autor: Ludwik Jasiński
Czy wszystko musi być smart? Oto najdziwniejsze akcesoria na rynku
Jakie są granice zdrowego rozsądku i gadżeciarstwa? Czy twórcy elektronicznych zabawek tworzą sztuczne potrzeby i na siłę wypełniają nisze rynkowe? Warto przyjrzeć się kilku bardziej zakręconym urządzeniom, które pozwolą odpowiedzieć na te pytania.
Spis treści
Producenci gadżetów i nowych technologii od lat zaskakują coraz to śmielszymi pomysłami, zahaczającymi o prawdziwie futurystyczne idee. W dobie portali crowdfundingowych, takich jak Kickstarter czy Indiegogo, wyjście naprzeciw potrzebom konsumentów stało się łatwiejsze niż kiedykolwiek – możemy zaprezentować naszą koncepcję, sprawdzić czy jest na nią popyt i uzyskać potrzebne fundusze na produkcję. Czasami jednak padamy ofiarami sztucznego kreowania zachcianek, na skutek czego powstają prawdziwie abstrakcyjne wynalazki, nierzadko balansujące na granicy dobrego smaku. Czy warto za wszelką cenę wypełniać nisze rynkowe? Mam co do tego pewne wątpliwości.
Cytując klasyka: „Potrzeba matką wynalazków”. Idąc tym tropem, można niejednokrotnie odnieść wrażenie, że wiele z potrzeb konsumentów w XXI wieku jest mocno naciąganych i producenci coraz częściej wykorzystują gadżeciarską naturę kolejnych pokoleń. Bo czy naprawdę nie damy sobie rady bez seks-majtek?
Problemem może stać się chyba uzależnienie od elektronicznych akcesoriów. Bardzo często kupujemy przedmioty, które nie są nam tak naprawdę potrzebne i nie wnoszą nic rewolucyjnego do naszej codzienności. Sam jestem gadżeciarzem, ale czasem patrząc na mój wiedźmiński medalion z podświetlanymi oczami, zastanawiam się, gdzie są granice. Wygląda świetnie, ale nie założyłem go ani razu. Ostatnio przeglądając wiadomości choćby i w naszym Serwisie Informacyjnym zauważyłem, że na rynku pojawia się coraz więcej dziwnych, elektronicznych „zabawek”, na temat których pewnie lepiej by było spuścić zasłonę milczenia… Postanowiłem napisać o nich kilka słów, ku przestrodze i żeby zaspokoić niezdrową ciekawość.
Warto również zwrócić uwagę na to, że oprócz uczciwych twórców i producentów w serwisach crowdfundingowych znajdziemy prawdziwą wylęgarnię oszustów, próbujących „sprzedawać przyszłość”, która nie jest jeszcze osiągalna. Przykładem mogą być setki ofertowanych tam „inteligentnych asystentów-robotów”, które w rzeczywistości nie potrafią nic, a filmy je promujące, są pełne komputerowych efektów specjalnych, mających nas po prostu oszukać.
Gdzie to wszystko zmierza?
Przeszukiwanie internetu w celu znalezienia najdziwniejszych gadżetów nie jest wcale tak trudnym zadaniem. Wystarczy wejść na Kickstartera i przejrzeć kilka stron popularnych projektów, aby zauważyć, że coraz częściej otaczamy się zabawkami dla dużych dzieci, które w żaden sposób nie wzbogacają naszego życia, a jedynie odchudzają portfele. Kiedy je widzę zastanawiam się, dokąd zmierzamy i czy naprawdę jesteśmy już tak znudzeni, że szukamy ich nawet w najbardziej przyziemnych czynnościach? Czy producenci i twórcy technologii będą posuwać się jeszcze dalej, aby zaspokoić nawet najdziwniejsze zachcianki klientów?
Wiele dziwnych produktów, jak hiper-realistyczne seks-lalki z Japonii, czy masła w sztyfcie po prostu pominąłem. Głównym moim celem było sprowokowanie do zastanowienia się nad sensem powstawania tak wielu niepotrzebnych, czy wręcz absurdalnych przedmiotów, które później zalegają w magazynach i naszych domach.