autor: Marcin Traczyk
Mordercy w grach - ścigasz czy jesteś ścigany?
Wiele wydano już gier, traktujących o mordercach - seryjnych, psychopatycznych, maniakalnych itd. Postanowiliśmy bliżej przejrzeć się temu tematowi w naszym najnowszym artykule.
Od czasu do czasu – przeważnie w tzw. sezonie ogórkowym – w mediach pojawiają się kolejne doniesienia i reportaże o tym, jak to gry komputerowe robią z ludzi morderców. Doświadczenie pokazuje, że nie warto wdawać się w takie polemiki – zarówno przeciwnicy gier, jak i sami gracze dawno okopali się na swoich pozycjach i nie przyjmują argumentów drugiej strony. Według definicji słownikowych seryjnym mordercą jest osoba, która umyślnie i z premedytacją zabije trzy lub więcej osób. Gdyby przenieść to w świat wirtualny, okazałoby się, że każdy kto zagrał w słynną misję No Russian w Modern Warfare 2, wypełnił kilka zadań w GTA czy nawet ponękał swoją simsową rodzinkę, resztę życia powinien spędzić za kratkami. Przemoc od wieków jest jednak elementem ludzkiej rozrywki – zwłaszcza tej przeznaczonej dla dorosłych. Wielu obrońców moralności często zapomina, że brutalne gry przeznaczone są wyłącznie dla osób dorosłych – nabywców w Europie informują o tym chociażby umieszczane na pudełkach znaczki PEGI, podczas gdy np. w Australii przepisy są o wiele bardziej rygorystyczne i przewidują nawet zakaz rozpowszechniania gier nazbyt brutalnych czy epatujących seksem.
Według danych PEGI nie więcej niż 4% klasyfikowanych przez tę organizację gier otrzymuje znaczek „18”, jeszcze mniej z nich to tytuły, w których pojawiają się wyjątkowo brutalne morderstwa – czy to popełniane przez gracza, czy też zwyrodnialca, którego trzeba schwytać. Sięgając po brutalniejszą rozrywkę, możemy bowiem zdecydować, czy chcemy ścigać, czy też być ściganym. Co jednak najciekawsze, gry pokazują także, że rzeczywistość zamiast być czarno-biała, jest po prostu szara i pozbawiona oczywistych wyborów.
W pogoni za mordercą
Wiele gier przypomina kryminały znane z powieści czy filmów. Gdy wcielamy się w Victorię McPherson, bohaterkę dwóch części Still Life, nie mamy wątpliwości, że jesteśmy tym „dobrym szeryfem” na tropie bezimiennego złego mordującego kobiety w Chicago czy posiadającego już przydomek zamaskowanego East Coast Killera. Postępujemy w imię prawa, rzadko naginając jego reguły i w ogóle nie krzywdząc innych. Schemat ten, doskonale wykorzystany, szczególnie w pierwszym Still Life, powielany jest w wielu innych produkcjach, zwłaszcza przygodówkach z rodzimym Art of Murder na czele. Zważywszy jednak, jak historia toczy się w Still Life 2, okazuje się, że stróż prawa również może stać się ofiarą lub ściganym przez mordercę i zamiast prowadzić swoje śledztwo, być zmuszonym walczyć o życie. Sytuacja bardzo podobna do tej przedstawionej w Saw, adaptacji popularnego horroru Piła, gdzie jako detektyw David Tapp musimy rozwiązywać kolejne zabójcze łamigłówki i mechanizmy przygotowane przez Jigsawa, na dodatek cały czas uważając na zainstalowaną na naszej szyi obrożę – ta zmusza nas do zabicia każdej napotkanej osoby z podobnym „gadżetem”, inaczej giniemy.