autor: Borys Zajączkowski
GC 2006 - Nasz punkt wiidzenia
Kolejne targi, które nawet jeśli nie mijają pod znakiem Wii, to właśnie Wii stanowi tę obowiązkową atrakcję, bez zaliczenia której czuć byśmy mogli, że umknęło nam coś bardzo istotnego. A prócz Wii? Sporo dobrze zapowiadających się gier. No i hostessy. :)
Kolejne targi, które nawet jeśli nie mijają pod znakiem Wii, to właśnie Wii stanowi tę obowiązkową atrakcję, bez zaliczenia której czuć byśmy mogli, że umknęło nam coś bardzo istotnego. No, ale jak nie czuć, jeśli każdy, kto z sesji z konsolką „N” wychodzi z bananem na twarzy, macha rękami ze zmęczenia i generalnie jest szczęśliwy – co widać z daleka i co przenosi się na innych. Po prostu Nintendo – jedyne z całej wielkiej trójcy – od zawsze zajmowało się jedynie grami, przyświecała firmie grywalność a nie wydajność sprzętu czy wszechstronność oprogramowania biurowego. Tak po prawdzie nasze wrażenia z kontaktu z kilkoma różnymi grami na Wii są sprzeczne, ale dużo wskazuje na to, że – cóż, w sumie norma – ostatnie słowo do powiedzenia mają programiści. Zestaw kontrolerów Wii bardzo precyzyjnie i szybko orientuje się w przestrzeni, więc przełożenie ruchów wykonywanych przez gracza na akcje podejmowane przez sterowaną przez niego postać zależą już li tylko od programu.
Lordareon napisze zapewne, że tenis, w który przyszło mu zagrać czy nowa odsłona Mario (sic) są kiepściaste i niewygodne, i nic nie maja wspólnego ze swobodą, jaką nowatorski kontroler powinien dawać. Ja przegrałem za to dobre pół godziny w Raymana i... nie pamiętam, kiedy ostatnio, przy tak prostej przecież grze, bawiłem się tak świetnie. Czy to doiłem krowy na czas z koleżanką z Anglii, czy strzelałem przetykaczkami do zlewu do atakujących mnie fal pokręconych królików, czy przyszło rzucać uwiązaną na łańcuchu krową (yesss...!) było super. To będzie pierwsza konsola z prawdziwego zdarzenia, jaką w życiu kupię, bo o ile nadal nie zmieniam zdania na temat wyższej jakości (za wyższe pieniądze, cóż) gier pecetowych, o tyle Wii to jest po prostu coś innego. Może nie jest to „nowa generacja”, jeśli zanadto się będziemy w odstającą od konkurencji grafikę wpatrywać, ale jest to kawał dobrej zabawy. W jakiej innej grze wydoicie krowę machając dwoma kontrolerami góra-dół, strzelicie gumą do przetykania w twarz królikowi z noktowizorem na czole (Sam Fisher jestem, dzień dobry), a potem przeładujecie broń potrząśnięciem ręki? Potańczycie w rytm „Misirlou” (temat tytułowy w Pulp Fiction), ponalewacie soku pomarańczowego w rozdziawione gąbki – jedną ręką celując strumieniem, drugą pompując sok...? No przecież nigdzie indziej. Dziwne, że na Wii pograć chce każdy? A do tego... ta konsola jest ładna – postawiona gdziekolwiek będzie wyglądać estetycznie. Wiiner i dwie kropki nad i.