Producenci i wydawcy komentują oskarżenia o uzależnienie od „zbyt wciągających” gier wideo
Twórcy gier sprzeciwiają się się oskarżaniu ich dzieł o uzależnianie tylko dlatego, że dają graczom „zbyt wiele” zabawy.
Od dawna pojawiają się głosy, jakoby niektórzy wydawcy celowo dodawali do gier „uzależniające” mechaniki, głównie jako sposób na wymuszenie na graczach płacenia za nachalne mikrotransakcje. Właśnie w takiej sprawie pojawiły się pozwy wobec Microsoftu, Activision Blizzard, Epic Games, Rockstar Games i wielu innych deweloperów oraz wydawców, oskarżające ich o implementowanie w grach „psychologicznie uzależniających elementów” (via PC Gamer).
Gry jako rujnujące uzależnienie
Dla przypomnienia: jeden z tych pozwów (złożonych w ciągu ostatnich 12 miesięcy) trafił do sądu w amerykańskim stanie Arkansas i wypłynął od Elizabeth Jones, matki twierdzącej, jakoby jej syn miał uzależnić się od gier. W ciągu 9 lat miało przełożyć się to na porzucenie szkoły, zdiagnozowanie u niego poważnych zaburzeń depresyjnych i „symptomów abstynencyjnych, takich jak złość, gniew i fizyczne wybuchy”. Oraz wydawaniem 350 dolarów miesięcznie na gry wideo.
Jak podano w treści wniosku, deweloperzy odpowiadają za projektowanie swoich dzieł w sposób „wykorzystujący chemiczny układ nagrody w mózgu użytkownika (zwłaszcza nieletniego) do wywołania uzależniającego zaangażowania”.
Podobne zarzuty zostały zawarte w pozostałych pięciu pozwach. Łącznie pięć ze wszystkich wniosków złożyła firma prawnicza Bullock War Mason. Ta najwyraźniej specjalizuje się w sprawach dotyczących uzależnienia od gier wideo i – jak dowiedział się serwis PC Gamer – chce „rzucić światło na branżę gier, pociągnąć produkujące je firmy do odpowiedzialności za wyrządzone przez nie szkody oraz wymusić wprowadzenie zmian w celu ochrony dzieci w przyszłości”.
Gry wciągające = gry złe?
Jak wspomniano, nie są to bynajmniej pierwsze zarzuty odnośnie do potencjalnie uzależniającego charakteru gier wideo, nawet jeśli pominąć sytuacje z końca XX wieku. Już w 2019 roku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała „zaburzenia związane z grami” za chorobę.
Na zarzuty z pozwów odpowiedzieli już niektórzy deweloperzy i wydawcy gier. Uznali je za „atak na prawa twórców gier wideo wynikające z Pierwszej Poprawki” (chodzi o poprawkę przyjętą przez USA w 2011 roku; via Google Scholar / ESA).
Głównym zarzutem deweloperów jest to, że oskarżyciele zdają się wskazywać na „zbyt wciągający” charakter gier wideo jak przykład „uzależniających” mechanik. Tak na przykład „problemem” z serią Call of Duty ma być to, że oferuje „szybką rozgrywkę, satysfakcjonującą grafikę, dźwięki i inne [źródła] dopaminy”. Z kolei zarzut wobec GTA sformułowano w następujący sposób: „zawiera nieskończoną liczbę aktywności i wyzwań, które nieustannie angażują użytkowników, by mieć pewność, że nigdy się nie nudzą”.
W zasadzie można się zastanawiać, czy tak opisane „wady” gier wideo w ogóle można uznać za negatywne cechy. Dlatego też deweloperzy podkreślają, iż w pozwach nie wskazano konkretnych elementów każdej z gier, które miałyby mieć „szkodliwy” wpływ na grających.
Zamiast tego, twierdzą twórcy, oskarżyciele użyli „złowieszczych” terminów do oczernienia – jak to ujął PC Gamer – normalnych, kreatywnych cech gier wideo, które czynią je atrakcyjnymi i wymagającymi.
To, że powodowie uważają wyrażenia w grach za „zbyt przekonujące” i „chwytliwe” – tj. dające zbyt dużo frajdy – nie pozwala [powodom – przyp. red.] na uciszanie wypowiedzi [za pomocą gier] lub obciążenie jej posłańców [tj. twórców gier wideo].