Jeden niefortunny tweet i NBA. Czy chińska cenzura zniszczy popkulturę?
Spis treści
Jeden niefortunny tweet i NBA
Boy, oh boy. Już na wstępie zaznaczę, że cała ta historia pokaże Wam, jak pieniądze mogą pozbawić kręgosłupa moralnego. Na scenę wchodzi Daryl Morey, dyrektor generalny (do niedawna) najpopularniejszej w Chinach amerykańskiej drużyny – Houston Rockets. Loguje się na Twitterze i pisze:
Fight for freedom. Stand with Hong Kong.
Czyli „Walcz o wolność. Wspieraj Hongkong”. Oj, Daryl, Daryl, gdybyś tylko wiedział... Bo, widzicie, Houston Rockets ma chińskich sponsorów. To znaczy – miało. Bo już nie ma. I kiedy pojawiła się groźba zawieszenia transmisji meczów drużyny w Chinach, Morey musiał zacząć się tłumaczyć. A to dlatego, że widzów rozgrywek w Państwie Środka jest więcej niż w całych Stanach Zjednoczonych. Widzów? No, też. Chciałam powiedzieć – pieniędzy.
I teraz przechodzimy do części tak strasznej, że aż śmiesznej. W ratowanie finansów (bo o to tu chodzi) ewidentnie zaangażowano sztab kryzysowy obeznany z gaszeniem pożarów propagandowych. Panu dyrektorowi podyktowano treść nowych tweetów z wyjaśnieniami, wysłano też paru zawodników do udzielenia kontrolowanych i gładkich wywiadów, zapewne zawierających jedno pytanie, wcześniej przekazane „zaprzyjaźnionym” dziennikarzom przez PR-owców. Dzięki tym staraniom Morey zaprzeczył, jakoby jego intencją było obrażenie oddanych fanów z Chin i zapewnił, że teraz już poznał i rozważył punkt widzenia drugiej strony konfliktu, a jego wcześniejsza prywatna wypowiedź nieodzwierciedlająca poglądów NBA, była jedynie interpretacją tego złożonego wydarzenia (czyli protestów). Gdzieś już to czytaliście? Tak. To samo pisał Blizzard.
Zostało jeszcze 48% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla Ciebie