autor: Krzysztof Żołyński
SHOOTERY, czyli co wy wiecie o zabijaniu!? Historia gatunku
Tekst ten w całości poświecony będzie historii gatunku gier komputerowych, jakim stały się wszelkiego rodzaju strzelaniny. Będzie to raczej podróż sentymentalna z domieszką wspomnień autora z czasów, kiedy powstawały pierwsze strzelaniny FPP na PC.
Shoot (ang.) - wystrzelić (gun); zastrzelić (kill)
Shooter (ang.) - strzelec, także strzelanina, jako gatunek gry komputerowej.
Tekst ten w całości poświecony będzie historii gatunku gier komputerowych, jakim stały się wszelkiego rodzaju strzelaniny. Na początku chciałbym zaznaczyć, że będzie to raczej podróż sentymentalna z domieszką wspomnień, gdyż ja, w czasach, kiedy powstawały pierwsze strzelaniny FPP rozpoczynałem także swoją przygodę z PC-tem. Co to były za czasy! Pewnie wielu z Was jeszcze je pamięta, ale są też i tacy, dla których pradawne czasy to Windows 98 i zainstalowany pod nim Unreal Tournament.
Początek lat 90-tych. Komputery osobiste to maszyny o mocy, którą dzisiaj dysponują niektóre kalkulatory. Malutkie twarde dyski, o pojemności liczonej w megabajtach, karty graficzne wyświetlające taką grafikę, że lepiej nie mówić, no i dźwięki wydobywające się najczęściej z głośnika systemowego. Tak, dobrze myślicie, tego zamontowanego na stałe w obudowie komputera. Prawdziwe karty dźwiękowe dopiero nieśmiało zaczynają się pojawiać. Na takim sprzęcie niepodzielnie panuje system DOS (któryś tam z rzędu) i Norton Commander do zarządzania plikami. Gdzie Windows? Był już wtedy, ale raczej jako ciekawostka i nakładka graficzna na DOS-a, niż jako system operacyjny. Pamiętacie instalowanie gier na takim sprzęcie? To dopiero była zabawa.
W takich właśnie radosnych czasach zaczynają się przełomowe chwile dla powstających później masowo strzelanin. Musicie wiedzieć, że te cudowne, wypieszczone gry, które zachwycają nas wspaniałymi efektami graficznymi i dźwiękowymi, tak naprawdę są tylko przebudowanymi i udoskonalonymi, dzięki możliwościom dzisiejszych komputerów, następcami swoich starych i może dzisiaj trochę śmiesznie wyglądających przodków, jak: Wolfenstein, Doom (wygląd gier był tak mocno kojarzony z tym tytułem, że zostało wynalezione określenie gry doomopodobne), czy Duke Nukem. Jednak to właśnie od tych gier wszystko się zaczęło. Co ciekawe są one wciąż żywe i wielu ludzi do nich wraca. Właśnie tym prekursorskim programom chciałbym poświęcić ten tekst.
Gdzieś w odległych latach 80-tych powstała gra Wolfenstein 3D. Były to jeszcze te wspaniałe czasy, kiedy nie wszystkie firmy marzyły o wielkich zyskach i „wypuszczały” gry za darmo, jako programy shareware. Tak właśnie postąpił doskonale Wam znany, idSoftware. Łezka się kręci w oku na wspomnienie tych czasów, no, ale cóż ludzie się zmieniają. Poza tym muszą z czegoś żyć, a jak wiadomo stworzenie popularnej gry z reguły przynosi bardzo wymierne korzyści. Wracajmy jednak do tematu. Gra była tak potężna, że mieściła się na jednej dyskietce. Tak, ale wtedy to była norma. Wynikało to z kilku czynników, a między innymi z tego, że programiści postępowali o wiele oszczędniej z kodem do gier. Przy obecnych możliwościach sprzętu mają ten problem z głowy, więc mogą poszaleć, ale jak wiecie to nie zawsze wychodzi na zdrowie pisanym przez nich grom.
Główny bohater gry znajduje się w paszczy lwa, czyli w podziemnych bunkrach Hitlerowców. Jego podstawowe uzbrojenie to pistolet i nóż. Dopiero w trakcie rozgrywki może zdobyć karabin maszynowy. Zadanie polega na wydostaniu się z lochów przy jednoczesnym wykończeniu jak największej ilości niemieckich żołnierzy i towarzyszących im czasami wielkich i niebezpiecznych owczarków. Przemierzając komnaty wrogiego bunkra możemy odnaleźć sporą ilość drogocennych przedmiotów, dodatkowej energii, amunicji, no i jeśli dobrze poszukamy tajnych, doskonale zamaskowanych skrytek. Na naszej drodze bez przerwy stają zastępy nowych żołnierzy. W miarę posuwania się w rozgrywce będą oni lepiej wyszkoleni i uzbrojeni, a tym samym trudniejsi do zlikwidowania. Dodatkowym utrudnieniem jest to, że bunkier to prawdziwy labirynt, więc trzeba się pilnować, aby nie zgubić drogi. Na szczęście na początku gry mamy możliwość wyboru stopnia trudności.