„Pałka się przegła”. Czy Jedi Fallen Order zmieni EA?
Spis treści
„Pałka się przegła”
Pastwimy się nad tym nieszczęsnym Battlefrontem 2 do przesady, trzeba jednak przyznać, że gra dzięki wysiłkom EA DICE przeszła spore zmiany i obecnie oferuje zarówno zawartość na przyzwoitym poziomie, jak i sposób monetyzacji, który nie wymaga interwencji rządów państw na całym świecie. Twórcy planują zresztą nadal wzbogacać swe dzieło o nowe elementy, zamiast skupiać się na ewentualnym Battlefroncie 3 – który, według niedawnych doniesień, może po prostu nie powstać.
Cóż, Electronic Arts chyba po prostu nie miało wyjścia. O ile do agresywnego spieniężania wszelkiej zawartości w The Sims czy grach sportowych wielu graczy zdążyło się już przyzwyczaić, tak w Battlefroncie 2 wydawca zdecydowanie przegiął – na tyle, że pojawiły się nawet pogłoski o możliwości oddania licencji innej firmie. Komercyjne niedomaganie tego tytułu, podobnie jak kiepska sprzedaż Anthem, dobitnie pokazała, że gracze bacznie patrzą na ręce gigantowi z Redwood. To z kolei nie pozostało bez wpływu na rynkową kondycję firmy, która po katastrofie, jaką okazał się drugi Battlefront, straciła na wartości trzy miliardy dolarów. Przy planowaniu kolejnej produkcji z odległej galaktyki najwidoczniej uznano, że jeśli ma nie dojść do powtórki z rozrywki, gra musi wyjść naprzeciw oczekiwaniom graczy. Postanowiono więc przekazać licencję ekipie, która zdążyła już zaserwować w tym roku jeden hit, i dać jej wolną rękę. Jeśli projekt okazałby się finansową klapą, dla EA byłby to wyjątkowo mocny argument przeciwko wydawaniu tego typu produkcji.
Fallen Order jak na złość odniosło jednak sukces – zarówno komercyjny, jak i artystyczny. „Elektronicy” z jednej strony mogą się cieszyć – bo przecież jak każde inne przedsiębiorstwo lubią zarabiać pieniądze – ale z drugiej muszą sobie uświadomić, że sami przyparli się do muru. Jeżeli chcą kultywować wizerunek firmy, która daje odbiorcom to, czego ci pragną – to gracze właśnie wysłali im wyraźny sygnał, że ich dotychczasowa strategia wydawnicza była, delikatnie powiedziawszy, nietrafiona. A przy tym klienci wcale nie wydają się być skorzy do zakopania wojennego topora. W sieci dominuje przekonanie, iż nowa produkcja ze świata Gwiezdnych wojen jest tak dobra właśnie ze względu na to, że EA zgodziło się na nią wbrew sobie. Że to sukces Respawn Entertainment, które zagrało na nosie gigantowi z Redwood.
Jeśli jednak sądziliście, że w związku z ciepłym odbiorem Jedi: Fallen Order EA ma zamiar kuć żelazo, póki gorące, to mam dla Was kiepskie wieści – o ile wierzyć doniesieniom analityka Daniela Ahmada, następna gra ze świata Gwiezdnych wojen trafi na sklepowe półki dopiero pod koniec 2022 roku. Nie wiadomo nawet, kto będzie za nią odpowiadać, chociaż mocno trzymam kciuki, żeby „Elektronicy” dali kolejną szansę wykazania się Respawnowi, który udowodnił, że zdecydowanie czuje to uniwersum.
Electronic Arts mogło się łudzić – choć byłoby to wyjątkowo naiwne – że ewentualny sukces Fallen Order sprawi, iż ludzie przestaną traktować wydawane przez nie gry z taką podejrzliwością. Wygląda jednak na to, że stanie się zupełnie odwrotnie. EA pokazało nie tylko, że ma potencjał, by oferować naprawdę solidne, uczciwe wobec odbiorcy dzieła, ale przede wszystkim – że z pełną świadomością wypuszczano przedtem na rynek okrojone z zawartości i naszpikowane mikrotransakcjami półprodukty pokroju dwóch Battlefrontów. To fatalny wizerunek – by go naprawić, potrzeba będzie wielu lat. Przez cały ten czas potencjalni klienci będą czujnie analizować, czy „Elektronicy” traktują ich w porządku, czy też próbują wrócić do starych metod.
Oczywiście dziecinną naiwnością byłoby oczekiwać, że za sprawą paru udanych gier Electronic Arts zacznie wydawać wyłącznie tytuły o nietuzinkowych ambicjach, długich kampaniach i zawartości odblokowywanej jedynie w toku rozgrywki. To nadal firma, która rok w rok zarabia fortunę na kolejnych odsłonach takich sportowych serii jak FIFA czy Madden NFL i dla której mikrotransakcje, lootboksy czy pakiety z dodatkową zawartością to po prostu żyły złota. Jej flagowych marek – The Sims, Battlefielda czy wspomnianej już FIF-y – na pewno nie czeka w najbliższej przyszłości żadna fundamentalna zmiana, bo to maszynki do drukowania banknotów, a ich baza fanów raczej nie ma zamiaru odwracać się od serii, z którymi jest związana od lat.
Ale w wydawniczym portfolio EA są też inne niezwykle popularne tytuły – Dragon Age, Mass Effect, Need for Speed i – co najważniejsze – Gwiezdne wojny. I w tych przypadkach EA będzie kroczyć po grząskim gruncie, bo o ile zrujnować sobie reputację można jednym bardzo złym ruchem, tak jej odbudowa to proces wymagający stałego wypuszczania produkcji na wysokim poziomie i przyjaznych konsumentom.
Czy Star Wars Jedi: Fallen Order i (w mniejszym stopniu) Need for Speed: Heat są więc pierwszymi zwiastunami powrotu Electronic Arts na jasną stronę Mocy? Nie. Ten wydawca nie chce i nie może – ze względu na inwestorów – pozwolić sobie na odejście od mikrotransakcji i paczek z losową zawartością w swoich sztandarowych cyklach. Ale o ile lootboksy w FIF-ie czy wydawane taśmowo dodatki do The Sims na dobre zagnieździły się w DNA tych marek, tak w innych seriach nadal patrzymy na nie bardzo nieprzychylnie. A teraz, kiedy EA pokazało, że może wydać grę bez agresywnej monetyzacji i odnieść finansowy sukces, nie będzie miało wyjścia – takie tytuły muszą na stale wrócić do portfolio firmy.
Przez ostatnie lata „Elektronicy” zmierzali dalej i dalej ku ciemnej stronie Mocy i niemożliwe wydaje się, by ich z tej ścieżki zawrócić. Ale w tym miejscu można powiedzieć: „Stop, oddajemy Wam gry sportowe i The Sims, ale nie pozwolimy pójść tą samą drogą z innymi cyklami”. Będzie to wymagało jeszcze uważniejszego patrzenia na ręce, jeszcze dobitniejszego głosowania portfelem i jeszcze głośniejszego wspierania deweloperów stawiających na własną wizję. Electronic Arts będzie zapewne wierzgać i krzyczeć, ale hej – skoro ma to oznaczać dobrego Mass Effecta, Dragon Age’a, a może nawet powrót do starszych marek, takich jak Dead Space, oraz renesans świetnych produkcji z uniwersum Gwiezdnych wojen, to chyba warto o to zawalczyć.