autor: Bartosz Świątek
10 gier, w których Amerykanie ratują świat
Amerykańscy herosi kompletnie zdominowali światowe kino i branżę gier. Od postaci historycznych w steampunkowych mechach, przez wyszkolonych agentów, kończąc na uzbrojonych po zęby marines – przypomnijmy ich z okazji święta 4 lipca.
Spis treści
Jednym z najpopularniejszych – i równocześnie najbardziej banalnych – stereotypów fabularnych w grach wideo jest ten dotyczący ratowania świata. Wszyscy wiemy, o co chodzi. W poniedziałek trzeba powstrzymać inwazję kosmitów, we wtorek władzę nad całym globem chcą przejąć naziści, a w kolejnych dniach tygodnia Ziemi zagrażają komuniści i zombie. W niedzielę – gdy atak na planetę przeprowadzają gigantyczne żelki albo humanoidalne mrówki – często mamy tego wszystkiego serdecznie dość. Nie przeszkadza to jednak deweloperom w serwowaniu kolejnych kalek tego samego scenariusza. A my chłoniemy te gry jedną po drugiej, co jest chyba najlepszym dowodem na to, że fabuła nie ma w naszej branży tak kluczowego znaczenia, jak mogłoby się wydawać.
Zdarzają się też przypadki jeszcze zabawniejsze – mowa o grach, w których typowy wątek ratowania świata łączy się z charakterystycznym, pełnym patosu amerykańskim patriotyzmem. Wiecie, o czym mowa – powiewająca na niebie, usiana gwiazdami flaga, doniosły kawałek w tle (może być hymn USA, ale Aerosmith też daje radę – najlepszy przykład kryje się w dalszej części tekstu), „God bless America” i zapatrzony w dal żołnierz... Co ciekawe, produkcje tego typu nie zawsze powstają w USA – wiele z nich jest tworzonych w Azji czy w Europie. W niniejszym artykule znajdziecie kilka najciekawszych przykładów podobnych dzieł.
Death Stranding – bąbelki ratują świat
DEATH STRANDING
- Producent: Kojima Productions
- Wydawca: Sony Interactive Entertainment
- Gatunek: przygodowa gra akcji
- Platforma: PS4, a niedługo także PC
- Premiera: 8 listopada 2019 roku
Najnowsze dzieło słynnego japońskiego dewelopera Hideo Kojimy – Death Stranding – przed premierą było produkcją nad wyraz tajemniczą, a teraz, pół roku po premierze wciąż trudno nam jednoznacznie wyjaśnić, czym ta gra jest. W dużym skrócie możemy napisać, że nadeszła katastrofa, która zniszczyła cywilizację jaką znamy. Amerykanie oczywiście się nie poddają i próbują odbudować ludzką wspólnotę. Już w zwiastunach widzieliśmy przy tym gabinet owalny, w tle amerykańską flagę, charakterystyczny kształt logo firmy Bridges na kurtce jednej z postaci i pełne patosu słowa o odbudowie świata... obecność tego tytułu na liście nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem.
Trochę mniej typowe jest to, jak i przed czym faktycznie będziemy w Death Stranding ten świat ratować. Nasza rola polegać ma na dostarczaniu paczek i budowaniu połączeń pomiędzy grupami rozbitej cywilizacji. Nie brakuje również okazji do walki z dziwnymi monstrami, dość zagmatwanej fabuły, budowania dróg i… potykania się na nierównościach terenu. Ech, Kojima, Kojima...
DLACZEGO WARTO?
Choć rozgrywka nie spodoba się każdemu, jest zdecydowanie inna od tego, co kiedykolwiek widzieliśmy. Istnieje też atut w postaci obsady – w produkcję zaangażowani byli m.in. Norman Reedus, Mads Mikkelsen czy Guillermo del Toro.