autor: Maciej Kurowiak
Pokochaj mnie Laro!
Wygimnastykowana lalka czy ikona feministek i symbol emancypacji? W dniu polskiej premiery Tomb Raider Underworld sprawdzamy, kim naprawdę jest Lara Croft.
Ikona popkultury. Najsławniejsza kobieta w całości złożona z wieloboków. Pierwsza cyfrowa postać płci żeńskiej wpisana do Księgi Rekordów Guinessa. Gwiazda filmu, reklam, komiksów, książek, opracowań naukowych, feministek i władczyni wyobraźni milionów facetów na całym świecie. Lara Croft przeniknęła do naszej rzeczywistości podobnie jak James Bond – nie istnieje, a mimo to jest powszechnie znana. Piękna i piekielnie inteligentna pani archeolog, u której rozmiar biustu idzie w parze z IQ, doczekała się nawet piosenki na swoją część.
Cybernetyczna, wygimnastykowana krzyżówka Dody z Paris Hilton czy kobieca wersja Indiany Jonesa? Cyfrowa lalka, której głównym atrybutem jest falujący biust czy ikona feministek i symbol emancypacji?
Kim pani jest naprawdę, pani Croft?
- Ile ma pani lat? – zapytał lekarz kobietę leżącą na kozetce. – Kim pani jest z zawodu?
- Na pierwsze pytanie nie odpowiem, jestem w takim wieku, jaki przypisują mi ludzie, a z zawodu jestem archeologiem. Proszę przejść do sedna. Przyszłam do pana, by rozwiązać swój problem, a nie odpowiadać na trywialne pytania. Dobrze pan wie, kim jestem i czym się zajmuję. Wszyscy wiedzą.
- Mimo to ma pani problem z samookreśleniem.
- To nie jest problem z samookreśleniem. Prawdę powiedziawszy, nie ma to nic wspólnego z semantyką. Ja naprawdę nie wiem, czy jako bohaterka masowej wyobraźni spełniam tylko rolę falującej biustem kukły, napędzanej pomysłami spoconych mężczyzn, czy jestem tylko marką, w której logo wpisane jest moje własne ciało. Panie doktorze, gdybym potrafiła odpowiedź na te pytania, nie trafiłabym do pana.
- Ale przecież ze wszystkim sobie pani łatwo radzi. Po co pani te pistolety przy pasku? Czy czuje się pani zagrożona?
- Nie. Pistolety to część mojej twardej natury. Tak naprawdę z zawodu jestem heroiną. Mam poprawiać ludziom nastrój. Pokazać, że istnieje ideał kobiety, choć wcale idealna się nie czuję. Rozumie pan to? Jestem aktywna fizycznie, wygimnastykowana, gdy pokazują mnie w jakiejś grze, jestem tam od początku do końca. Gracz czy chce, czy nie chce, wgapia się w mój tyłek i biust przez wiele godzin z rzędu. Choć może mną sterować, to tak naprawdę polecenia wykonuję na swój sposób.
- Wolna i niezależna, tak?
- To pan ma mi udzielić odpowiedzi, choć pewnie moi twórcy chcieli, bym tak właśnie była postrzegana.
Doktor sięgnął po notatnik. Kobieta nie odwróciła głowy w jego kierunku. Leżała nieruchomo z dłońmi splecionymi na brzuchu.
- Istotnie – stwierdził doktor wertując kartki. – Twórca gry na pani temat, niejaki Toby Gard, powiedział kiedyś o pani, że stworzono panią, jako, tu cytuję, silną, niezależną i inteligentną kobietę.
- Już mówiłam, jestem heroiną. Te cechy są częścią konwencji, który chyba reprezentuję. Przede mną były Xena, Eowina, Catwoman i wiele innych zacnych pań.
- I wszystkie panie łączy jedna cecha – odparł szybko doktor.
- Że potrafimy skopać tyłki facetom? – odpowiedziała równie szybko kobieta. – Nie wszystkie heroiny to potrafią, na przykład Wanda, co nie chciała Niemca.
- Być może nie chodzi tylko kopanie tyłków facetom.
- Wiem, do czego pan zmierza doktorze. Wanda była bohaterką, bo wystrychnęła Niemca na dudka i rzuciła się do Wisły. A więc tak czy siak mu dokopała, nawet jeśli nie zrobiła tego fizycznie. Zatem sądzi pan, że w kulturze każda forma występku przeciwko mężczyznom czyniła z kobiet heroiny?
- To pani powiedziała.