RetroStrefa #3 – premiera legendarnej Contry i zachwyty nad Larą Croft
Zapraszamy na trzeci przegląd kronik (czyt. czasopism), z których wybieramy ciekawostki na temat tego, co działo się w branży gier wideo w tym samym miesiącu 20 i 30 lat temu. Mowa będzie m.in. o piractwie i przepowiedniach przyszłości.
Po kilku miesiącach w krainie współczesności ponownie wsiadamy do kapsuły czasu i sprawdzamy, co wydarzyło się w lutym przed dwudziestu i trzydziestu laty. Jakież to zapomniane przez fanów fakty miały miejsce na świecie i w Polsce, w której w 1987 roku nikt jeszcze nie myślał o mającej nadejść za dwa i pół roku odwilży, a słowo mikrokomputer w odniesieniu do domowych 8-bitowców było wciąż obowiązującym opisem wypchanego zaawansowaną elektroniką urządzenia, stojącego dumnie w naszych domach pod czarno-białymi telewizorami marki Neptun... względnie kolorowymi marki Rubin wprost z ZSRR.
To znaczy w domach tych szczęśliwców, których rodzice byli w stanie przepłacić za komputer Atari, Spectrum czy Amstrad w sklepach Pewexu lub Baltony. Dziesięć lat później, kiedy powoli kończyła się epoka Amigi, a do powszechnego użytku coraz częściej trafiały CD-ROM-y, pewien chorąży na łamach żółtych stron Gamblera zdawał meldunek z bojów w Command & Conquer... W całkowicie subiektywnych odwiedzinach minionych czasów jak zwykle naszymi przewodnikami będą czasopisma komputerowe – świadkowie dawnej epoki. Spocznij!
Luty 1987
W lutym 1987 roku na automatach pojawiła się gra legenda. Gra, którą zna dzisiaj każdy gracz. Także w Polsce – pod warunkiem, że na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku był posiadaczem (lub znajomym posiadacza) sławnego Pegasusa. Klony japońskiego Famicoma dostępne były na każdym szanującym się targowisku i w sklepach detalicznych, do których importowała je firma Bobmark. Do każdego egzemplarza dołączany był kartridż opatrzony tytułem 168 in 1, który – jak sama nazwa wskazuje – teoretycznie zawierał sto sześćdziesiąt osiem gier.
Skan listu do redakcji czasopisma Bajtek. Źródło: Bajtek, luty 1987
Liczba ta była wzięta trochę z sufitu, bo wiele produkcji powtarzało się w różnych wersjach. Nie bądźmy jednak skrupulatni, ponieważ dla nas najważniejszy jest fakt, iż jedną z tych gier stanowiła Contra. To bez wątpienia jedna z najlepszych produkcji tamtych czasów, która w 2017 roku obchodzi swoje trzydziestolecie. Chciałoby się powiedzieć, że trzydzieści lat minęło jak jeden dzień. Ale komu z grających wtedy w tę arcygenialną strzelankę nie pojawi się w oku łezka nostalgii na samo wspomnienie pierwszych dźwięków muzyki generowanej przez układy Pegasusa?
Contra (a.k.a. Probotector lub Gryzor – w zależności od regionu i maszyny docelowej dziełko Konami nosiło różne nazwy) ma oddanych fanów na całym świecie, czego najlepszym przykładem jest poniższy filmik, będący swoistym hołdem złożonym tej zacnej serii.
Zostawmy jednak na chwilę japońskie hity i przyjrzyjmy się polskiej prasie z tamtego okresu. W lutowym Bajtku już na drugiej stronie znajdziemy list czytelnika M. Kopa. Dotyczy on sytuacji na warszawskiej giełdzie komputerowej i doskonale opisuje ówczesne realia oraz mentalność naszych rodaków. Otóż autor chwali giełdę, dzięki której nie musi wydawać dużych pieniędzy na programy komputerowe dla syna, jednocześnie narzekając na demolkę czynioną przez, jak ich ładnie określa, Panów Pośredników (wymieniając jednocześnie nazwy firm, z których prawdopodobnie pochodzą).
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, kim faktycznie były osoby niszczące towar sprzedawców i czy robiły one to w ramach walki z wszechobecnym piractwem (oraz czy miały do tego jakiekolwiek uprawnienia), ale faktem jest, że działo się to na wiele lat przed tym, zanim w Polsce została uchwalona ustawa o prawach autorskich (1994 rok). Co jednak najbardziej uderzające, to hipokryzja autora listu, który z pełnym przekonaniem stwierdza, że o ile nielegalne kopiowanie polskich programów jest moralnie wątpliwe, to już zachodnich... hulaj dusza, piekła nie ma.
A może to wcale nie hipokryzja, tylko po prostu realia, w jakich przyszło nam żyć trzydzieści lat temu, w państwie należącym do Bloku Wschodniego? W każdym razie tego typu list to ważny świadek dziejów i w pewnym sensie zwiastun zjawiska, które miało pojawić się na giełdach komputerowych dziesięć lat później. Zainstalowała się tam bowiem rosyjska mafia i na pewien czas podporządkowała sobie rynek nielegalnego oprogramowania.