Wizjoner, legenda, mistrz opowieści? Nie, David Cage jest przereklamowany
David Cage, twórca Fahrenheita i Heavy Rain, od lat cieszy się uznaniem graczy, którzy wymieniają go jednym tchem obok branżowych wizjonerów, takich jak Hideo Kojima. Szkoda tylko, że od prawie dwóch dekad nie stworzył on gry, której fabuła miałaby sens.
Spis treści
Machina reklamowa Detroit pracuje na pełnych obrotach. Sony raczy nas kolejnymi ładnymi materiałami filmowymi, akurat teraz w PS Plusie udostępniono Beyond: Dwie dusze, a wypuszczone niedawno demko imponuje mnogością sposobów, na jakie rozwinąć się może krótki wycinek fabuły gry. Sam uległem tej reklamie i dość mocno wyczekuję podejmowania trudnych decyzji w Become Human. Pamiętam jednak przy tym, żeby trzymać te oczekiwania na wodzy, bo David Cage wcale nie jest wielkim branżowym wizjonerem, a jego status został mocno wyolbrzymiony. Dość wspomnieć, że od dwóch dekad nie dostaliśmy od niego żadnej rzeczywiście dobrej opowieści.
SPOILERY! Felieton zdradza istotne szczegóły fabuł gier Fahrenheit, Heavy Rain oraz Beyond: Dwie dusze. Nie chcesz sobie psuć zabawy? Nie czytaj.
Proroctwo Indygo
Gry Quantic Dream w liczbach:
- Omikron: The Nomad Soul (1999) – ponad 0,6 mln sprzedanych egzemplarzy, średnia ocen 75% (PC), 66% (Dreamcast)
- Fahrenheit (2005) – ponad 0,7 mln sprzedanych egzemplarzy, średnia ocen 85% (PC), 86% (Xbox), 84% (PS2)
- Heavy Rain (2010) – 5,3 mln sprzedanych egzemplarzy, średnia ocen 89% (PS3)
- Beyond: Dwie dusze (2013) – ponad 1 mln sprzedanych egzemplarzy, średnia ocen 72% (PS3)
Dane o średnich ocen pochodzą z serwisu Gamerankings.com.
Debiutancką grą Davida Cage’a i jego studia Quantic Dream był zapomniany dziś (a w chwili premiery budzący zainteresowanie głównie z powodu zaangażowania się w projekt Davida Bowiego) Omikron: The Nomad Soul z 1999 roku. Dopiero jednak wydany sześć lat później Fahrenheit sprawił, że gracze zapamiętali nazwę francuskiego zespołu. Z tego względu, a także w związku z tym, że nie miałem okazji w Omikrona zagrać, założę na korzyść Cage’a, iż w tym wypadku opowieść prezentowała pewien poziom, i moje rozważania rozpocznę od produkcji z 2005 roku.
Fahrenheit zaczynał się naprawdę mocnym akcentem. Główny bohater z nieznanego sobie powodu zabijał obcego mężczyznę, po czym starał się uciec ścigającej go policji i odkryć, jakaż siła pchnęła go do tego czynu. Interesujący początek rozwijał się w mroczną, fascynującą opowieść kryminalną z pierwiastkiem paranormalnym, pokazywaną z perspektywy paru postaci. Dodatkowo pojawiało się kilka różnych rozgałęzień wątku, mogących istotnie wpłynąć na przebieg wydarzeń. Akcja niespiesznie posuwała się naprzód, ujawniając kolejne elementy tajemniczej łamigłówki i pozwalając lepiej poznać bohaterów oraz ich codzienne życie.
A potem wszystko się wykoleiło. Jakoś tak około trzech czwartych opowieści scenariusz radykalnie skręcił w stronę ostrego, nastawionego na absurdy science fiction. Wyglądało to tak, jakby odpowiedzialny za całą historię David Cage postawił sobie za cel upchnięcie w niej maksymalnej ilości zwrotów akcji i scen rodem z filmów sensacyjnych. Mroczny kryminał zatonął gdzieś pod wyjętymi z Matrixa scenami walki, sztuczną inteligencją/internetem/staruszką próbującą opanować świat czy ratowaniem ludzkości przed wiecznym mrozem.
Biorąc pod uwagę sukces Fahrenheita, jestem skłonny uwierzyć, że niektórym ten przeskok i festiwal fantazyjnych motywów przypadł do gustu. Na mnie zadziałał, niestety, jak kopniak z półobrotu od starego Chucka. Dotąd wciągająca opowieść straciła cały swój urok, a ja z każdym kolejnym zaskakującym zwrotem akcji stawałem się coraz bardziej obojętny na rozgrywające się na ekranie wydarzenia. W reakcji na wieść, że przez większość czasu kierowałem trupem, już tylko ziewnąłem. W zamierzeniu romantyczna scena seksu z tymże trupem wzbudziła we mnie z kolei jedynie politowanie.
Naprawdę nie jestem w stanie przypomnieć sobie żadnej innej gry, która robiłaby na mnie tak pozytywne wrażenie przez większość zabawy, żeby koniec końców zostawić mnie tak wściekłym. Zmarnowano tu cały potencjał scenariusza. Fahrenheit był dla mnie pierwszym spotkaniem z twórczością Cage’a i już wtedy boleśnie się przekonałem, że zachwyty jego osobą są poważnie wyolbrzymione.