autor: Marek Czajor
Stare ale jare: GameCube
Co robić, gdy chciałbyś pograć w coś fajnego, a nie masz za dużo kasy? Podpowiadam: poczekaj z kupnem next-gena! Jeśli nie miałeś dotąd styczności z którąś ze starszych konsol, nabądź ją za grosze z pakietem najlepszych na nią gier i baw się do upadłego.
Oficjalne nazwy: Nintendo GameCube, GCN.
Pieszczotliwe określenia: kostka, gacek.
Wyścig konsol trwa. Jedne przychodzą, inne odchodzą, karuzela się kręci. Szósta generacja (PS2, Xbox, GameCube) zakończyła niedawno rywalizację, ustępując pola nowszym maszynom. O ile jednak konsola Sony jeszcze jakoś funkcjonuje na rynku, korzystając z chwilowej słabości swego młodszego, next-genowego brata, o tyle starszy hardware z Microsoftu i Nintendo odszedł w zasadzie do lamusa. Logicznym krokiem dla gracza jest przerzucenie się na sprzęt nowej generacji, ale na dziś inwestycja taka nie jest tania.
Co robić, gdy chciałbyś pograć w coś fajnego, a nie masz za dużo kasy? Podpowiadam: poczekaj z kupnem next-gena! Jeśli nie miałeś dotąd styczności z którąś ze starszych konsol, nabądź ją za grosze z pakietem najlepszych na nią gier i baw się do upadłego. Warto! Dziś polecam Ci GameCube’a. To bardzo dobra, oryginalna konsola do gier, o ciekawej historii...
Świat dowiedział się o nowej konsoli Nintendo w maju 1999 roku, na wielkich amerykańskich targach E3. Konkretów o Dolphinie – bo tak brzmiała nazwa robocza projektu – Japończycy nie ujawnili zbyt wiele. Chodziło w zasadzie o poinformowanie branży, że Nintendo dołącza do rozpoczynającego się właśnie wyścigu konsol szóstej generacji. Nienajlepsze humory mieli posiadacze N64, którzy w obliczu powyższych deklaracji zaczęli obawiać się o przyszłość swoich ukochanych maszynek. Na szczęście katastrofa nie nastała – „czarnula” na kartdridże żyła jeszcze grubo ponad dwa lata.
Projekt Nintendo, który rok później zmienił nazwę na GameCube, osnuty był aurą tajemniczości. Japończycy tak naprawdę pokazali po raz pierwszy nową konsolę dopiero w sierpniu 2000 roku na targach SpaceWorld. Ograniczanie przepływu informacji do mediów, przesuwanie terminów premier – to było bardzo irytujące i ryzykowne. Na rynku bowiem zrobiło się ciasno, a wszystko, co miało wyjść, dawno już wyszło i rządziło: schodzący ze sceny Dreamcast z racji niskiej ceny wciąż błyszczał i przyciągał graczy, PlayStation 2 panowało niepodzielnie na wszystkich kontynentach, stary PSX za sprawą PS One nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a w sprawie debiutującego niemal równolegle Xboxa wiadomo było, że będzie bił specyfikacją GCN na głowę. Duży wybór na rynku konsol sprawił, że temperatura oczekiwań na nowe Nintendo była o wiele niższa, niż życzyłby sobie to producent.