Battlefield 2042 jest grą o globalnym ociepleniu, ale nie chce o tym rozmawiać
Battlefield 2042 jest grą, w której zmiany klimatu i związane z nią uchodźstwo są motorem napędowym narracji – a jednocześnie nikt nie chce o nich mówić. Dla produkcji z segmentu AAA dziwnie rozumiana „apolityczność” stała się świętością.
Spis treści
Świat Battlefielda 2042 znajduje się na skraju zagłady. Przez globalne zmiany klimatu i serię wywołanych nimi kataklizmów ludzkość straciła większość zasobów. Ponad miliard uchodźców stał się bezpaństwowcami – w skrócie bezpatami – zdanymi tylko na siebie i pozbawionymi możliwości repatriacji. Gdy napięcia pomiędzy wielkimi mocarstwami sięgają zenitu, część z nich dołącza do obcych wojsk, by walczyć o swoją przyszłość. Mocna, ponura wizja, w której trudno nie doszukiwać się analogii do współczesnego świata. Ale postarajcie się. EA DICE bardzo nie chciałoby, żebyście pomyśleli, iż ta gra jest w jakikolwiek sposób polityczna.
Niezaangażowanie za wszelką cenę
To dla nas jedynie gra multiplayer. Zdecydowaliśmy się pójść tą drogą, by móc przedstawić narrację osadzoną w tym świecie oczami bezpatów. Chcieliśmy stworzyć spektakl, mieć więcej zapierających dech w piersiach wydarzeń. To tło idealnie pasuje. Pasuje do tej skali, daje pretekst do przemieszczania się po całym świecie. To wszystko w służbie rozgrywki.
Daniel Berlin, jeden z producentów Battlefielda 2042 (w odpowiedzi na pytanie IGN, jaki komentarz społeczny niesie ze sobą gra)
Za każdym razem, kiedy czytam te słowa, chce mi się jednocześnie śmiać i walić głową w klawiaturę.
Czy to oświadczenie jest w jakikolwiek sposób zaskakujące? Absolutnie nie. Wśród deweloperów z segmentu AAA, a może raczej wśród wydawców tych gier, apolityczność stała się najwyższą cnotą. I mówiąc bez cienia sarkazmu – nie dziwię im się. Ujawnienie swoich preferencji naraża na poważne dyskusje, niezadowolenie części klientów, potrzebę bronienia własnych racji – a dla gigantów robiących wysokobudżetowe tytuły z myślą o masowym odbiorcy to wszystko niedogodności utrudniające śrubowanie wyników sprzedaży. Rzecz w tym, że wielkie firmy chcą zjeść ciastko i mieć ciastko: chcą inspirować się obiektywnie ważnymi problemami, wzbudzającymi zainteresowanie opinii publicznej, bez odpowiedzialności za przedstawiane przez siebie treści.
Wypowiedzi takie jak ta Daniela Berlina to w branży żadna nowość. Ubisoft tak długo obstawał przy swojej „apolityczności” (mając na koncie gry o wojnie przeciwko kartelom narkotykowym, cyfrowej inwigilacji prowadzonej rękami wielkich korporacji czy fanatycznie religijnych kultach), że Kotaku zrobiło z tego mema. Opowiadając o Call of Duty: Modern Warfare, deweloperzy z Infinity Ward stwierdzili, że skoro ich dzieło nie ma związku z rządami konkretnych państw, to nie jest polityczne – nawet jeżeli porusza takie tematy jak kolonializm, okupacja i odpowiedzialność mocarstw, w dużej mierze inspirując się trwającym konfliktem w Syrii i przynajmniej częściowo usprawiedliwiając moralnie wątpliwe działania w trakcie wojny z terrorem. Teraz do listy deweloperów desperacko próbujących uniknąć wszelkiego komentarza społecznego dołącza EA DICE.
Trzeba tu zaznaczyć, że w przypadku Far Crya 6 – gry, która ma opowiadać o zbrojnej rewolcie przeciwko autorytarnemu rządowi i której twórcy inspirowali się historiami prawdziwych kubańskich rebeliantów – po początkowej tradycyjnej formułce, iż nadchodzący tytuł nie ma politycznego przekazu, Ubisoft najwidoczniej zrozumiał, jak skrajnie sztucznie to brzmi. W najnowszych wywiadach główny scenarzysta zapowiedzianego na październik FPS-a przyznał, iż produkcja ta poruszy tematykę ceny imperializmu, narodzin ruchów faszystowskich czy potrzeby wolnych wyborów. Polityka jest tu więc nieodłącznym elementem narracji, nawet jeśli gra nie traktuje konkretnie o wydarzeniach na Kubie.