Po pierwsze – nie urazić!. Indyki to realizm, a duzi wydawcy wolą pajacowanie
Spis treści
Po pierwsze – nie urazić!
Drugi, jeszcze istotniejszy powód to obawa przed podpadnięciem jakiejś grupie społecznej lub szerszej opinii publicznej i związanym z tym oburzeniem. Internet zmienił świat w globalną wioskę, w której każdy wie od razu wszystko o wszystkim. Poza tym sieć stała się ulubionym miejscem do wyrażania swojego niezadowolenia, a gry jako powszechna rozrywka przestały być obwiniane tylko o szerzenie przemocy. W dzisiejszych czasach twórcy muszą jeszcze uważać na kwestie narodowości, religii, płci i wiele innych, o które łatwo wybuchają internetowe awantury.
Duzi wydawcy wolą unikać wszelkich powodów do oskarżeń czy choćby drobnych przepychanek słownych, nawet jeśli czasem średnio im to wychodzi. Efekty widać jednak od wielu lat. Z gier zniknęli wszelkiej maści bliskowschodni bojownicy, nie ma nawet zwykłych terrorystów – Medal of Honor: Warfighter i Rainbow Six: Siege od początku wprowadziły strzelanie „blue on blue”, czyli „swoi na swoich” – bez charakterystycznych „Tangos”. Po protestach rządu Boliwii za sposób pokazania tego kraju w Ghost Recon: Wildlands, dla kolejnej części stworzono już zupełnie fikcyjną krainę. Podobne przejścia mieli twórcy Battlefielda – i to niejeden raz! Wystarczy wspomnieć o zakazie sprzedaży gry w Iranie, gdzie miała miejsce akcja „trójki”, oraz oburzenie Chin po premierze BF-a 4. Doświadczenia te zapewne przyczyniły się do wymyślenia armii „Bezpatów” – bezpaństwowych żołnierzy w Battlefieldzie 2042.
Takie przykłady można mnożyć, wspominając chociażby o znowu głośnym przez chwilę Six Days in Fallujah. Po zeszłorocznych zapowiedziach wskrzeszenia gry i powrocie głosów sprzeciwiających się temu, o tytule tym ponownie zrobiło się cicho. Wydawcy wolą tworzyć fikcyjne konflikty z fikcyjnymi armiami, w których każdy może być, kim chce, i wyglądać, jak chce. Popularność Overwatcha, a później Fortnite’a mocno sprzyjały temu trendowi, ale ostanie opinie, a przede wszystkim wyniki sprzedaży najnowszych odsłon Call of Duty i Battlefielda mówią, że to chyba nie do końca właściwa droga.
Mali mogą więcej?
Kontrowersyjne konflikty zbrojne i autentyczne realia nie zniknęły jednak całkowicie z gier komputerowych. Znalazły swoje miejsce na platformie PC i powstają w małych studiach złożonych z pasjonatów gatunku, a czasami nawet z członków dawnych zespołów, pracujących kiedyś nad tymi realistycznymi odsłonami głośnych marek. I co ciekawe – mimo poruszania mocno kontrowersyjnych tematów – wydają się nie wzbudzać wielkiego oburzenia. Biorąc pod uwagę, że nie są to żadne tajemnicze projekty, tylko ogólnie znane tytuły w branży gier, sugeruje to trochę, że głosom sprzeciwu w takich sprawach nie chodzi o walkę dla samej idei, tylko dla zasięgów. Jeśli coś nie jest popularne, nie warto się tym zajmować.
Zostało jeszcze 64% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla Ciebie