Nastoletni czarodziej powraca ku uciesze swych młodych fanów. I tych trochę starszych też. Kolejny rok edukacji w szkole magów Hogwart przyniesie jeszcze więcej atrakcji, mikstur i zaklęć. Oraz mroczną zagadkę, którą Harry i spółka będą musieli rozwikłać.
Wygląda na to, że filmy o przygodach Harry’ego Pottera będą trafiały do kin z regularnością, z jaką na sklepowych półkach pojawiały się swego czasu gry z serii „Tomb Raider”. Czyli rokrocznie na Gwiazdkę. Gwarantuje to wszystkim fanom – zwanym potocznie potteromaniakami – stały dopływ euforycznych przeżyć. „Harry Potter i Komnata Tajemnic” to kinowa adaptacja drugiej książki brytyjskiej pisarki J.K. Rowling. W poprzedniej, wyświetlanej dokładnie rok temu, przedmiotem zainteresowania młodocianego czarodzieja był Kamień Filozoficzny. Tym razem będzie to tajemnicza Komnata, znajdująca się na terenie Hogwartu, która ponoć kryje w sobie zło zagrażające szkole. Najnowszy film to dzieło tego samego reżysera - Chrisa Columbusa. Zapisał się on złotymi zgłoskami w historii kina familijnego. Spod jego ręki wyszły scenariusze do „Goonies” i „Gremlinów” oraz takie hity jak „Kevin Sam w Domu” czy „Pani Doubtfire”. To gwarantuje dobrą zabawę nie tylko pociechom, ale również ich rodzicom.
Najnowszy „Harry Potter” to (znowu) dość dokładna ekranizacja książki. Pozostały wszystkie najważniejsze wątki. Skrócono początek – opisy wakacyjnej samotności bohatera. Zniknął opis pierwszego spotkania Lucjusza Malfoy’a z Potterem w sklepie na ulicy Nokturn oraz przyjęcie u duchów w szkole.
Znajoma fanka nie może również przeboleć wycięcia sceny odgnamiania ogrodu Weasley’ów (odpowiednik naszego pielenia chwastów). Być może inni zagorzali potteromaniacy również będą je dozgonnie opłakiwać, jednak moim zdaniem te drobne skróty wyszły na dobre dynamice akcji. Poza tym film i tak trwa bite dwie godziny i czterdzieści minut. W tym czasie na ekranie dzieje się dużo, pięknie i szybko. Zaczyna się w domu przybranych rodziców Pottera, obrzydliwych niemagicznych mugoli. Nasz bohater trzymany jest w zamknięciu, aby nie przyszło mu do głowy wracać do szkoły czarodziejów. Od czego jednak przyjaciele z klasy – Ron i reszta rudego rodzeństwa przybywają latającym gruchotem na odsiecz. Wcześniej Pottera nawiedza tajemniczy skrzat Zgredek, który przekazuje niepokojącą nowinę – Harry Potter nie powinien wracać w tym roku szkolnym do Hogwartu. Zawiązał się tam spisek, który ma na celu zgładzenie Harry’ego.
Od tego momentu robi się ciekawie, a kolejne elementy zagadki coraz bardziej wciągają widza w magiczną fabułę. A to na stacji zamyka się portal prowadzący na szkolny peron. A to jedna z piłek do quidditcha wścieka się i chce zaatakować bohatera. Coś wyraźnie wisi w powietrzu. Atmosfera zagęszcza się jeszcze, gdy wśród uczniów Hogwartu zdarzać się zaczynają podejrzane wypadki. Potter wraz z nieodłącznymi przyjaciółmi – rudzielcem Ronem i zmyślną Hermioną zabierają się za rozwiązanie zagadki, co sprowadza podejrzenia również na nich. Kto w rzeczywistości stoi za tymi wydarzeniami i czym jest osławiona Komnata Tajemnic, tego nie zdradzę. Jednak przez ostatnie sceny, gdy wiadomo już o co chodzi, film traci wiele ze swego uroku. Pryska atmosfera zagadki i narastające napięcie, umiejętnie budowane przez karuzelę chybionych tropów i dziwacznych pomysłów. Bo w tym filmie, podobnie jak w serialu „Z Archiwum X”, bardziej chodzi o rozwiązanie niż o samą zagadkę. Dodatkowo, tak jak w książce, oś fabuły poprzetykana jest zabawnymi wydarzeniami z codziennego życia szkoły, wzajemnymi przytykami uczniów i lekcjami magii. Bardzo ciekawe są też wątki poboczne – postać zakochanego w sobie Gilderoy’a Lockharta (którego brawurowo zagrał Kenneth Branagh), rodzinka Weasley’ów czy przeszłość gajowego Hagrida.
Wszystkie te subtelności będą jednak mogli docenić w całości tylko ci, którzy wcześniej oglądali „Kamień Filozoficzny” lub czytali ekranizowaną książkę (albo najlepiej wszystkie). Trzeba powiedzieć głośno i wyraźnie, że „Harry Potter i Komnata Tajemnic” to film dla osób z tematem zaznajomionych. W przeciwieństwie do pierwszej części, gdzie wyjaśniano kim jest mugol, czym się różni dom Gryffindor od Slytherinu i skąd się wzięła na czole bohatera sławna blizna, tym razem widz rzucany jest od razu na głęboką wodę.
Do tego dochodzi duża ilość nawiązań do poprzedniego filmu – oglądamy w końcu pełnokrwistą drugą część. Osobom, dla których „Komnata Tajemnic” to pierwszy kontakt ze światem wymyślonym przez J.K. Rowling, zdecydowanie ten film trzeba odradzić. Po prostu nie załapią, o co chodzi.
Jak na sequel przystało, „Komnata Tajemnic” nakręcona została według zasady – więcej, szybciej, lepiej. Jest w niej więcej efektów specjalnych (cyfrowo „dopalono” prawie 950 ujęć). Są one lepiej skrojone i włożone w kadr. Widać to chociażby po przejazdach kamery po zamkowych korytarzach, czy w efektownych gonitwach w trakcie meczu na miotłach. Dopracowano drobne elementy, takie jak na przykład ruchome portrety na ścianach czy zaczarowane przedmioty w tle. Te szczególiki miło łechtają oko i działają na wyobraźnię. Również wszystkie stwory wyglądają bardzo naturalnie (skrzat Zgredek, żywe mandragory). Na pierwszy rzut oka trudno odróżnić, czy widzimy lalkę czy twór cyfrowy. Firma Industrial Light & Magic, jedna z najbardziej zasłużonych w historii kinowego efekciarstwa, po raz kolejny udowodniła, że nie ma sobie równych.
To co widzimy na planie, to nie tylko efekt sztuczek komputerowych magików z ILM, ale również żmudnej pracy scenografów i kostiumologów. Dla potrzeb „Komnaty Tajemnic” zbudowano kilkanaście dużych lokacji – m.in. magiczną siedzibę rodzinki Weasley’ów, szkolne wnętrza, klasy, korytarze i dziedzińce Hogwartu, zakazany las. Znajdziemy też kilka lokacji znanych już z poprzedniej części (np. dom Dursley’ów). Wnętrza kipią detalami – widać, że nie skąpiono na nie pracy i środków. Wszystko to dobrze współgra z klimatem.
Aktorzy również nie poszli na łatwiznę. Nawet drugoplanowe role zagrane zostały przekonująco. Gwarantują to zresztą nazwiska największych brytyjskich aktorów.
Richard Harris będzie niezapomnianym profesorem Dumbledore (ten stary aktor zmarł niedawno). Maggie Smith jest świetna jako nauczycielka i pozornie groźna wychowawczyni McGonagal. Partnerują im m.in. znany z poprzedniej części Alan Rickman (prof. Snape), John Cleese w krótkiej acz zabawnej rólce prawie-bezgłowego ducha, wspomniany już Kenneth Branagh. Dzieciaki trochę dorosły od pierwszej części, ale nie straciły nic ze swego uroku (szczególnie Hermiona). Widać wyraźnie, że na planie czują się już swobodnie i traktują niektóre scenki z pewną dozą nonszalancji.
Polski dubbing można uznać za udany. W większości „mówią” te same – znane już sprzed roku - głosy. Muzykę jak zawsze napisał niezawodny John Williams. Kto go lubi, ten będzie zachwycony. Kto nie... i tak pewnie już przywyknął, jako że jest to jeden z najbardziej rozchwytywanych kompozytorów w Hollywood (z „Gwiezdnymi Wojnami” i filmami Spielberga na czele). Większość utworów powtarza motywy z pierwszej części, więc trudno tu o jakąś rewelację. Aczkolwiek po dwóch godzinach oglądania niektóre patetyczne orkiestralne kawałki mogą zacząć irytować.
„Harry Potter i Komnata Tajemnic” to świetne kino familijne. Dzieci znajdą w nim wspaniałych bohaterów, emocjonujące przygody i magię. Zaś dorośli zachwycą się wykonaniem filmu i grą dorosłych aktorów. Muszę jednak po raz kolejny ostrzec, że jest to film dla fanów Pottera. Kto nie zna zasad gry w quidditcha powinien przed obejrzeniem nadrobić zaległości (najlepiej wypożyczając na video poprzednią część). Moim zdaniem „Komnata Tajemnic” jest lepsza od „Kamienia Filozoficznego”. Bardziej emocjonująca i lepiej trzymająca klimat. Trzeba jednak zauważyć, że jest też bardziej mroczna. Potter sprzed roku to zabawna opowiastka o magii i szkole czarodziejów. Wraz z otwarciem Komnaty Tajemnic żarty się kończą. Niektóre momenty mogą wystraszyć mniejsze dzieci. W filmie występuje kilka naprawdę złych postaci. Nawet szkolny oponent Harry’ego – Malfoy, już od pierwszej sceny wydaje się być bardziej złośliwy i bezwzględny. Wygląda na to, że przez ostatni rok nastoletni czarodziej trochę podrósł. I widzowie powinni podrosnąć wraz z nim.
Piotr „Piotres” Stasiak
Film wszedł na ekrany 1 stycznia. Dystrybucja w Polsce – Warner Bros.