autor: Paweł Woźniak
Valorant to miks CS:GO i Rainbow Six: Siege, a nie klon Overwatcha
Po wysypie wczorajszych materiałów z nowej sieciowej strzelanki Valorant wreszcie możemy stwierdzić dokładnie, jaka to będzie produkcja. Wbrew pozorom nie przypomina ona Overwatcha, a jest raczej połączeniem CS:GO i Rainbow Six: Siege. Produkcja ma przede wszystkim postawić na zmysł taktyczny gracza, znajomość map oraz broni.
- po wczorajszym wysypie nowych materiałów z sieciowej strzelanki Valorant możemy dokładnie powiedzieć, z jaką grą mamy do czynienia;
- nie jest to kopia Overwatcha, a bardziej miks CS:GO i Rainbow Six: Siege;
- mimo że tytuł graficznie przypomina Paladins czy też Overwatcha, to jego rozgrywka różni się od nich diametralnie;
- Valorant postawi na znajomość map, broni oraz zmysł taktyczny gracza, a zdolności bohaterów w większości przypadków nie przydadzą się do widowiskowego ogrania przeciwnika.
Od czasu ukazania się pierwszego gameplayu z najnowszego tytułu studia Riot Games – strzelanki multiplayer Valorant – produkcja ta podzieliła większość graczy na dwa fronty. Na tych, którzy twierdzą, że jest to tylko kolejna kopia Overwatcha, oraz na takich, którzy już teraz nazywają ją „zabójcą CS-a” i zwiastują jej dominację na rynku sieciowych FPS-ów. I chociaż na stwierdzanie, czy gra faktycznie odniesie ogromny sukces, czy też poniesie totalną porażkę, jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie, to po wczorajszym wysypie nowych materiałów możemy przynajmniej dokładnie stwierdzić, z jakiego typu produkcją mamy do czynienia.
Jak słusznie zauważył jeden z redaktorów serwisu ESPN, jedynym podobieństwem pomiędzy Valorantem a Overwatchem są charakterystyczne postacie z różnymi umiejętnościami. Natomiast filary rozgrywki obu gier różnią się diametralnie, a Valorant przypomina bardziej połączenie CS:GO i Tom Clancy’s Rainbow Six: Siege.
Jestem tu po to, żeby powiedzieć Wam, że to nie ma nic wspólnego z Overwatchem. W ogóle. Tak, są różne postacie z własnymi liniami głosowymi. Tak, mają umiejętności. Ale tutaj kończy się podobieństwo. Overwatch ma więcej wspólnego z Quake Champions i Paladins niż Valorant ma z którąkolwiek z tych gier. W rzeczywistości Valorant jest bardziej mieszanką CS:GO i Rainbow Six: Siege.
I chyba każdy, kto obejrzał nowe materiały z gry, zgodzi się powyższymi słowami. Jasne, od strony graficznej Valorantowi bliżej do wspomnianego Overwatcha czy też Paladins. Jednak jeśli chodzi o samą rozgrywkę, to podobieństw tutaj praktycznie nie ma. Podstawowe umiejętności bohaterów trzeba kupować co rundę, podobnie jak np. granaty w CS-ie, a ich użycie ma zazwyczaj charakter taktyczny i w większości przypadków nie służy do widowiskowego ogrania przeciwnika. Zasady rozgrywki to również kalka tych znanych z CS:GO – zwycięża ta drużyna, która jako pierwsza wygra 13 rund, a podczas nich trzeba wyeliminować wrogi zespół lub też po prostu podłożyć (albo rozbroić) bombę. Zginąć można w mgnieniu oka, a dobrego gracza będzie wyróżniać przede wszystkim znajomość map, broni oraz zmysł taktyczny.
Jak naprawdę poradzi sobie Valorant na rynku, dowiemy się już w najbliższym czasie. Zainteresowanie grą jest duże. Zamknięta beta ruszy 7 kwietnia. Jedynym sposobem na dostanie się do testów było oglądanie wczoraj wybranych streamów (co przyciągnęło na Twitcha prawie milion widzów). Kolejna taka szansa pojawi się dopiero wraz z rozpoczęciem bety.
- Oficjalna strona gry Valorant
- Niskie wymagania i brak cheaterów – Valorant to strzelanka twórców LoL, która może namieszać
- Czy Riot Games zastąpi Blizzarda? 8. odcinek podcastu