także stał się celem dezinformacji
Rosyjska dezinformacja nie przejmuje się także tworzeniem logicznej, trzymającej się kupy historii. Doskonałym przykładem jest tutaj bombardowanie szpitala położniczego w Mariupolu, które zaszokowało opinię publiczną na Zachodzie. Rosjanie początkowo zaprzeczyli, jakoby mieli stać za atakiem – robiły to nawet konta państwowych ambasad. Później stwierdzono, że bombardowanie rzeczywiście miało miejsce, ale szpital był pusty. Następnie znowu zmieniono przekaz: teraz placówkę zajmowali żołnierze niesławnego pułku „Azow”, kojarzonego z neonazistowskimi poglądami i symboliką. Na koniec stwierdzono zaś, że atak sprowokowali Ukraińcy, rozstawiając artylerię w pobliżu szpitala. Wszelka logika sugeruje, że takie motanie się w zeznaniach powinno podważać wiarygodność Rosjan.
Według Kiełtyki nie to jest jednak najważniejsze: „To, że sobie zaprzeczają, nie ma żadnego znaczenia. Ważne jest, żeby siać zamęt, chaos informacyjny – tak, byśmy sami nie wiedzieli, co jest prawdą, a co nie”. Ostatecznym celem nie jest wyłącznie przekonanie świata do swoich racji. Jest nim stworzenie rzeczywistości, w której rozgraniczenie prawdy i fałszu staje się zadaniem mozolnym i na dłuższą metę – niewykonalnym. W której na szpital mogły spaść bomby, chociaż żadnego ataku nie było, a niewinni ludzie, którzy wcale nie znajdowali się w budynku, zginęli przez prowokację własnego wojska – ale to nieważne, bo byli neonazistowskimi zbrodniarzami. Społeczeństwo przekonane, że prawdy nie da się ustalić, jest bardziej podatne na podziały lub obojętność wobec tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą.
Jako że Polska znajduje się blisko konfliktu i bezpośrednio on na nas oddziałuje, jesteśmy szczególnie łakomym kąskiem dla kremlowskiej propagandy. Propaganda rosyjska będzie nas straszyć groźbami wielkimi: że będziemy następnym celem Putina; że zmierzamy nieuchronnie w stronę wojny nuklearnej; że NATO opuści nas w potrzebie i złoży na ołtarzu deeskalacji. Będzie nas też straszyć kwestiami bardziej prozaicznymi: że zabraknie nam paliwa czy gotówki, lub że dzięki ułatwieniom dla Ukraińców staniemy się we własnym kraju obywatelami drugiej kategorii. „Widzimy, że stosunek do uchodźców się zmienia”, zauważa Kiełtyka. „Kreml uderza bardzo celnie, kolportuje fałszywe wiadomości, wykorzystuje niepewności społeczne dotyczące chociażby tego, czy Ukraińcy nie zabiorą nam pracy”.
Zostało jeszcze 64% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla Ciebie