autor: Amadeusz Cyganek
Gymkhana - motoryzacyjny narkotyk
Jeśli uważacie, że sporty motorowe to tylko nudne zawody i technologiczny wyścig zbrojeń, to jesteście w błędzie. Poznajcie gymkhanę – dyscyplinę dla wybrańców drwiących z ryzyka i oczekujących piekielnie mocnych wrażeń!
Spis treści
Adrenalina, używając terminologii motoryzacyjnej, to dla sportowców olej napędowy, wyzwalający zupełnie nieprzewidziane reakcje i pozwalający wznieść się na wyżyny umiejętności. Ryzyko od zawsze było wkalkulowane w życiorysy profesjonalistów, a w przypadku spontanicznych, wywołanych chwilowym impulsem sytuacji osiąga ono wręcz krytyczne wartości. W takich momentach w podświadomości wielu sportowców zapala się czerwona lampka, określająca granicę wytrzymałości fizycznej i psychicznej, której ze względu na różne czynniki ogromnej rzeszy zawodników nigdy nie uda się przekroczyć. Istnieje jednak pewna specyficzna grupa ludzi, dla których niemożliwe nie istnieje, a wszelkie przeszkody i ograniczenia są po to, by je pokonywać. Ryzykując własnym bezpieczeństwem i wyciskając maksimum możliwości z wykorzystywanego sprzętu, szukają wrażeń, jakich nie zapewni im zwykła, sportowa rywalizacja. To właśnie dla nich stworzono zupełnie unikalną dyscyplinę, zwaną gymkhaną, pociągającą za sobą rzesze coraz to nowych zwolenników żądnych niezapomnianych doznań i działającą w sposób szczególny na ludzką wyobraźnię.
Chęć przeżycia czegoś niepowtarzalnego i zarazem szalenie niebezpiecznego towarzyszy ludzkości praktycznie od zarania dziejów. Zjawisko to można doskonale zilustrować, wykorzystując chociażby oklepany wzorzec mitycznych bohaterów – Dedala i Ikara – będących niejako pionierami odkrywania nowych, niedostępnych wcześniej przestrzeni. Z biegiem dziejów ludzkie marzenia sięgały coraz dalej – pierwsze podróże morskie i powietrzne, loty w kosmos czy szalone wyprawy dookoła świata były jednak od zawsze zarezerwowane tylko dla wybrańców. Dziś to samochody stają się obiektem powszechnej fascynacji wielu pasjonatów motoryzacji i to właśnie na nich opiera się współczesny model gymkhany. Początki tej szalonej dyscypliny wbrew pozorom sięgają bardzo zamierzchłych czasów…
Konie nie tylko mechaniczne
Wszystko zaczęło się blisko tysiąc lat temu na terenach Azji. W dzikich i rozległych terytorialnie wschodnich krajach najczęściej spotykanymi zwierzętami były konie, umożliwiające szybkie pokonywanie sporych odległości, dzielących ważne ośrodki handlowe. Na szczęście ówcześni chłopi odkryli, że rumaki, oprócz cech przydatnych podczas manewrów w polu, potrafią także świetnie urozmaicać wolny czas. Zaczęto organizować wyścigi konne, z czasem utrudniane poprzez stawianie na drodze rozmaitych przeszkód. Moda na tego typu rywalizację dotarła do obozu Czyngis-chana, uważanego za jednego z ojców potęgi średniowiecznej Mongolii. Znany ze znakomitego opanowania sztuki jeździeckiej przywódca wymyślił konkurencję wymagającą sporej zręczności – zawodnicy podczas szybkiego galopu musieli podnosić małe chorągiewki zarówno zlokalizowane na podłożu, jak i wiszące na drzewach, zwracając je prowadzącemu rozgrywki. Kilkaset lat później pomysł podchwycili rdzenni mieszkańcy Ameryki i stworzyli własną, jednak o wiele bardziej niebezpieczną formę konnej rozrywki – ich celem było dogonienie stada bawołów i uderzenie w plecy jednego z nich, zanim zwierzęta zdążą oddalić się od zawodnika. Choć udawało się to tylko nielicznym, prestiż i podziw innych mieszkańców wioski wynagradzały wszelkie wyrzeczenia i obawy. Dziś konne popisy możemy obserwować głównie podczas jeździeckich zawodów gymkhany rozsianych po całym terytorium USA.