Weterani FPS-ów opisali przyszłość gier - i ja się z nią zgadzam
Weterani gatunku strzelanin pierwszoosobowych z Electronic Arts określili swoją wizję przyszłości FPS-ów. Warto zapamiętać ich słowa, bo zapewne opierają się nie tylko na przeczuciach, ale i swoich przyszłych projektach.
Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że pierwsza transmisja z cyklu EA Play Live Spotlight o szumnym tytule „Przyszłość gatunku First Person Shooter” pozostawiła pewien niedosyt. Rozmowa na ten właśnie konkretny temat zabrała raptem kilka ostatnich minut spotkania dziennikarki IGN z twórcami czołowych studiów należących Electronic Arts. Czy wyczerpano temat? Z pewnością nie. Ale równocześnie jestem przekonany, że w ciągu tej krótkiej chwili rzeczywiście usłyszeliśmy parę naprawdę istotnych rzeczy odnośnie przyszłości gier, które warto zapamiętać.
Nie były to bowiem marzenia graczy czy przewidywania branżowych dziennikarzy, a opinie samych devów, i to jednych z najgłośniejszych tytułów. Ludzie z DICE tworzący Battlefielda, z Respawn Entertainement od ciągle popularnego APEX Legends czy legenda sama w sobie, czyli Vince Zampella stojący za sukcesami Medal of Honor: Allied Assault, Call of Duty i Titanfalla – oni z pewnością wiedzą co mówią. Pracując w swoich zespołach na pewno mają już plany na najbliższe lata i znają kształt nowych projektów, które ukażą się w przyszłości. Czego można więc oczekiwać po FPS-ach?
Pochmurna przyszłość
Oskar Gabrielson z DICE nie miał wątpliwości, że przyszłość grania to nie VR czy jeszcze szybsze dyski SSD, a granie „w chmurze”. Utknęło mi to szczególnie w pamięci, bo sam od niedawna coraz częściej korzystam z tego sposobu. Dzięki chmurze doświadczyłem Cyberpunka 2077 w pełnych detalach i efektach RTX na dość leciwym sprzęcie, a w Microsoft Flight Simulatorze mam dostęp do petabajtów tekstur całej kuli ziemskiej, mimo instalki zajmującej około 100 giga na dysku. Obok tego mamy coraz szerszą ofertę „chmurowych” tytułów z Xbox Game Passa i możliwość grania w ulubione tytuły na tablecie i komórce. A jak wiemy, już niedługo wystarczy do tego sam telewizor.
Gabrielson wspomniał, że gry w chmurze będą mogły wykorzystać sprzęt o nieporównywalnie większej mocy niż ten dostępny w najnowszych konsolach czy domowych pecetach, co z pewnością otworzy nowe możliwości. Przejście na taką formę zabawy było w moim przypadku o wiele mniej kłopotliwe i kosztowne, niż w przypadku akceleratorów graficznych czy płaskich monitorów. Największym problemem może tu być głównie lokalizacja i brak odpowiedniego łącza na danym terenie. Powoli trzeba się już chyba przygotowywać do tego, że zakup sprzętu do grania niedługo będzie oznaczał głównie dobry router i umowę z solidnym dostawcą internetu.
Social Gaming
Drugim kluczowym elementem gier przyszłości mają być o wiele bardziej rozwinięte funkcje społecznościowe. Nie podano konkretnych rozwiązań, ale na pewno chodzi o większe możliwości niż tylko czat głosowy, klany i emotki tańca podczas rozgrywki. W przyszłych grach mamy być częścią szerszego projektu niż tylko samej rywalizacji na mapie, co porównano do prawdziwego sportu. Fani jakieś dyscypliny mogą ją oglądać w domu bądź na żywo, często uprawiają amatorsko gdzieś na podwórku bądź należą do bardziej formalnej grupy. Podobnie mają wyglądać opcje społecznościowe w grach w przyszłości, bo te na razie raczkują w tej kwestii.
Być może ich częścią będzie o wiele bardziej asymetryczna rozgrywka w tym samym tytule, pozwalająca wcielać się w przeróżne role, wymagające innych form interakcji. Taki przykład widzieliśmy we wspomnianym na prezentacji trybie Tablet Commander z Battlefield 4, który niestety nie pojawi się w najnowszych BF2042. Dzięki niemu można było grać i wspomagać swój zespół w czasie bitwy, ale niekoniecznie siedzieć w domu przed komputerem. Granie w chmurze, smartfony z którymi się nie rozstajemy i ciągłe zalogowanie do sieci z pewnością pomogą rozwijać te funkcje.
Powrót do przysz... przeszłości!
Trzeci głos, jaki utkwił mi w pamięci, nie wspominał o jakiś spektakularnych, nowoczesnych rozwiązaniach, ale wywołał wyjątkowo ciepłe odczucia. Chodziło bowiem o to, że pojawianie się zupełnie nowych pokoleń graczy usprawiedliwia sens przywracania kultowych tytułów sprzed lat. Nie po to, by wywołać łzy nostalgii u najstarszych weteranów, ale przede wszystkim, by zapoznać coraz więcej osób z tamtymi historiami i doświadczeniami.
Odświeżanie starych hitów dla nowych pokoleń to chwyt stosowany od dawna w Hollywood. Zjawisko to rzecz jasna nie jest niczym nowym w grach, przywołując choćby ostatnie pozycje, jak Doom Eternal, Half-Life: Alyx czy Medal of Honor: Above and Beyond. Możemy jednak wziąć za pewnik, że kolejne znane marki są już w drodze. Tylko czy będą równie dobre, co oryginalne wersje? To już kwestia, za którą nie można ręczyć.
Te trzy spostrzeżenia ludzi związanych z Electronic Arts oczywiście nie wyczerpują tematu i przyszłość gier zapewne przyniesie nam sporo innych rzeczy. Mam jednak przeczucie, że akurat te kwestie warto sobie zapamiętać. Można nawet pokusić się o bardzo odważne przypuszczenia, że Battlefield 2042 trafi za jakiś czas do chmury, a Respawn czy Ripple Effect Studios (dawne DICE Los Angeles) pracują nad powrotem jakieś znanej marki. Czy tak jest w rzeczywistości, przekonamy się zapewne wkrótce. A na sprawdzenie reszty przewidywań poczekamy tylko trochę dłużej.