Wojna... wojna czasami się zmienia. Iron Storm roztaczało przed nami wizję niekończącego się konfliktu w sercu Europy
Iron Storm było jedną z produkcji prezentujących alternatywną wersję historii, w której II wojna światowa nigdy się nie wydarzyła, a na jej miejscu rozgorzał pięćdziesięcioletni konflikt rozpoczęty w 1914 roku. Przekonajmy się, co poza tym miał do zaoferowania ten tytuł.
W 2002 roku II wojna światowa była tematem numer jeden w pierwszoosobowych strzelankach. Choć marka Call of Duty nie zdążyła jeszcze wstrząsnąć branżą w posadach, triumfy święciły wówczas takie pozycje, jak Return to Castle Wolfenstein, Battlefield 1942 oraz Medal of Honor: Allied Assault. Kawałek tego tortu próbował zdobyć również zespół 4X Studio, który w październiku 2002 roku oddał w nasze ręce grę Iron Storm. Choć na pierwszy rzut oka mieliśmy do czynienia z klasyczną strzelanką wojenną, autorzy tego projektu mieli na niego całkiem oryginalny pomysł.
Ten cykl nie jest częścią naszego działu Premium. Decydując się na zakup abonamentu, możesz jednak pomóc w tworzeniu większej liczby takich tekstów. Dziękujemy.
Kup Abonament Premium Gry-Online.pl
I wojna światowa na sterydach
Iron Storm przenosiło nas do alternatywnej wersji 1964 roku, w której wciąż trwała I wojna światowa, a raczej rozpoczęta 50 lat wcześniej Wielka wojna. Nie była to jedyna zmiana względem tego, co znamy z kart historii, bowiem na polu walki, którym stała się Europa, mierzyły się ze sobą siły potężnego Imperium Rosyjsko-Mongolskiego, rozpościerającego się od Atlantyku po Pacyfik, a także Stanów Zjednoczonych Europy Zachodniej, uformowanych z pomocą USA.
Głównym bohaterem gry był porucznik James Anderson, któremu powierzono zadanie przełamania obrony imperium Rosyjsko-Mongolskiego i pokrzyżowania temu mocarstwu planów związanych z budową swoistego „wunderwaffe” zdolnego zniszczyć świat. Tak rozpoczynała się brudna i krwawa przygoda, składająca się z sześciu rozbudowanych misji podzielonych na mniejsze etapy. Poszczególne rozdziały opowieści osadzono w różnorodnych lokacjach – od przeoranej okopami linii frontu aż po retrofuturystyczne laboratoria.
Wielka wojna w Iron Storm stanowiła przy tym swoistą mieszankę elementów pierwszej i drugiej wojny światowej. Obok działań w okopach czy choćby stosowania gazu musztardowego, na polu walki można było zobaczyć karabiny maszynowe, moździerze czy nowoczesne (jak na owe czasy) czołgi; swoją obecność zaznaczyło również radio pozwalające na komunikację z dowództwem. Ba, znalazło się tu miejsce na całkiem współczesne wynalazki pokroju śmigłowców, wieżyczek bezzałogowych, a nawet satelitów szpiegowskich.
Ostrożność gwarancją sukcesu
Iron Storm pozwalało na oglądanie akcji z perspektywy pierwszej osoby lub zza pleców protagonisty. Jak przystało na rasową strzelankę, głównymi filarami rozgrywki były w tej produkcji realizacja stawianych przed nami zadań oraz eliminacja przeciwników. Gra cechowała się dość wysokim poziomem trudności nawet na najniższym z dostępnych ustawień, co było zasługą m.in. nie najgorszej sztucznej inteligencji wrogów.
Choć przeciwnikom zdarzało się głupio przeć naprzód z okrzykiem bojowym na ustach, często potrafili oni wykorzystywać elementy otoczenia i na przykład chować się za przeszkodami czy flankować. Oprócz „mięsa armatniego”, na polu walki spotykaliśmy trudniejszych do pokonania adwersarzy, wśród których prym wiedli trudni do „usunięcia” snajperzy. Inna sprawa, że nieprzyjaciele często wykazywali się głupotą i na przykład ignorowali prowadzony przez nas ostrzał lub próbowali... przechodzić przez ściany. Nie był to zresztą jedyny problem Iron Storm, o czym jednak za chwilę.
Najpierw bowiem warto pochylić się nad kwestią oddanego nam do dyspozycji arsenału. W Iron Storm ekwipunek trzeba było upchnąć na sześciu polach, z których jedno mieściło broń białą, dwa były przeznaczone na broń boczną i dwa kolejne na broń główną, zaś plecak służył do przechowywania ładunków wybuchowych. Co mogliśmy tam schować? Między innymi pistolety oraz pistolety maszynowe, strzelby, karabiny (szturmowe, maszynowe i snajperskie), wyrzutnie rakiet, a także różne odmiany granatów oraz miny przeciwpiechotne. Dopełnieniem tego była możliwość skorzystania z broni stacjonarnej.
Szczypta wad
Choć Iron Storm zachwycało klimatem i mogło podobać się również pod względem rozgrywki, miało swoje problemy. O AI wykazującej tendencję do popełniania błędów już przypomnieliśmy, zatem warto zwrócić jeszcze uwagę na dziwne decyzje projektowe twórców. Pomimo że gra przez większość czasu była liniowa, okazjonalnie oferowała nam szczyptę wolności, co oczywiście należy zaliczyć na plus. Niemniej od czasu do czasu autorzy nakładali na nas ograniczenia w kwestiach, w których wcześniej nie były one obecne. Przykładowo w jednej z misji gra uniemożliwiała nam zniszczenie śmigłowca po wywołaniu alarmu, choć w innych okolicznościach jego uziemienie było jak najbardziej możliwe.
Oprócz kampanii fabularnej w Iron Storm zaimplementowano również tryb multiplayer, który jednak nie wybijał się ponad przeciętność. Ot, znalazło się w nim miejsce na kilka map, klasyczne tryby (deathmatch, team deathmatch, capture the flag) i jeden pomysłowy wariant rozgrywki, w którym musieliśmy dostarczyć do bazy wroga specjalny pojemnik.
Wszystko to sprawiło, że Iron Storm doczekało się jedynie umiarkowanie ciepłego przyjęcia ze strony branżowych mediów, według serwisu Metacritic średnio zdobywając „siódemki”.
Co było potem?
Iron Storm trafiło wyłącznie na komputery osobiste w 2002 roku. Dwa lata później na PlayStation 2 pojawiła się gra World War Zero: Iron Storm, będąca poprawioną oraz wzbogaconą o nową zawartość i ulepszoną grafikę wersją przygotowaną przez studio Rebellion. Co ciekawe, autorzy tej drugiej zdecydowali się przerobić projekty poziomów, a także wyciąć część zawartości z oryginału, na czele z trybem multiplayer, widokiem TPP czy wieloma cutscenami. W 2005 roku World War Zero: Iron Storm pojawiło się również na komputerach osobistych, bogatsze między innymi o antyaliasing, filtrowanie anizotropowe, dodatkowe punkty zapisu czy obsługę wyświetlaczy panoramicznych. W Polsce udostępniono je pod tytułem... Ruch oporu.
Choć autorzy Iron Storm przymierzali się do stworzenia kontynuacji, ostatecznie plany te spaliły na panewce. Za nieformalnego następcę tej produkcji uznawana jest gra Bet On Soldier: Blood Sport, osadzona w alternatywnej wersji lat 90. XX wieku, w świecie spustoszonym przez kilkudziesięcioletnią wojnę. Brzmi dość znajomo, prawda? Pikanterii sprawie dodaje fakt, że pracowało nad nią wielu deweloperów mających w portfolio również opisywane dzieło.
Dla 4X Studio gra Iron Storm była jednocześnie debiutem i łabędzim śpiewem. Choć w konsekwencji zespół musiał zniknąć z branżowej mapy i nie podpisał się już pod żadnym projektem, w 2006 roku na jego gruzach narodziła się funkcjonująca do dzisiaj firma Kylotonn.
Jak dzisiaj zagrać w Iron Storm?
W chwili pisania tych słów Iron Storm jest dostępne zarówno w sklepie GOG.com (za 12,99 zł), jak i na Steamie (również za 12,99 zł). Jeśli natomiast koniecznie chcielibyście pudełkową wersję – ceny używanych egzemplarzy wydania na komputery osobiste oscylują wokół 45 zł. World War Zero: Iron Storm na PlayStation 2 to natomiast koszt rzędu 25 zł.
Na koniec warto odnotować, że z dzisiejszej perspektywy oprawa graficzna Iron Storm potrafi mocno trącić myszką (nieco lepiej pod tym względem wypada World War Zero: Iron Storm). Niemniej, warto zaznaczyć, że w momencie premiery opisywana produkcja prezentowała się co najmniej dobrze, a dodatkowo – bardzo klimatycznie. Między innymi dzięki temu do dzisiaj ma ona swoich oddanych fanów.
Retro Gaming
Cykl Retro Gaming rozwijamy od października 2023 roku. Polecamy teksty wchodzące w jego skład. Poniżej linkujemy do pięciu poprzednich odcinków:
- Kuon był majsterszykiem grozy. Dziś dzieło twórców Dark Souls i Elden Ring to jeden z białych kruków gamingu
- Blood Omen: Legacy of Kain zestarzało się lepiej niż Soul Reaver. To kamień węgielny tej legendarnej serii
- Ta strzelanka imponowała grafiką i do dzisiaj budzi podziw. Black od Criterion Games to wciąż smakowity kąsek
- Lionheart mogło być renesansowym Falloutem, a okazało się epitafium Black Isle i Interplaya
- Taktyczna strzelanka od twórców Hitmana. Freedom Fighters to perełka, która powinna otrzymać kontynuację
Ten materiał nie jest artykułem sponsorowanym. Jego treść jest autorska i powstała bez wpływów z zewnątrz. Część odnośników w materiale to linki afiliacyjne. Klikając w nie, nie ponosisz żadnych dodatkowych kosztów, a jednocześnie wspierasz pracę naszej redakcji. Dziękujemy!