autor: Michał Wasiak
Pustynia w oku. Czy gry szkodzą zdrowiu? Mity na temat grania
Spis treści
Pustynia w oku
Czy przy takiej ilości okulistycznych mitów wyrzuconych brutalnie na śmietnik jakiś pogląd okaże się wreszcie prawdą? Owszem! Jeśli ktoś powie, że granie w gry komputerowe męczy, podrażnia i wysusza oczy – będzie mieć rację. Wielogodzinne wpatrywanie się w ekran może zarówno nasilać, jak i wywoływać tzw. zespół suchego oka. Jest on spowodowany, poza całym szeregiem innych różnorakich przyczyn, rzadszym mruganiem w trakcie skupiania wzroku na obrazie monitora. To zaś skutkuje zarówno mniejszym wytwarzaniem łez, jak i gorszą ich dystrybucją po powierzchni gałki ocznej. To zjawisko może być przejściowe i minąć, gdy tylko oczy odzyskają dawną równowagę w bardziej komfortowych warunkach, jednak przy udziale innych czynników może się też utrwalić i skutecznie dokuczać przez długi czas.
Suche oko jest podrażnione i zaczerwienione, piecze, a w skrajnych przypadkach przejściowo gorzej widzi. Dlatego też zespół suchego oka stał się podstawowym składnikiem CVDTS – „okulistycznego syndromu ekranów cyfrowych”. Osobom cierpiącym na pełnoobjawowy zespół suchego oka zaleca się stosowanie sztucznych łez i świadome, częste mruganie. W przypadku pozostałych graczy słuszna będzie stara stoicka zasada umiaru, która przeniesiona na gamingowe poletko oznacza częste przerwy w pracy i rezygnację z morderczych, wielogodzinnych maratonów przed monitorem. Czy to przy pracy, czy oglądając seriale lub w trakcie grania – dla oka nie jest to ogromna różnica.
Migotanie
Ostatnią okulistyczną sprawą do omówienia jest kwestia migotania ekranu, która szczególnie dawała o sobie znać w erze monitorów CRT i była związana z tzw. częstotliwością odświeżania. Obraz w tych urządzeniach był ciągle dynamicznie generowany, nawet gdy nie zmieniała się wyświetlana treść. Lampa kineskopowa musiała bowiem regularnie, w bardzo małych odstępach czasu, ostrzeliwać matrycę fotoluminescencyjną elektronami, by zachować wrażenie ciągłości jej świecenia.
Choć te trwające ułamek sekundy cykle rozjaśniania i przygasania ekranu nie były wyraźnie widoczne, bardzo mocno wpływały na komfort pracy, powodując zmęczenie i bóle głowy. Nowsze monitory CRT mogły dokonywać odświeżeń ekranu o wiele szybciej, zmniejszając tym samym negatywne efekty. Każdy, kto posiadał monitor CRT, pamięta zapewne, jak bardzo męczące było patrzenie na ekran tuż po reinstalacji systemu albo sterowników grafiki, gdy częstotliwość odświeżania ustawiona była na domyślne 60 Hz i dopiero ręczne przestawienie na 100 Hz poprawiało sytuację.
Monitory LCD
Wraz z nastaniem monitorów LCD, ze względu na zupełnie odmienną technologię tworzenia wizji, o której wspominałem wcześniej, ciągłe zanikanie i odtwarzanie całości obrazu przestało być konieczne, a sformułowanie „częstotliwość odświeżania” nabrało zupełnie nowego znaczenia. Teraz nie określa już ono tempa migotania, ale szybkość, z jaką matryca może „wymienić” stary obraz na nową scenę. Niestety, mimo technologicznej rewolucji monitorów LCD problem migotania ekranu nie został całkowicie zlikwidowany, lecz wrócił z zupełnie innych przyczyn technicznych.
Tym razem clou sprawy nie był już sam obraz, lecz podświetlenie. W pierwszej generacji monitorów LCD za wygenerowanie światła odpowiedzialna była tzw. zimna katoda, przypominająca technologicznie klasyczną świetlówkę, obecnie zaś są to diody LED. W obu metodach iluminacji sporym problemem jest regulacja jasności. Zmniejszając bowiem napięcie prądu i uzyskując przyciemnienie, zmienia się także barwę światła, co przekłada się na przekłamywanie wyświetlanych kolorów. Twórcy paneli wpadli na pomysł, by efekt zmniejszenia jasności osiągnąć pośrednio.
Dokonali tego poprzez wprowadzenie bardzo szybkiego, niewidocznego włączania i wyłączania podświetlenia, tak by w jednostce czasu do ludzkiego oka napłynęło odpowiednio mniej światła, dając wrażenie ciemniejszego ekranu. Metoda ta nazywa się PWM – Pulse Width Modulation. Oczywiście jej wpływ na nasze samopoczucie jest nieporównywalnie mniejszy od problemów z odświeżaniem w monitorach CRT, dzięki częstotliwości wyższej o kilka rzędów wielkości, nie zmienia to jednak faktu, że niektórzy mimo to są na ów efekt wrażliwi. Wielu producentów wprowadza więc do swej oferty monitory „flicker-free”, w których zastosowano inne metody regulacji jasności.