To miał być klon GTA, a wyszła szalona strzelanina w klimatach latynoskich. Total Overdose znalazło pomysł na siebie
Total Overdose w pełni zasługuje na swoją nazwę, oferując rozgrywkę przepełnioną adrenaliną. Ta szalona gra sprawia, że będziemy chcieli wrócić po więcej.
Lata 2000-2010 przyniosły nam prawdziwe zatrzęsienie klasyki. Trzecioosobowe strzelaniny zdobywały coraz większą popularność, a gracze mieli do wyboru całą gamę tytułów – od realistycznych symulatorów po szalone arcade’owe produkcje. W tym gąszczu wyróżniała się jedna gra, która łączyła w sobie elementy Grand Theft Auto oraz Maxa Payne’a, polała to wszystko sosem tabasco i podkręciła szaloną latynoską muzykę ponad skalę. Ta produkcja to oczywiście wydane w 2005 roku Total Overdose od nieistniejącego od ładnych kilkunastu lat studia Deadline Games (wydawcą było Square Enix).
Niestety, z kilku powodów, które podaje dalej w tekście, nie zdobyła ona zbyt wielkiej popularności i uznania krytyków. Teraz możemy tylko gdybać, ale myślę, że ewentualny sequel na konsole siódmej generacji mógłby być całkowicie odjechany.
Ten cykl nie jest częścią naszego działu Premium. Decydując się na zakup abonamentu, możesz jednak pomóc w tworzeniu większej liczby takich tekstów. Dziękujemy.
Kup Abonament Premium Gry-Online.pl
Fabuła nie jest najważniejsza, ale klimat już tak
Total Overdose było czymś więcej niż tylko kolejną grą akcji. To hołd złożony klasyce kina akcji, takiej jak filmy Tarantino czy Rodrigueza. Gra nie bała się przesady i nawiązań do kina klasy B. To właśnie ten element sprawiał, że Total Overdose było tak wyjątkowe i z łatwością zapadało w pamięć.
Akcja gry toczy się w fikcyjnym meksykańskim mieście, które kipi od przemocy i korupcji. Gracz wciela się w Ramiro Cruza, byłego przestępcę, który próbuje wraz z bratem dowiedzieć się prawdy na temat śmierci ich ojca. My, jako gracze, już w pierwszych minutach gry dowiadujemy się, że został on zdradzony i wyrzucony z samolotu przez skorumpowanych agentów DEA, czyli jednostki antynarkotykowej. Poważne motywy jednak w miarę szybko się kończą i po chwili widzimy przestępców, którzy próbują ładować na samochód wielkie pudła z napisem „marihuana” i są zdziwieni, gdy nasz bohater wparowuje na ich teren z całym arsenałem.
Ramiro Cruz to postać charyzmatyczna i tajemnicza. Jego przeszłość owiana jest tajemnicą, a motywacją jego działania jest zemsta. Po drodze spotyka on wiele barwnych postaci, które pomagają mu lub utrudniają realizację jego celu. Zawsze ma pod ręką jakiś sarkastyczny komentarz i nie zawaha się go użyć. Niestety nigdy nie został ikoną świata gamingu, jak bohaterowie serii GTA. A szkoda.
Szalony balet w rytm latynoskiej muzyki
Rozgrywka w Total Overdose to istna uczta dla miłośników dynamicznej akcji. System walki jest niezwykle płynny i pozwala na wykonywanie spektakularnych kombinacji trików oraz strzałów. Gracze mogą korzystać z szerokiego arsenału – od klasycznych rewolwerów po potężne karabiny maszynowe, a także często strzelać z dwóch broni naraz. Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów rozgrywki jest możliwość wykonywania różnego rodzaju akrobacji w zwolnionym tempie, co pozwala na dokładne przycelowanie w przeciwników.
I mówię tu całkowicie dosłownie – gra została stworzona z myślą o konsolach, więc strzelanie na PC jest nieco, jakby to ładnie powiedzieć, „ubogie”. Ponieważ nie strzelamy dokładnie tam, gdzie celujemy, gdy mamy celownik blisko przeciwnika, gra „pomaga” nam, oznaczając go czerwonym kółkiem i kierując w niego pociski, nawet jeżeli nie wycelowaliśmy dokładnie w niego. A ustrzelenie headshota konwencjonalnym sposobem jest praktycznie niemożliwe. Do tej czynności gra też ma oddzielną mechanikę – musimy przytrzymać prawy przycisk myszy, wtedy na głowie wroga pojawi się drugie, żółte kółko, które szybko się zmniejszy razem z narastającym efektem dźwiękowym, co ma dać nam znak, żeby wcisnąć strzał. Wtedy pakujemy idealnego headshota. W erze PS2 mogło to być pomocne, ale mając w dłoni myszkę, którą bez problemu mogę w ułamek sekundy wycelować w głowę przeciwnika biegnącego na mnie z grabiami, tylko przeszkadza.
Tym natomiast, co w ogóle nie przeszkadza, a wręcz bardzo pomaga, jest soundtrack. Dobór utworów jest rewelacyjny i idealnie współgra z atmosferą i rozgrywką. Mamy tu ostrzejsze, metalowe brzmienia, ale też dużo hip-hopu i rapu, oczywiście w latynoskich rytmach. Muzyka zmienia się też w trakcie walki, i gdy nabijemy wyższy mnożnik punktów, stanie się ostrzejsza i szybsza, zapewniając nam zastrzyk adrenaliny do kolejnego eliminowania przeciwników skacząc po ścianach i rzucając się na prawo i lewo w zwolnionym tempie.
To właśnie to „rzucanie się na boki” i zwolnione tempo powodują skojarzenia z „bullet time’em” z serii Max Payne. I trzeba przyznać, że Total Overdose też robi to bardzo dobrze. Za wykonywanie trików i eliminację adwersarzy różnymi sposobami dostajemy punkty. Im bardziej zróżnicowane są nasze sposoby na czyszczenie planszy, tym wyższy mnożnik wbijamy i w konsekwencji dostajemy więcej punktów. Te zaś odblokowują nam więcej różnorakich fantów na koniec misji. Na przykład coś w rodzaju odznak – po zebraniu odpowiedniej ich liczby dostajemy choćby tryb strzelania z dwóch broni naraz. Takie same odznaki zbierzemy też w świecie gry, więc mamy powód do jego eksploracji, aczkolwiek…
Świat gry jest pusty i nudny
No właśnie. Eksploracja nie jest zbyt interesująca, ponieważ miasto jest dosyć puste i niezbyt ładne, a do tego podzielone na niewielkie dzielnice, które za każdym razem rażą ekranami ładowania. Widać tutaj dobitnie, że większość nakładu pracy poszła w system walki. Rzuca się to w oczy szczególnie wtedy, gdy zdamy sobie sprawę, że rok wcześniej wyszło GTA: San Andreas, które oferowało ogromną mapę, trzy wielkie miasta i mnóstwo małych miasteczek pomiędzy nimi, i to bez żadnych ekranów ładowania. Gdy grałem w Total Overdose pierwszy raz lata temu na PS2, te ekrany ładowania przyprawiały mnie o ból głowy.
Teraz, gdy ogrywałem na PC wersję z GOG-a, były już dużo mniej irytujące, ponieważ prawdopodobnie dzięki dyskowi SSD gra wczutuje się w ćwierć sekundy. Niemniej wciąż wyskakują za każdym razem, gdy przejeżdżamy z jednej dzielnicy do drugiej. Szkoda, że nie udało się ich całkowicie wyeliminować. W ramach narzekań wspomnę też o samochodach, których prowadzenie to nieśmieszny żart. Pojazdy zachowują się jak mydelniczka na kółkach – podczas skręcania tył samochodu ucieka sobie w drugą stronę, a koła nie kręcą się zgodnie z prędkością pojazdu. Ewidentnie do tego aspektu też nie przyłożono zbyt wiele pracy. Jedynym plusem może być efekciarski wyskok z pędzącego auta, które wjedzie w przeciwników lub wybuchające beczki.
Jeszcze więcej odjechanej akcji
Ponarzekałem trochę na to, co najbardziej mi się nie podobało w tym tytule, więc pora wrócić do pozytywów. W trakcie walki możemy korzystać ze specjalnych power-upów, nazwanych tu Loco Move, które znajdziemy w mieście, a także dostaniemy za wyniki punktowe w misjach. Każda z tych mocy jest żartem, a wiele z nich naprawdę pozwala poczuć się, jakbyśmy grali w egranizację filmu Tarantino czy Rodrigueza. Mamy tutaj przykładowo moc, która po odpaleniu daje dwa futerały na gitary, z których przez kilkanaście sekund prujemy do przeciwników, sami nie otrzymując obrażeń. Brzmi znajomo? Albo Tornado, które powoduje, że nasz bohater zaczyna kręcić się w miejscu i strzelać, a wszyscy pobliscy wrogowie padają jak muchy.
Gra na każdym kroku serwuje jakieś żarciki, śmieszki i humorki. Bohater ciągle komentuje nasz styl gry, rzucając tekstami typu „spicy!” albo nazwą triku, który wykonaliśmy. Działa to w sumie podobnie jak w grze Bulletstorm, gdzie za kreatywne eliminowanie przeciwników również otrzymywaliśmy punkty. Humor w Total Overdose za to wciąż mnie bawi i uważam, że nie zestarzał się ani trochę. Zawsze uśmiecham się, gdy odpalę kolejny Loco Move i Luchador z baseballem w ręku będzie biegał koło mnie i okładał członków kartelu narkotykowego. A to wszystko przy akompaniamencie szalonej, latynoskiej muzyki.
Nieco zapomniana i zostawiona
Mimo ewidentnych wad Total Overdose to gra, która mimo upływu lat, nie straciła na atrakcyjności. To hołd złożony kinu akcji, który oferuje graczom dynamiczną rozgrywkę, ciekawą fabułę i niezapomniane wrażenia. Choć gra ma swoje niedociągnięcia, takie jak nieco liniowy i pusty świat czy powtarzalne misje poboczne, to unikalny styl i klimat sprawiają, że jest to pozycja obowiązkowa dla każdego fana gier akcji. W produkcji był też sequel, który jednak został anulowany po przejęciu wydawcy przez firmę Eidos. Twórcy obiecywali ogromny, otwarty świat, który miał obejmować cały Meksyk.
Ciekawostką jest też to, że dwa lata po premierze Total Overdose, studio Deadline Games stworzyło coś na miarę kontynuacji lub „retellingu”, mianowicie Chili Con Carnage, aczkolwiek niestety tylko na PSP. „Sequel” zebrał lepsze oceny w mediach niż pierwowzór, jednak podejrzewam, że recenzenci brali pod uwagę to, że udało się przenieść sporą grę z PS2 prosto na PSP, bez większych zmian. Nie miałem okazji ograć tej produkcji, jednak patrząc na filmiki z rozgrywki nie różni się ona zbytnio od Total Overdose.
Jak dziś zagrać w Total Overdose?
Odpowiedź, jak to najczęściej bywa, kieruje nas na platformę GOG.com. To tutaj znajdziemy najwięcej klasyków, dostosowanych do działania na nowoczesnych sprzętach. W trakcie pisania tego tekstu gra kosztowała jedynie 5,49 zł, co jest naprawdę śmieszną ceną za rozrywkę, jaką oferuje. Bez promocji koszt zakupu to 21,99 zł.
Retro Gaming
Cykl Retro Gaming rozwijamy od października 2023 roku. Teksty wchodzące w jego skład znajdziecie w tych miejscach. Poniżej linkujemy do pięciu poprzednich odcinków:
- Samuraje, zombie, Jean Reno i wehikuł czasu. Onimusha 3 to niezapomniana mieszanka gatunków
- Klon Diablo i Diablo 2, który nie bał się eksperymentów. W Throne of Darkness walczyła i narażała się na śmierć cała drużyna
- Ta gra szokowała grafiką. AquaNox pokochali gracze, mimo że była to zaledwie wydmuszka
- Gra, która rzucała gracza w sam środek konfliktu templariuszy z asasynami i zrywała z męczącym „polowaniem na piksele”. Broken Sword robił to lepiej
- Najlepsza gra wojenna swoich czasów. Close Combat III skupiało się na psychologii żołnierza na froncie wschodnim
Ten materiał nie jest artykułem sponsorowanym. Jego treść jest autorska i powstała bez wpływów z zewnątrz. Część odnośników w materiale to linki afiliacyjne. Klikając w nie, nie ponosisz żadnych dodatkowych kosztów, a jednocześnie wspierasz pracę naszej redakcji. Dziękujemy!