Sam Fisher ścigany
Z nowym Splinter Cellem Ubisoft zdecydował się zrobić coś dziwnego... Zapewne będzie to fajne, ale ciężko prorokować, jak ten eksperyment przyjmą zdeklarowani fani serii. Serii, której tytuł praktycznie stanowi synonim skradanki: skradanka – Splinter Cell, Splinter Cell – skradanka, bo jakby nie patrzeć, zakwalifikowanie Conviction do skradanek będzie co najmniej problematyczne.
Po pięciu bardzo dobrze przyjętych Splinter Cellach, Ubisoft zmienia spojrzenie na przygody Sama.
Sam Fisher musi uciekać. Nie wie, przed kim, nie wie za bardzo, z jakiego powodu – tego wszystkiego gracz będzie się musiał dowiedzieć własnym sumptem, w trakcie gry. Ponieważ rzecz się dzieje przede wszystkim w Waszyngtonie a także w innych miastach, pośród ludzi, w większości cywilów, standardowe czarne ubranko zwieńczone trójką zielonych światełek straciło rację bytu. Na korzyść prochowca z kapturem – zmierzwione, siwiejące już włosy, przydługa grzywka i miesięczny zarost w komplecie. Sam bowiem wciąż musi pozostawać możliwie niezauważony. Technika tego pozostawania jednak uległa radykalnym zmianom.
Coś jak Kane & Lynch, coś jak Assassin’s Creed – tłumy ludzi i konieczność manipulowania nimi, tak by przemknąć pomiędzy policją czy innymi żołnierzami wypatrującymi w tłumie gościa z odbitymi na czole trzema kółkami. ;-) Stąd Conviction opiera się o wszelkiego rodzaju działania dywersyjne – tu wysadzimy butlę z gazem, gdzie indziej ukradniemy komuś komórkę – wszystko, co odciągnie uwagę zbrojnych władz od miejsca, które nas interesuje i tym samym od nas samych, jest jak najbardziej pożądane. Pogramy-zobaczymy, zapewne będzie git, bo mało prawdopodobne jest, by Ubisoft zrobił rysę na tak doskonałym diamencie.
MMORTS
Jest taki gatunek gier jak massively multiplayer online real time strategy. Problem z nim polega na tym, że reprezentuje go dotychczas praktycznie tylko jeden tytuł: Shattered Galaxy. No ale jest i całkiem sporo ludzi w niego wciąż gra – nie tylko dlatego, że sama idea toczenia walk na jednej wielkiej mapie świata z udziałem tysięcy przeciwników z krwi i kości jest miodna, również dlatego, że nie mają wyboru. Dobra wiadomość jest taka, że osadzone w Szanghaju studio Ubisoftu pracuje już od trzech lat nad drugim przedstawicielem gatunku – grą opartą o jakże płodną licencję na dzieła Toma Clancy’ego, tym razem: EndWar. Zła wiadomość jest taka, że nikt z zapytanych deweloperów o Shattered Galaxy nie słyszał.
Michael de Plater, główny projektant Tom Clancy’s EndWar, uprzednio pracował nad serią Total War. Trudno o jeszcze lepszą rekomendację na polu erteesów.
Pomysł na EndWar jest słuszny. Trwa wojna światowa – na naszej planecie – mocarstwa tłuką się ze sobą klasycznie o surowce, rzecz w tym, że gracz wchodząc do gry, otrzymuje globalny obraz sytuacji. Są linie frontu, trwają walki w konkretnych rejonach, a na kształt konfliktu każdy ma swój wpływ. Wprowadzając własne wojska w dany rejon (do 20 graczy może toczyć zmagania o wybrany kawałek Niebieskiej Planety), niesiemy na barkach odpowiedzialność za jego los. Jeśli batalię wygramy, obszar mocarstwa, dla którego walczymy powiększy się, jeśli damy ciała, wręcz przeciwnie. I inni to zobaczą. W sposób oczywisty zapowiada się to bardzo atrakcyjnie. Niestety podczas UbiDays zaprezentowany został jedynie filmowy zwiastun (100% in-game, jak mówią), zagrać się jeszcze nie dało.
Julian Gerighty – dyrektor studia w Shanghaju – pragnących zagrać w EndWar już teraz, zaprasza do siebie. Wszyscy chętnie zaproszenie przyjęliśmy. Obecnie sprawdzamy, gdzie jest Szanghaj.
Wątpliwości budzi efpeesowata, przeskakująca pomiędzy jednostkami kamera, której zadaniem jest dostarczenie graczom jak największej ilości wrażeń (niemal wszystko będzie się dało rozwalić na kawałki), lecz zastosowanie taktyczne raczej żadne. (Wszystko przez Company of Heroes). Temu drugiemu ma służyć niemal płaski widok z góry i spodziewać się należy, że to raczej z niego gracze – przynajmniej ci nastawieni na wygraną – będą korzystać.
Niemały zgryz ma każdy deweloper, który zabiera się za stworzenie gry strategicznej na konsole – sterowanie. Ubisoft wybrnął z tego przebojem – będziemy wydawać rozkazy głosem. Niby żadna nowość, rzecz w tym, że nigdy to nie zadziałało. Julian Gerighty mówi jednak, że tym razem będzie to działać doskonale, czyli niezauważalnie – bo sterowanie głosem może działać jedynie w 100 procentach. Każdy procent mniej robi z tej setki zero. Podobnie jak w przypadku Conviction – pogramy-zobaczymy. Trzymamy jednak kciuki, bo w dobrego MMORTS-a zagrałoby się, oj.